Zlatan Alomerović: W Białymstoku brakuje tylko lotniska
2023-03-31 13:03:53; Aktualizacja: 1 rok temuZlatan Alomerović w ostatnich tygodniach wyrósł na pierwszoplanowego bohatera Jagiellonii Białystok. Jego świetna dyspozycja może okazać się decydująca w walce o utrzymanie. Zapraszamy na rozmowę z byłym zawodnikiem Borussii Dortmund.
Chciałbym zacząć tę rozmowę od Borussii Dortmund. Przeszedłeś przez Borussię U-17, U19, żeby trafić pod skrzydła Jürgena Kloppa. Jak wspominasz współpracę z nim?
Wspominam ją oczywiście bardzo pozytywnie. Sporo się od niego nauczyłem, dużo mi podpowiadał, wyniosłem wiele cennych rad z jego treningów. Bardzo otwarty trener, lubiący żartować z piłkarzami. Naprawdę bardzo się cieszę, że mogłem z nim współpracować.
To ten sezon, kiedy w Borussii grał Robert Lewandowski, Jakub Błaszczykowski czy Marco Reus. Byłeś z nimi w jednej szatni?Popularne
Tak. Oficjalnie byłem trzecim bramkarzem od 2012 roku, ale już wcześniej trenowałem z pierwszą drużyną, kiedy była taka potrzeba.
Z perspektywy czasu, jak spoglądasz na karierę Roberta Lewandowskiego?
Robert Lewandowski rozwijał się w bardzo szybkim tempie, z treningu na trening było widać, że gra coraz lepiej, i że kwestią czasu jest kiedy przejdzie do lepszej drużyny. Przyszedł z Lecha Poznań, potrzebował chwilę na przystosowanie się do warunków nowego klubu, ale jak wszedł na swój optymalny poziom, to szedł tylko w górę. Jak na treningach zaczynał strzelać, to trudno było go zatrzymać (śmiech). Borussia ma taką filozofię, że znajduje zawodników z potencjałem, rozwija ich, a potem sprzedaje do większych klubów.
Potem trafiłeś do Kaiserslautern, prowadzonego przez Kostę Runjaicia. Jaka to była drużyna?
Kaiserslautern to zespół z ogromnymi tradycjami w piłce niemieckiej. To w końcu czterokrotni mistrzowie Niemiec. Kiedy tam trafiłem pierwszym trenerem był akurat Kosta Runjaić, czyli obecny szkoleniowiec Legii Warszawa, i osiągał tam sukcesy. Dwukrotnie zajęli czwarte miejsce, ocierając się o awans do Bundesligi. Chciałem grać w pierwszym składzie, ale niestety się nie udało. Po roku rozwiązałem kontrakt, przez dwa lata byłem bez klubu, nie grałem w piłkę i szukałem zespołu, gdzie miałbym szansę na regularne występy. Jako pierwsza zgłosiła się Korona Kielce i tam się przeniosłem.
W Twoim pierwszym sezonie w Koronie zagrałeś w 21 spotkaniach, awansowaliście do grupy mistrzowskiej, zajęliście ósme miejsce. Dlaczego po roku zdecydowałeś się odejść?
Sezon 2017/2018 był chyba jednym z najlepszych w historii Korony. Myślę, że to duża zasługa trenera Gino Letteriego i niemieckich udziałowców, którzy zainwestowali w klub. Ściągali zawodników będących na „zakręcie”, jak ja czy Adnan Kovačevic, Nika Kaczarawa, Elia Soriano czy Goran Cvijanović. Przyszliśmy do Korony odbudować swoją karierę i stworzyliśmy ekipę, która dała kibicom wiele radości. Niestety, w moim kontrakcie była klauzula, mówiąca o tym, że muszę rozegrać ileś spotkań, żeby mój kontrakt automatycznie się przedłużył. Brakowało mi dwóch meczów, ale zostałem posadzony na ławce rezerwowych, żeby nie przedłużać ze mną umowy. To był dla mnie jasny sygnał, że mam odejść i że nie mam przyszłości w Koronie. W międzyczasie dostałem ofertę z Lechii Gdańsk, która walczyła o utrzymanie. Mieli ogromne problemy z defensywą, stracili prawie 60 bramek, więc pomyślałem czemu by nie spróbować i zdecydowałem się na taki ruch.
W Lechii bronił Dušan Kuciak, czyli bramkarz o dużej renomie w Ekstraklasie. Nie martwiłeś się, że będziesz numerem dwa?
Szczerze mówiąc, nie znałem historii Dušana w Ekstraklasie, nie interesowałem się tym wcześniej. Dla mnie ważne było to, że Lechia pomimo chwilowych kłopotów miała plany na przyszłość, chcieli zbudować zespół grający o puchary i ta wizja mnie przekonała. Widziałem dużo szans na regularne występy i ta kwestia przeważyła.
Twoim trenerem został Piotr Stokowiec i chciałbym zapytać, jak wspominasz współpracę z nim?
Dla mnie Piotr Stokowiec to trener z bardzo profesjonalnym podejściem, z ciekawym pomysłem na grę. Jest mega zorganizowany, wszystko ma zaplanowane na kilka tygodni do przodu, jest przygotowany na wiele różnych wariantów. Nie grałem na tyle dużo, żeby nazwać się pierwszym bramkarzem, ale równocześnie, w pierwszym sezonie zagrałem dziewięć spotkań w lidze, co nie jest typowe dla rezerwowego bramkarza. Chciałem grać więcej, ale taka była decyzja trenera. W tym samym sezonie wygraliśmy Puchar Polski, zagrałem w czterech meczach, między innymi w finale z Jagiellonią Białystok. Jestem bardzo zadowolony, bo wygraliśmy zasłużenie.
W tamtym sezonie po 30 kolejkach Lechia była liderem Ekstraklasy. W 33. kolejce do Gdańska przyjechała Legia. Daniel Stefański na samym początku podjął bardzo kontrowersyjną decyzję, przez którą po części nie wygraliście ligi. Jak duży niedosyt mieliście po tym sezonie?
W tamtym momencie nie mogliśmy tego zaakceptować, bo mieliśmy realną szansę na odskoczenie Legii. Ale to nie ten mecz pozbawił nas mistrzostwa. W fazie play-off wygraliśmy tylko dwa mecze, więc sami sobie przeszkodziliśmy. Teraz jak patrzę na to z dystansu, to Lechia była przebudowywana. Gdyby ktoś przed sezonem zaoferował nam trzecie miejsce, to wzięlibyśmy to w ciemno. Nie mieliśmy chyba wtedy drużyny na mistrzostwo Polski. Nie odczuwam jakiegoś żalu związanego z tamtym sezonem. Generalnie mam taką zasadę, że staram się nie żałować, tylko wyciągać wnioski na przyszłość i osiągać lepsze rezultaty.
W następnym sezonie dostałeś jeszcze mniej szans. Jak trener Stokowiec to tłumaczył?
Trener mówił, że taka jest jego decyzja, że w tamtym momencie Dušan dawał więcej drużynie. Nie podał mi żadnych konkretnych powodów. Musiałem to zaakceptować, było mi ciężko, ale dalej solidnie pracowałem na treningach, żeby wywierać presję na Dušanie. Trudno mi to było wtedy zrozumieć, ale może za kilka lat będzie okazja, jak skończę karierę, zapytać trenera Stokowca jak to wtedy było. Co ciekawe, w tamtym sezonie znowu graliśmy w finale Pucharu Polski i to ja byłem „jedynką” we wszystkich meczach.
Po odejściu z Lechii miałeś dużo ofert?
Zanim odszedłem z Lechii, regularnie grałem na początku sezonu. W meczach domowych wygrywaliśmy wszystko, nie traciliśmy goli. Na wyjazdach remisowaliśmy. Dzień przed meczem z Lechem dostałem informacje, że jutro nie zagram, co było dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Potem przyszedł trener Tomasz Kaczmarek, dostałem dwa mecze, ale później znów usiadłem na ławce. To był dla mnie sygnał, że nie mam co liczyć na regularnie występy i że muszę szukać nowego klubu. Już wcześniej kontaktował się ze mną trener Ireneusz Mamrot, był bardzo zdeterminowany, żebym do nich trafił. Spodobała mi się gra Jagiellonii i pomysł trenera Mamrota, więc długo się nie zastanawiałem nad przenosinami.
Wizja bycia bramkarzem numer jeden Cię przekonała?
Wiedziałem, że byłem w dobrej formie. W tamtych rozgrywkach zagrałem w Lechii w sześciu spotkaniach, zdobyliśmy dwanaście punktów, straciłem tylko cztery bramki, dobrze czułem się w drużynie i nagle doszło do zmiany trenera, której do końca nie rozumiałem. Straciłem miejsce w składzie i odszedłem. Uważałem, że pasowałem do profilu zawodnika pożądanego przez trenera Kaczmarka, ale nie przełożyło się to na regularną grę. Więc tak, obietnica regularnej gry była dla mnie najistotniejsza i to właśnie ona mnie przekonała.
Jaka atmosfera panuje w drużynie w związku z sytuacją w tabeli?
No, sytuacja w tabeli jest bardzo niebezpieczna, mamy tylko dwa punkty przewagi nad Koroną. Różnice między poszczególnymi zespołami są nie duże, więc w każdym meczu musimy dawać z siebie 110% procent. Przed nami bezpośrednie mecze ze Stalą Mielec, Śląskiem Wrocław, Lechią Gdańsk i tak dalej, a to znaczy, że w każdych z tych spotkań musimy wygrać, aby być bezpiecznym. Nie jesteśmy zadowoleni z naszej sytuacji, ale musimy odnaleźć się w tej sytuacji i wygrywać najbliższe spotkania. Gramy bardzo słabo na wyjazdach, co nam nie pomaga, ale tak jak mówię, musimy skupić się na tych meczach, które przed nami.
Jak oceniasz warsztat trenerski Macieja Stolarczyka, bo wiele mówi się o tym, że to zdolny trener, ale ma duży problem z grą obronną. Jak na to patrzysz jako bramkarz?
Nie ukrywam, że czasami rozmawiam z trenerem na temat naszej gry obronnej, ale to normalne, gdyż jestem bramkarzem. Moim zdaniem pozwalamy rywalom na zbyt wiele pod naszą bramką. Trener lubi grać ofensywnie, taki styl jest atrakcyjny dla oka, ale musimy do tego dołożyć poprawę w defensywie. Od małego mówiono mi, że defensywa to podstawa. Jesteśmy jedną drużyną, mamy wspólne cele i ich realizacja jest dla nas priorytetem.
Jak oceniasz ten sezon w swoim wykonaniu?
Generalnie uważam, że mogę mieć powody do zadowolenia ze swojej postawy, bo były mecze, w których dołożyłem coś od siebie dla drużyny. Jednak dla mnie ważniejsza od własnej formy jest dyspozycja zespołu. Skupiam się teraz na najbliższym meczu ze Stalą, bo naszym celem są trzy punkty.
Zwiedziłeś trochę polskich miast. Które z nich jest Twoim zdaniem najbardziej przystępne do życia.
Gdańsk jest w moim sercu, ale to bardziej z przyczyn osobistych, gdyż tam urodziła się moja córka, więc na zawsze będę miał sentyment do tego miasta. Ponadto blisko znajduje się morze, mamy do dyspozycji lotnisko co jest największą zaletą, bo jak chcieliśmy gdzieś lecieć, to wszystko mieliśmy na miejscu. Nie chcę, żeby zabrzmiało to tak, że Białystok jest gorszy od Gdańska. Z perspektywy obcokrajowca brakuje nam tylko lotniska. Gdyby takie powstałe, to tak Białystok, jak i całe Podlasie zyskałoby większe zainteresowanie zagranicznych turystów.
Planujesz zostać w Polsce po zakończeniu kariery?
Polska jako kraj bardzo mi się podoba, nigdy niczego mi nie brakowało, ale trudno mi ocenić, co się wydarzy za kilka lat, jak „zawieszę buty na kołku”. Może być tak, że wyjadę do Niemiec, zostanę w Białymstoku, przeprowadzę się do innego miasta w Polsce, albo trafię w zupełnie niespodziewane miejsce. Na pewno chciałbym zostać przy piłce, bo to moja największa życiowa pasja, może kiedyś założę swoją szkółkę piłkarską. Kto wie. Ale na razie skupiam się na tym co jest, nie wybiegam zbytnio w przyszłość.
JAKUB SKORUPKA