Poprzedni rok był dla legionistów
niezwykle udany. Warszawiacy sięgnęli po mistrzostwo Polski, po
czym wywalczyli historyczny awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. To
wiązało się oczywiście z wielkim jak na rodzime warunki
zastrzykiem gotówki. Mioduski dał jednak do zrozumienia, że w klubie nie jest tak kolorowo, jak niektórzy myślą.
- Legia wydawała więcej
niż miała? Tak, w dodatku w nierozsądny sposób. Nie mam problemu,
by inwestować pieniądze, które mamy, a nawet zadłużać się, by
podnieść jakość piłkarską, ale trzeba to robić w taki sposób,
by nie zachwiać stabilnością klubu, jeżeli coś pójdzie nie
tak.
(…) - Z pieniędzy zarobionych w Lidze Mistrzów
oddaliśmy ITI 20 milionów złotych, reszta rozeszła się głównie
na wcześniejsze zobowiązania. W tym samym czasie zaciągnęliśmy
zewnętrzny dług o wartości 30 mln zł. Gdybyśmy nie dostali się
do Ligi Mistrzów, klub miałby kilkadziesiąt milionów złotych
zadłużenia wobec różnych instytucji i brak planu, jak go pokryć.
Liga Mistrzów, z finansowego punktu widzenia, ustabilizowała klub.
Dziś mogę powiedzieć: nie ma kasy, zaczynamy od poziomu zero,
muszę się troszczyć o pomostowe finansowanie, żeby zachować
bieżącą płynność, ale sytuacja jest stabilna. Daje poczucie
bezpieczeństwa - przyznał Mioduski, dodając, że pieniądze z
kolejnej raty z UEFA są już w zasadzie wydawane.
Działacz
wbił też małą szpilkę Bogusławowi Leśnodorskiemu, odnosząc
się do jego słów o 15 kilogramach nadwagi, jakich nabawił się
będąc wcześniej prezesem:
- Wnioski wydają się
oczywiste. Trzeba było mniej czasu spędzać na sutych i
zakrapianych kolacjach, a więcej na normalnej pracy. Wtedy nie
byłoby problemów z wagą, a i czas na chrzciny by się znalazł.
Mówiąc całkiem poważnie, praca jest bardzo intensywna, ale do
wykonania. Lubię takie wyzwania, nie mam problemów z robieniem
dziesięciu rzeczy na raz.
Mioduski: Nie ma kasy. Zaczynamy od poziomu zero
Właściciel i prezes Legii Warszawa, Dariusz Mioduski, opowiedział w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” o sytuacji finansowej mistrzów Polski.