50-latek objął funkcję opiekuna „Bawarczyków” dość niespodziewanie w marcu po podjęciu decyzji o natychmiastowym odsunięciu od obowiązków Juliana Nagelsmanna.
Ta nagła roszada przed kluczowymi meczami sezonu nie wpłynęła najlepiej na zespół, który najpierw uznał wyższość Freiburga w ćwierćfinale Puchar Niemiec, potem na tym samym etapie przegrał dwumecz z Manchesterem City w Lidze Mistrzów, by na koniec dzięki potknięciu Borussii Dortmund w ostatniej kolejce odzyskać pozycję lidera i zarazem zdobyć tytuł mistrza Niemiec.
Te rezultaty nie były zadowalające dla władz Bayernu Monachium, ale uznały one, że trener Thomas Tuchel nie miał zbyt wiele czasu na zapoznanie się z zespołem i wdrożenie swoich ustawień. Dlatego pozostał na zajmowanym stanowiskiem z nadrzędnym celem w postaci poprawy ogólnej sytuacji w klubie.
Na razie nie realizuje do końca tych pragnień i na domiar złego nie może liczyć na pełne poparcie szatni.
Wskazują na to dziennikarze TZ.de, którzy uważają, że dotychczasowa współpraca pomiędzy szkoleniowcem a zawodnikami nie układa się najlepiej.
Są oni niezadowoleni z rozwiązań trenera Tuchela w kwestii pracy w defensywie. Pomimo tego, że przykłada on do tego dużą wagę, to nie wpływa to na tracenie mniejszej liczby bramek.
Ponadto szwankuje komunikacja pomiędzy nim a piłkarzami, którzy dopiero na kilka godzin przed spotkaniem poznają wyjściowy skład. W efekcie niektórzy z nich mają trudności z przyswojeniem powierzonej im roli.
Na szczęście gracze mają oparcie w jego asystentach - Zsolcie Lőwie i Anthonym Berrym, w przeciwnym razie moglibyśmy wyczekiwać zwolnienia Tuchela, który nie przepracowałby nawet roku na zajmowanym stanowisku.
Bayern Monachium przegrał na starcie sezonu mecz o Superpuchar Niemiec z RB Lipsk, przewodzi w swojej tabeli w Lidze Mistrzów, przebrnął pierwszą rundę Pucharu Niemiec i plasuje się na trzecim miejscu w Bundeslidze za plecami Bayeru Leverkusen oraz VfB Stuttgart.