„Dostaję groźby śmierci”. Romain Molina i trudna sztuka zmieniania piłki na lepsze
2021-12-03 12:09:18; Aktualizacja: 2 lata temuJeden Romain Molina nie zbawi świata piłki. Przykład Ruiego Pinto z Football Leaks dobitnie pokazał, że w tej machinie nie ma miejsca dla autsajderów bez silnego zaplecza. Najgorsze skandale żyją góra dwa dni. Brudna piłka toczy się dalej, a wraz z nią groźby śmierci i polowanie na „niewygodnych”.
Najgorsze za nim. Miał już kiedyś rok, gdy dostał 200 wiadomości z pogróżkami. Nieprzyjaciele dzwonili nawet do jego matki.
Molina ma szczęście, że nie mieszka we Francji, bo szybko zostałby namierzony. W ostatnim roku często mówił o poczuciu zagrożenia. Ujawnia afery z tak wielu krajów, że wrogów znajdzie na każdym kontynencie.
- Raz zadzwonił do mnie Max Mokey, prezes klubu w Kongo, i powiedział, że jego ludzi już po mnie jadą. Znam go z nazwiska, bo ten idiota nie zastrzegł numeru - mówi Molina, który po ostatniej akcji z Ferlandem Mendym podobnych telefonów za chwilę będzie miał więcej. Popularne
Sprawa jest powszechnie znana: tydzień temu francuski dziennikarz założył na Twitterze pokój audio, w którym przez ponad trzy godziny ujawniał skandale seksualne świata piłki. Jednorazowo słuchało go 70 tysięcy ludzi, w tym wielu uznanych graczy, jak choćby Dimitri Payet. Media masowo kopiowały te informacje: gwałty i pedofilię w akademiach, wymuszanie aborcji w FIFA plus tradycyjnie ustawki meczów w Azji. Wystarczyło jednak kilka dni, by kurz opadł. Mendy, którego Molina oskarżył o pobicie kobiety w 2018 roku, najpierw wybiegł na boisko w meczu z Granadą, a potem z Sheriffem Tyraspol w Lidze Mistrzów. Do dziś nie zabrał głosu na temat zarzutów. Inne wielkie media też milczą.
ZMOWA MILCZENIA
Przykład Moliny pokazuje, że nawet mając do dyspozycji siłę Internetu, trudno jest stawać do walki z wielkimi klubami i koncernami medialnymi, które często te kluby kryją. To ogromna siatka powiązań.
Mathieu Grégoire, autor książki „Les Parrains du foot” o związkach francuskich graczy z mafią powiedział kiedyś: omerta, czyli zmowa milczenia, w piłce jest większa niż w gangsterce. To nie przypadek, że Rui Pinto z Football Leaks ostatnie lata przesiał w więzieniu. Dopiero niedawno zgodził się współpracować z prokuraturą, ale kilka klubów, w tym Benfica już robią wszystko, by za kratki wrócił. Wielki futbol nie lubi niewygodnych postaci z 27 terabajtami danych.
To Pinto ujawnił notoryczne łamanie finansowego Fair Play przez Manchester City. On pisał o Cristiano Ronaldo i domniemanym gwałcie ponad dekadę temu w Las Vegas. Dokumenty o tym, jak wielkie nazwiska przepuszczają pieniądze przez wehikuły podatkowe na Wyspach Dziewiczych - to też jego sprawa.
Nie naruszyło to jednak wizerunków ani zespołów, ani graczy. Oni dalej bawią się w najlepsze. Mają siatki powiązań z agentami, działaczami i milionami w tle. Skoro mocne dowody Pinto nie zmieniły niczego, to bomby Moliny też szybko zostaną zdetonowane.
DO ZOBACZENIA W SĄDZIE
Francja od dawna udaje, że facet nie istnieje. W społeczeństwie, gdzie dyplom wciąż ma ogromne znaczenie, Molina nie skończył nawet studiów dziennikarskich. Nikt go nie nazywa dziennikarzem, choć świat tak poszedł do przodu, że dziś lepsze informacje zdobywają ludzie, którzy w piłce widzą jedynie hobby. Molinie trzeba oddać, że wie dużo i rzadko przestrzela.
To dlatego może sobie pozwolić na rzucanie oskarżeniami.
Dwa miesięcy temu trener Caen, Stéphane Moulin podał go do sądu za mówienie o tym, iż miał konflikt z piłkarzami z Maghrebu. Molina odpisał mu na Twitterze krótkie: „Do zobaczenia!”. Dodał, że ma tylu świadków, iż nie boi się o bezpieczny finał.
Niewielu jest w piłce ludzi takich, jak on: bez przynależności do redakcji, bez akceptacji we własnym kraju, cały czas na kontrze i w podróży między krajami.
Molina wychował się w Isère niedaleko Lyonu. Jako nastolatek wyjechał do Szkocji, ponieważ zamarzyło mu się granie w tamtejszych drużynach koszykówki. Kilka lat później wsiadł w samochód i przejechał 3700 kilometrów, by zamieszkać w Andaluzji. Zaraz potem osiadł w Gibraltarze i zdobył tam nawet Puchar Kraju. Powiedział kiedyś, że jest jak Leopold Bloom z „Ulissesa”.
Cały czas chce być w ruchu, co widać po jego pracy dziennikarskiej: wydał sześć książek, prowadzi kanał na Youtube’ie i publikuje wstrząsające rzeczy w CNN, „Guardianie” albo w „New York Times”.
BIZNESY ZAHAVIEGO
To właśnie te duże marki otwierają mu okna na kolejne głośne sprawy. Legitymizują też jego wiarygodność. Gdyby nie to, pewnie trzeba byłoby potraktować Molinę jako pierwszego lepszego atencjusza z Internetu, który wrzuca granat, zamyka drzwi i ucieka. Pierwsze poważne śledztwo przeprowadził, mając 22 lata. Na łamach CNN opublikował kulisy transferu Chancela Mbemby, nowego gracza Anderlechtu, który w Afryce miał cztery daty urodzenia. Belgijski klub przekonywał, że ściągnął talent z rocznika 1994, gdy inne źródła podawały nawet 1988. Skończyło się odesłaniem chłopaka do Kinszasy. Tradycyjnie w tle były też pogróżki i sądy, ale Molina miał na tyle mocne karty, że wyszedł z tej sprawy wygrany. Od tego momentu coraz mocniej zapragnął poznawać brudną stronę piłki. Od zawsze fascynowało go to, jak bardzo ludzie potrafią się skundlić dla kilku lub kilkunastu tysięcy euro łatwego zarobku. W książce „La Mano Negra” przygląda się światkowi agentów, gdzie największe wrażenie do dziś robi na nim Pini Zahavi. Izraelczyk nie bryluje w mediach, jak Mino Raiola. Daleko mu do popularności Jorge Mendesa, a jednak to jego osoba zawsze krąży przy nazwiskach typu Lewandowski albo Neymar. - No Pini, No Party - mówi, przypominając, że to on przeprowadzał transfer Brazylijczyka do PSG. Ma wpływ na media i kluby. Czasem też na polityków. Gdyby nie on, nie udałoby się wznowić negocjacji między PSG a AS Monaco w sprawie Kyliana Mbappe. Zahavi na Parc des Princes za każdym razem ma osobny czerwony dywan. Może więcej niż inni, ale w przeszłości też nie zawsze działał według prawa. W belgijskim sądzie wciąż toczy się sprawa Royal Excel Mouscron i tego, że, kontrolując klub, prał w nim pieniądze.
ZAKAZ WJAZDU NA HAITI
Molina lubi nazywać siebie romantykiem piłki. Kilka lat temu zdarzyło się, że miał w ręku bilet VIP na Chelsea - PSG, ale zamiast tego wsiadł w pociąg do Luton i obejrzał spotkanie piątej ligi za 18 funtów. Kocha autsajderów i prawdziwość w piłce. Próbuje naprawiać mniejsze lig, opisując historie jak ta w litewskim Stumbrasie Kowno, gdzie właściciel zabrał 20 graczom z Afryki paszporty i skoszarował ich w jednym baraku. Takich Strumbrasów jest w piłce setki. Niestety mało komu chce się w tym błocie wytarzać.
To dzięki Molinie ujawniono, jak prezydent federacji Haiti molestował seksualnie piłkarki. Artykuł w „Guardianie” poskutkował zwolnieniem oskarżonego i oczyszczeniem tamtejszego środowiska. Dzięki solidnemu dziennikarstwu śledczemu to samo dzieje się aktualnie w Mongolii i w malijskiej federacji koszykówki. Molina korzysta na tym, że w małych krajach łatwiej o informatorów. Wszystko dokładnie sprawdza, ma ogromną wiarygodność i stale zachęca: jeśli wiecie o jakichś nadużyciach, piszcie. Sukces w Haiti, otworzył inne mniejsze federacje, by wyciągnąć kilka trupów z szafy.
- Przez jakiś czas raczej nie wybiorę się do Haiti. Gdy zacząłem kopać, okazało się, że to siedlisko handlarzy narkotyków i przestępców seksualnych. Im mocniej w to wchodziłem, tym coraz bardziej nie mogłem uwierzyć, że to wszystko ma miejsce, a FIFA milczy. Groźby śmierci, które dostaję aktualnie, pochodzą właśnie z Haiti - mówi Molina.
Sprawy gwałtów na trzynastoletnich dziewczynkach tak bardzo go poruszyły, że w kolejnych dochodzeniach chce z tego zrobić temat numer jeden. Stąd ostatnio wysyp doniesień o pedofilach, prowadzących akademie w Gabonie, Sierra Leone i Kongo.
PRACA ZA TYSIĄC EURO
Czasem nie chce się w to wszystko wierzyć, ale na końcu zawsze wychodzi na jego. To Molina długo przed wszystkimi opowiadał, że kontrakt telewizyjny Mediapro w Ligue 1 jest wydmuszką i skończy się krachem. Dwa miesiące później faktycznie tak się stało. Teraz z dumą prezentuje tweety, gdy już jakiś czas temu opowiadał, że Kamerun nie jest w stanie zorganizować styczniowego Pucharu Narodów Afryki. Artykuł w „New York Times” o molestowaniu chłopców w akademii Clairefontaine też był prawdziwy. Sprawa dotyczyła jednego z pracowników, którego szefowie kryli i przesuwali w mniej eksponowane stanowiska. Właśnie za to Molina nienawidzi Francji: że toleruje patologie i wszystko zamiata pod dywan.
Podczas niedawnych pogadanek na Twitterze wprost powiedział, że w akademii jednego z klubów Ligue 1 w ubiegłej dekadzie doszło do gwałtu na młodym graczu pochodzącym z Afryki. Niestety sprawa została zatuszowana, bo dyrektor akademii świetnie znał się z komendantem lokalnej policji. Tak to wygląda od lat. Szefowie największych mediów w kraju doskonale znają się z prezesami klubów. O sprawie Ferlanda Mendy’ego nikt nie miał prawa napisać, bo w grę wchodził przecież transfer do Realu Madryt za 50 milionów euro.
- Czasem myślę, że jestem palantem. Patrzę na stan mojego konta i zamiast zająć się normalną pracą, walczę z systemem. Na szczęście mieszkam w Andaluzji, tu życie nie jest drogie. Inaczej musiałbym wrócić do warzywniaka rodziców albo zostać prostytutką na dworcu w Glasgow. Zawsze podaję ten przykład, bo mieszkałem tam i widziałem mnóstwo dziwnych scen - mówi Molina.
Na swoim kanale Youtube’owym ma obecnie 122 tysięcy subskrybentów i zarabia około 1000 euro miesięcznie. Jak sam mówi: nie chodzi mu o kasę, a o zmienianie piłki na lepsze. Wyjątkowo romantyczne podejście w tych nieromantycznych czasach. Kolejne bomby już czekają.
PAWEŁ GRABOWSKI
NEWONCE.SPORT, CANAL+