Zagadkowy
Juventus w obecnym kształcie istnieje od 1992 roku. W Rumunii
klub o identycznej nazwie działał jednak znacznie wcześniej.
Pierwotne rumuńskie „Juve” powstało w 1924 roku po fuzji dwóch
zespołów. Jednym z głównych pomysłodawców był Ettore Brunelli,
wokół którego znalazło się jeszcze kilku innych włoskich
biznesmenów. Rok później Juventus zadebiutował w rozgrywkach o
mistrzostwo kraju, po upływie kolejnych 12 miesięcy zakończył
sezon na drugim miejscu, a w 1930 roku zgarnął tytuł mistrzowski.
Potem klub wielokrotnie zmieniał nazwy, aż w końcu w
latach pięćdziesiątych przestał istnieć. Wszystkich piłkarzy
przeniesiono do Flacary Ploieşti, którą obecnie znamy jako
Petrolul. I to właśnie klub z Ploiești dzierży tradycje
pierwszego Juventusu. Ten obecny został utworzony niejako na jego
podobieństwo, ale formalnie nie ma z nim nic wspólnego.
Herb
zerżnięty od włoskiego Juventusu? On pojawił się stosunkowo
niedawno. W rumuńskich mediach do dzisiaj funkcjonuje zresztą kilka
wariantów logo rumuńskiej ekipy. Same biało-czarne barwy, które
również przywodzą na myśl turyńską „Starą Damę” odnoszą
się bardziej do kolejnej nieistniejącej rumuńskiej drużyny -
Colentiny, z którą „Juve” jest mocno utożsamiane. Stadion, na
którym gra, znajduje się w identycznie nazywającej się dzielnicy
Bukaresztu.
Przez pierwsze lata istnienia Juventus był
jednym z wielu maluczkich rumuńskich klubów. Zwykle występował na
trzecim szczeblu rozgrywek. Tak wyglądały lata dziewięćdziesiąte
i początek XXI wieku. To wtedy jego barwy reprezentował zresztą
dotychczas najbardziej znany wychowanek, Ciprian
Tătărușanu, obecnie 41-krotny reprezentant Rumunii i zawodnik
Fiorentiny. Juventus szybko zrobił się dla niego za ciasny i stąd
jeszcze przez występy w Glorii Bystrzyca, trafił do Steauy. Ale w
klubie pamiętają go do dzisiaj.
Pierwszy awans do drugiej
ligi „Juve” wywalczyło w sezonie 2009/2010, ale zbyt długo w
niej nie gościło. Zespół szybciutko spadł na trzeci szczebel i
musiał zaczynać od nowa marsz w górę. Kolejny udało się
wywalczyć dopiero w poprzednim sezonie. Styl był jednak znakomity,
bo w 24 spotkaniach Juventus nie odniósł ani jednej porażki. I
świetna passa trwa do dzisiaj.
Liczba zielonych
pól naprawdę robi wrażenie. Ostatnie 38 ligowych spotkań (zarówno
w trzeciej, jak i drugiej lidze) - 32 wygrane. Ekipa Şoimii Pâncota
dostała od „Juve” - uwaga, uwaga - 18:0. Co prawda każdy lał
ją jak popadnie, ale nikt nie wbił jej aż tylu goli. I szkoda
tylko, że wycofała się ona rozgrywek. Piękny wynik ostatecznie
został bowiem wykasowany. Ale wysokich zwycięstw i tak jest cała
masa. W piątek Juventus wygrał na przykład 5:0 z Berceni.
Sam
awans i obecna świetna dyspozycja jest zasługą 35-letniego trenera
Daniela Oprițy, w przeszłości byłego zawodnika m.in. Steauy i
sześciokrotnego reprezentanta Rumunii. To właśnie w Steaule
pracował wcześniej jako asystent Mirela Rădoi, ale z funkcji dość
szybko zrezygnował. Po awansie zachowywał spokój, choć nie
brakowało też wypowiedzi zapowiadających walkę z najlepszymi.
W
ostatnich 14 miesiącach „Juve” doznało w sumie tylko dwóch
porażek - z Brașov w lidze i w pucharowym meczu z Academicą
Clinceni. Po tej drugiej Oprița przyznał jednak szczerze, że
drużyna podeszła do spotkania zbyt pewna siebie.
A
co powiedział po po niedawnym zwycięstwie
z ASU Poli? -
Chcę wygrywać w każdym spotkaniu i o takie samo podejście proszę
moich zawodników. Rywale już nas znają, ale jesteśmy w stanie to
robić.
Kadra
Juventusu oparta jest niemal na samych Rumunach. Wyjątek stanowi
brazylijski obrońca Walace, który od lat gra w rumuńskich klubach.
Wielkim zawodnikiem jednak nie jest. Przed szereg wybija się jednak
kilka innych postaci. 24-letni Bogdan Chipirliu w zeszłym sezonie
strzelił jednego gola dla Oţelul. W tym, na przestrzeni niemal
identycznej liczby minut, w 12 meczach ukłuł już 15 razy. Drugim
strzelcem zespołu jest cztery lata starszy Vasile Buhăescu, który
ma na koncie siedem trafień, a w pomocy wyróżniają się George
Călințaru czy Marian Stoenac, rocznik 1994.
Za klubem stoi
Ilie Ciuclea. Biznesmen, do którego należy firma Supercom,
zajmująca się m.in. wywozem odpadów i dbaniem o czystość
rumuńskich ulic. Zwany w niektórych rumuńskich publikacjach
„królem śmieci” przedsiębiorca w przeszłości był posłem.
To właśnie on postanowił podążyć śladami Brunellego. Od samego
początku zależało mu przede wszystkim na tym, żeby w jak
najlepszy sposób szkolić młodych zawodników.
- Prawdopodobnie
nigdy nie zostaniemy mistrzem kraju, ale dążymy do tego, żeby
rozwijać dzieci. Uczyć ich grać w piłkę, ale nie tylko. Przede
wszystkim, pomagać im wkraczać w dorosłe życie - przyznał na
początku zeszłego roku 72-latek. Nazwa klubu w końcu do czegoś
zobowiązuje. I „Juve” dobrze szkoli swoją młodzież. Ostatnio
jako jedyny drugoligowiec wysłało swojego zawodnika na kadrę
młodzieżową.
Tak
naprawdę do pewnego momentu pierwszy zespół nie był w Colentinie
wcale taki najważniejszy. Oczywiście ostatnie wyniki to zmieniają.
A stoi za nimi jeszcze jedna osoba. Latem prezesem klubu
został Gheorghe Chivorchian. Wcześniej
piastował on tę funkcję w kilku innych rumuńskich klubach.
Ponadto był sekretarzem generalnym tamtejszej federacji, z którego
to stanowiska został... usunięty. Powody? Nadużycia finansowe
względem Politehniki Timișoara, z którą wcześniej był związany.
- Rozmawiałem z kilkoma innymi klubami, ale wybrałem właśnie
Juventus. Klub jest stabilny finansowo i chce się rozwijać. Chcemy
jeszcze lepiej szkolić młodzież a do tego dochodzi budowa nowego
stadionu na 15 tysięcy miejsc - przyznał po dołączeniu do klubu.
Obecnie Juventus występuje na dwutysięczniku.
Przed
startem rozgrywek, mimo kilku obiecujących transferów, Chivorchian
powiedział, że jego drużyna wcale nie będzie bić się o awans i
kandydatów do promocji upatruje w zupełnie innych drużynach. Życie
jednak wszystko zweryfikowało. Albo oczywiście celowo wypowiadał
się on z kurtuazją. Do końca sezonu daleko, ale „Juve” pewnie
będzie biło się o wejście do elity.
A my mamy tylko nadzieję, że
wszystko jest w stu procentach czyste. Bo historia ciekawa, ale po
rumuńskiej piłce można spodziewać się absolutnie wszystkiego.