Kartofliska i przewrotne wyniki: 23. kolejka Ekstraklasy

2016-02-22 19:48:49; Aktualizacja: 8 lat temu
Kartofliska i przewrotne wyniki: 23. kolejka Ekstraklasy Fot. Transfery.info
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Piłka błotna, ekstraklasowa liga beach soccera oraz potknięcia Lecha i Cracovii. Miniona seria rozgrywek upłynęła pod znakiem… narzekania na stan murawy.

Hojny Pawełek

Mecz w Białymstoku rozpoczął 23. kolejkę Ekstraklasy, a spotkanie rozgrywane na Stadionie Miejskim przy ulicy Słonecznej dostarczyło wielu emocji: rozczarowania, złości, krzyków i rąk podniesionych w geście triumfu. Po pierwszej połowie więcej powodów do radości mieli goście ze Śląska, którzy zdominowali przeciwnika, a gdyby wykorzystali wszystkie jego błędy (i swoje sytuacje) to na przerwę powinni schodzić z przewagą kilku bramek. Kolejny raz w białostockim zespole zawodziło wszystko oprócz bramkarza. Defensywa (na czele z Sirokiem) zagubiona niczym Jack Shephard i reszta rozbitków z serialu „Zagubieni”, druga linia nieradząca sobie z środkiem pola wrocławian i atak złożony z nieporadnych: Cernycha, Frankowskiego i Grzelczaka. Kiedy wszystko z perspektywy piłkarzy Śląska wydawało się poukładane, a wrocławianie po strzelonej bramce cierpliwie konstruowali kolejne sytuacje, do akcji wkroczył sam…

Błąd przy pierwszym silnym strzale Konstantina Vassiljeva nie tylko spowodował utratę bramki, ale również wpłynął na grę zespołu. Zawodnicy trenera Romualda Szukiełowicza wyszli na drugą połowę z mniejszą pewnością siebie (z Pawełkiem w bramce, wcale się nie dziwimy), ich akcje straciły tempo, a z każdą minutą do głosu zaczęli dochodzić gospodarze. W ten sposób w 77. minucie kibice w stolicy Podlasia przeżyli deja vu z pierwszej połowy, a tym razem piłkę do siatki wpakował Karol Świderski. Śląsk przegrał wygrane spotkanie, a trener Szukiełowicz na pomeczowej konferencji prasowej nie ukrywał co myśli o wyniku i zachowaniu swojego bramkarza. To chyba najwyższy czas na odstawienie Pawełka.

Lider ugrzązł w błocie

Hit kolejki stał się kitem i rozpoczął (pogłębioną przez fatalny stan boiska w Kielcach) wielką dyskusje na temat stanu ekstraklasowych muraw. Pojedynek lidera z czwartą drużyną tabeli dawał nadzieję, że w piątkowy wieczór będziemy świadkami widowiska obfitującego w bramki. Na błotnisto-śnieżnej murawie obejrzeliśmy jedynie 18 strzałów – najmniej w tej kolejce.  „Piastunki” tym razem postawiły na mocną defensywę, w ataku nie zobaczyliśmy żadnych przebłysków. Może gdyby Barisić lepiej ustawił się do piłek od Vacka czy Mraza, Piast nie czułby aż tak mocno oddechu Legii na plecach? „Wojskowi” przygotowują się jednak do decydującego ataku o fotel lidera, a trzy kolejki w ciągu następnego tygodnia stawiają graczy Latala w niekorzystnej sytuacji.

Pogoń zagrała jak zawsze – żelazna defensywa, liderujący Murawski, zabrakło jednak czegoś ekstra w ataku. Dwaliszwili poprzestał na przepychaniu się w „szesnastce”, a Zwolińskiego widzieliśmy tylko podczas wejścia na boisko. „Portowcy” mają jednak teraz więcej czasu na odpoczynek, co może przełożyć się na grę w najbliższym meczu.

Cabrera zdjął klątwę z Kolporter Areny

Fatalny stan murawy w Kielcach nie napawał optymizmem i mógł oznaczać, że pojedynek Korony z Lechią zakończy się takim samym wynikiem jak starcie Piasta z Pogonią. Na szczęście tak się nie stało, bo zobaczyliśmy aż sześć bramek, w tym trzy autorstwa Airama Cabrery. Hiszpan był prawdziwym bohaterem starcia z zespołem z Gdańska, który wyraźnie miał trudności z poruszaniem się po kieleckiej murawie. W szczególności było to widoczne po takich zawodnikach jak Miloš Krasić oraz Gerson. Pierwszy z nich miał olbrzymie problemy z przerzutami futbolówki na drugą stronę boiska. Natomiast Brazylijczyk nie nadążał za piłkarzami gości, co w efekcie spowodowało jego wyrzucenie z placu gry po ujrzeniu dwóch żółtych kartek. Przewaga liczebna znacznie ułatwiła zadanie podopiecznym Marcina Brosza, którym w końcu udało się wygrać na własnym terenie po ośmiu miesiącach przerwy.

Z ciupagą na lokomotywę! Tryumf „Górali”

Kto by przypuszczał, że podopieczni Urbana zostaną zrównani z gruntem właśnie w Bielsku? Taka porażka nie była wkalkulowana w marsz Mistrza Polski. Lechici rozegrali fatalne zawody i na dobrą sprawę trudno o jakiekolwiek plusy. Brakowało dokładności nawet w zwyczajnym przyjęciu, wzajemne zrozumienie właściwie nie istniało, nie wspominając już o jakimkolwiek pomyśle na grę. Demony przeszłości? Kibice „Kolejorza” boją się tego stwierdzenia. Ultraofensywne ustawienie z Tettehem-interceptorem wspomaganym przez Gajosa nie miało racji bytu: poznaniacy nie byli w stanie odnaleźć się na murawie i dopuścili się karygodnych błędów. Marna postawa udzieliła się także strefie defensywnej: Arajuuri stracił swoje „skalne” usposobienie, Wiluszowi przypomniały się dawne czasy. A Podbeskidzie? Idealnie rozpracowało „strategię” Lecha i odsłoniło jego największe błędy. Podopieczni Podolińskiego wchodzili jak w masło w dziury powstałe w ustawieniu przeciwnika, byli zaangażowani, agresywni i nastawieni na jedno: zwycięstwo. Order MOTM należy się Mójcie, a i Możdżeń rozegrał niezły mecz przeciwko swojemu byłemu klubowi. Spokojnie, to żadne siły nadprzyrodzone, idąc za słowami szkoleniowca. Chapeau bas, Górale!

Remis bez wskazania. Późna pobudka Cracovii

Ciekawy mecz dla oka, mimo dość niskiego wyniku. Po pierwszej części lepsza Termalica, która dość odważnie kreowała akcje ofensywne i świetnie funkcjonowała w obronie. Gol Jareckiego nieco rozluźnił gospodarzy, czego efektem była odpowiedź Cracovii po świetnej akcji Wójcickiego z Jendriskiem, rozpoczętej kapitalnym podaniem od Dąbrowskiego. To „Pasy” były znacznie lepszą drużyną w drugiej połowie, ale jednak nie udało im się objąć prowadzenia. Dużo strzałów z daleka, ciekawe roszady taktyczne Zielińskiego, dobrze przygotowane boisko – mimo wszystko, po tym meczu mogliśmy spodziewać się nieco więcej. Widać jednak, jakim szacunkiem przez zawodników jest darzony Piotr Mandrysz – to właśnie do niego po bramce podbiegł Jarecki, a za nim cała drużyna. Nowicjusz w gronie ekstraklasowych trenerów zbudował świetną drużynę i wpoił im ciekawy system gry.

Efektowny ≠ efektywny

Za styl punktów nie dają, ambitna walka i finezyjne akcje to za mało. Machina Czerczesowa napotkała opór, ale ostatecznie i tak przełamała gardę lubinian. Zaczęło się standardowo: „Wojskowi” rzucili się do miedziowych gardeł i już w 2. minucie rozpoczęli strzelaninę. Zawalił Zbozień, defensywę rozmontował Prijović i wydawało się nawet, że Legia pójdzie za ciosem celem całkowitego zniszczenia przeciwnika. Nic bardziej mylnego. Pałeczkę przejął Stokowiec, a jego podopieczni grali jak z nut: w trójkątach, na jeden kontakt, z niesamowitą regulacją tempa. Brakowało jednak swoistego lidera, kogoś, kto nie tyle pociągnie zespół do przodu (bo zaangażowania nikomu nie można było odmówić), a dopełni dzieła zniszczenia. Walka toczyła się do ostatnich minut i choć ostatecznie legioniści mogą cieszyć się z 3 punktów, to są straty. Ciśnienia nie zdołała wytrzymać nawet… piłka.

W Zabrzu robi się gorąco. Ruch zdominował 105. Wielkie Derby Śląska

Złość. Uczucie, które zdominowało chyba każdy m^2 Zabrza. Kibice szczerze pragnęli, by każda sekunda derbów na odnowionym stadionie była dla nich ukojeniem, wyzbyciem się wszelkich życiowych rozterek i zalążkiem czegoś wielkiego, a stało się zupełnie inaczej. Zawodnicy Leszka Ojrzyńskiego pomimo tego, że przed meczem sprawiali wrażenie ludzi, których w futbolu nic już nie zaskoczy, najzwyczajniej w świecie zostali brutalnie stłamszeni przez całą otoczkę spotkania. Natomiast na piłkarzach Ruchu perspektywa grania przy 25-tysięcznej hordzie niezbyt przyjaźnie nastawionych do nich widzów nie zrobiła wrażenia. Potrafili od pierwszej do dziewięćdziesiątej minuty pokazać swoją wyższość i dzięki temu mają pełne prawo chodzić po chorzowskich ulicach z podniesionymi głowami. Szczególnie tyczy się to Pawła Oleksego, który może i za często nie strzela bramek, ale jak już to robi, to jest na ustach wszystkich sympatyków „Niebieskich”. Zwycięstwo pozwala Ruchowi coraz pewniej usadowić się w górnej połowie tabeli, a w Zabrzu… W Zabrzu trzeba wiele rzeczy odbudować. Począwszy na skuteczności, a skończywszy na zaufaniu swoich fanów.

Chaos na remis

Rwana i otwarta gra. Tak najkrócej, ale za to bardzo precyzyjnie można podsumować poniedziałkową rywalizację przy Reymonta. Wisła odzyskała Brożka, ale jego forma pozostawia jeszcze wiele do życzenia. Gdyby patrząc wyłącznie na statystyki, to 29 strzałów w całym spotkaniu powinno całkiem dobrze świadczyć o jego atrakcyjności, jednak każdemu, kto jakimś cudem miał lepsze zajęcia w poniedziałkowy wieczór, niż oglądanie Ekstraklasy, raczej nie radzimy, by z wypiekami na twarzy czekał na powtórkę spotkania, bo może się boleśnie rozczarować. Gra błyskawicznie przenosiła się od jednego pola karnego do drugiego, jednak taktyczny nieład nie jest zbytnio uwielbianą dziedziną sztuki piłkarskiej. Remis, dzięki któremu możemy mówić o przełamaniu „Białej Gwiazdy”. Brzmi niewiarygodnie groteskowo, ale doskonale odzwierciedla bagno, w jakim znajduje się jeden z najbardziej utytułowanych klubów w Polsce.

JEDENASTKA WEDŁUG TRANSFERY.INFO:

Drągowski (Jagiellonia Białystok) - Mójta (Podbeskidzie Bielsko-Biała), Jarecki (Termalica Bruk-Bet Nieciecza), Oleksy (Ruch Chorzów) - Sierpina (Korona Kielce), Surma (Ruch Chorzów), Możdżeń (Podbeskidzie Bielsko-Biała), Kucharczyk (Legia Warszawa) - Szczepaniak (Podbeskidzie Bielsko-Biała), Prijović (Legia Warszawa), Cabrera (Korona Kielce).

Redakcja Transfery.info - Polska (w składzie: Błażej Bembnista, Norbert Bożejewicz, Tomasz Góral, Marcin Łopienski, Aleksandra Sieczka)