Nie jest tajemnicą, że od początku tego sezonu dużym problem Pogoni Szczecin jest formacja defensywna.
Dało się to odczuć nie tylko w europejskich pucharach, ale też na krajowym podwórku.
Wpływ na to ma nie tylko ryzykowna taktyka trenera Jensa Gustafssona, ale też kontuzje, z którymi w ostatnim czasie boryka się pierwszy zespół.
Nie można bowiem zapominać, że z problemami zdrowotnymi od jakiegoś czasu zmaga się Mariusz Malec, a teraz dołączył do niego też Wojciech Lisowski.
Drugi z nich de facto nie był do pewnego momentu przedstawiany jako gracz pierwszego zespołu, ale w obliczu problemów kadrowych, szwedzki szkoleniowiec postanowił dokooptować go do swojej grupy.
Choć latem wydawało się to wręcz konieczne, to do Szczecina nie przybył żaden stoper, co poniekąd może tłumaczyć przeciętną postawą drużyny u progu rozgrywek.
Jeśli jednak „Portowcy” nie chcieli nikogo pozyskiwać, to mogli uniknąć kłopotów w inny sposób - pozostawiając któregoś z defensorów, odchodzących z drużyny.
Tu na myśl przychodzą gracze, którzy zasilili Górnika Zabrze, czyli Kryspin Szcześniak oraz Konstandinos Triandafilopulos.
Szczególnie pierwszy z nich wydawał się ciekawym rozwiązaniem w kontekście obsadzenia pozycji młodzieżowca. On jednak uznał, że dla jego rozwoju lepsze rozwiązanie to gra pod batutą Jana Urbana.
Obaj z nich mają też rzecz jasna swoje wady, lecz w tym momencie drużyna jest w podbramkowej sytuacji. Być może jeszcze ktoś do klubu przyjdzie, ale wkomponowanie takiego delikwenta w zespół też potrwa.