Iñigo Martinez - zdrajca, który spełni marzenie
2023-05-19 22:17:01; Aktualizacja: 1 rok temuWszystko wskazuje na to, że Iñigo Martinez latem zasili szeregi FC Barcelony. W związku z tym warto lepiej poznać przyszłego klubowego kolegę Roberta Lewandowskiego.
Środkowy obrońca przyszedł na świat siedemnastego maja 1991 roku w miejscowości Ondarroa położonej nad Zatoką Biskajską. Przygodę z futbolem rozpoczął w lokalnej drużynie Aurrerá Ondarroa, z której następnie trafił do akademii Realu Sociedad, mimo że od najmłodszych lat kibicował Athleticowi.
W pierwszym zespole „Niebiesko-białych” zadebiutował dwudziestego siódmego sierpnia 2011 roku przeciwko Sportingowi Gijon (2:1) i od razu wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie. Przez kolejne kilka lat był ostoją defensywy drużyny, aż w końcu stało się jasne, że Real Sociedad zrobił się dla niego za mały.
Martineza łączono wtedy między innymi z Juventusem, Manchesterem City czy po raz pierwszy, jak się później okaże nie ostatni, z Barceloną. Jego dużym zwolennikiem był ówczesny szkoleniowiec „Dumy Katalonii”, Ernesto Valverde, ale władze klubu nie spełniły jego życzenia w postaci kupna wychowanka Realu Sociedad.Popularne
Ostatecznie zawodnik podjął najmniej oczekiwaną decyzję i w styczniu 2018 roku postanowił przenieść się do lokalnego rywala swojej dotychczasowej drużyny, Athleticu, który uruchomił klauzulę odstępnego, wynoszącą trzydzieści dwa miliony euro. Martinez miał wejść w buty, sprzedanego do Manchesteru City za sześćdziesiąt pięć milionów euro, Aymerica Laporte’a.
Ten ruch wywołał szok u wszystkich związanych z drużyną z San Sebastian. W końcu środkowy obrońca niejednokrotnie zapewniał na przestrzeni lat, że nigdy nie trafi do lokalnego rywala. Brał także udział w klubowej kampanii pod tytułem „Nie mam innego zespołu”. Miał on w klubie bardzo mocną pozycję, zbudowaną przez wiele sezonów. W związku z tym planowano mu po zakończeniu kampanii 2017/2018 przekazać opaskę kapitańską, ponieważ do zakończenia kariery szykował się Xabi Prieto.
Martinez okazał się trzynastym graczem w historii, który przeniósł się z Estadio Anoeta na San Mamés i z miejsca stał się w San Sebastian wrogiem numer jeden. Klub postanowił wręcz wymazać go ze swojej pamięci, wydając oficjalne oświadczenie, w którym zachęcał kibiców do wymiany za darmo koszulek z nazwiskiem „Martinez” na inne.
Dodatkowo dziesięciotysięczne miasteczko Onati, położone w sercu Kraju Basków, rozwiązało fanklub Iñigo Martineza. Sam zawodnik po przeprowadzce dolał oliwy do ognia, mówiąc, że dołączył do wielkiego organizacji, niezadowalającej się tylko miejscem w środku tabeli, wbijając bolesną szpilkę w serca ludzi związanych z Realem Sociedad.
W ekipie z Bilbao 31-latek szybko wywalczył sobie pewne miejsce w podstawowym składzie, a w sezonie 2020/2021 zdobył jedyne w swojej seniorskiej karierze trofeum, czyli Superpuchar Hiszpanii.
Po następnej, udanej dla siebie, kampanii ponownie pojawiło się zainteresowanie ze strony Barcelony. Traktowano go jednak tylko jako opcję rezerwową dla transferu Julesa Kounde, chociaż obaj są graczami o zupełnie innym profilu. Ostatecznie to Francuz przed rokiem zasilił szeregi zespołu z Camp Nou.
Wszystko wskazuje jednak na to, że Martinez w końcu trafi do Stolicy Katalonii i to pomimo nie najlepszej dla niego obecnej kampanii. Rozegrał w niej tylko osiemnaście spotkań, wiele kolejnych stracił z powodu urazów (zresztą obecnie też leczy kontuzję) oraz nie znalazł się w kadrze na mundial.
Xavi ma jednak do niego pełne przekonanie, bardzo potrzebuje w swoim zespole lewonożnego stopera, aby nie musieć w tej roli obsadzać Marcosa Alonso. W związku z tym transfer 31-latka ma znajdować się już na ostatniej prostej. Według Fabrizio Romano Bask zaliczył już testy medyczne i niedługo podpisze z Barceloną dwuletni kontrakt. Co ważne, przyjdzie na Camp Nou jako wolny gracz, bo latem wygasa jego umowa z Athletikiem.
Według doniesień medialnych obrońca będzie zarabiał około dziewięciu milionów euro rocznie, czyli mniej więcej tyle, co dotychczas, lecz od lipca wzrośnie wartość opłacanego przez niego podatku (co należy wiązać ze zmianą regionu kraju), więc praktycznie na jego konto wpłynie mniej pieniędzy, niż jakby zdecydował się pozostać na San Mamés.
31-latek wykazuje się ogromną determinacją, aby założyć koszulkę Barcelony. Podobno zgodził się nawet na umieszczenie w kontrakcie klauzuli, na mocy której będzie mógł udać się na wypożyczenie, jeśli „Blaugrana” nie zdoła go zarejestrować. Ta kwestia nie powinna jednak stanowić problemu.
Pytanie, czy w Barcelonie 20-krotny reprezentant Hiszpanii zdoła odbudować swoją dyspozycję po nieudanej dla siebie, obecnej kampanii. Z pewnością to jego nowy pracodawca ryzykuje dużo więcej, bo sam zawodnik tylko chce spełnić swoje marzenie.
Ten przypadek pokazuje, że zawodnicy z różnych stron Hiszpanii śnią o reprezentowaniu barw krajowych gigantów, czyli Realu Madryt oraz „Dumy Katalonii”, ponieważ one umożliwiają walkę o najwyższe trofea oraz dotknięcie innego futbolowego świata.