Lato 2017 w Argentynie. „Widzę pesos... mnóstwo pesos”
2017-08-28 12:07:54; Aktualizacja: 7 lat temuW tym roku letnie okienko transferowe jest: rekordowe, spektakularne i wystrzelone w kosmos. Przekaz jest jasny, bo i same kluby nie szczędzą grosza na spełnienie zachcianek swoich menadżerów bądź trenerów.
Na europejskiej nucie szaleństwa skorzystało także pewne państwo w Ameryce Południowej, które oprócz byczego mięsa czy yerba mate, dysponuje także jeszcze jednym ważnym towarem eksportowym – piłkarzami. Zapraszam zatem do Argentyny.
Na wstępie warto podkreślić, że zakończone dwa dni temu okienko transferowe w Argentynie dotyczy jedynie przepływu zawodników do klubu i nie uwzględnia potencjalnych odejść. Te, biorąc choćby pod uwagę jeszcze aktywne działania w Europie, mogą jeszcze zmienić nieco obraz ostateczny. Tak samo jak i słynna lista „suplentes” w AFA, która pozwala wypisać klubom listę zawodników, których mogą jeszcze sprowadzić poza obowiązującym okresem transferowym. Jest to o tyle zabawne, że pozwala na transfer... przez cały rok i traktuje się to na równi z opcją sprowadzenia piłkarza bez ważnego kontraktu z innym klubem. Ba, bywały i przypadki, że transfery takie dokonywano... w grudniu. Warto również mocno podkreślić, że rekordy z wydatkami bili oczywiście ci najbogatsi i najwięksi, którzy rozdają karty na ligowym stole, więc największe skupienie będzie dotyczyło właśnie ich. A zatem przejdźmy do poszczególnych punktów.
Popularne
NO LIMITS FOR EXTRANJEROS
Od 28 lat w najwyższej klasie rozgrywkowej obowiązywał twardy, aczkolwiek nieco pogmatwany przepis dotyczący limitu obcokrajowców w drużynie jak i na boisku. Ten niby mówił jasno, że może być ich maksymalnie 4, ale jakimś dziwnym trafem kluby wykorzystywały furtkę z kontuzjowanymi (lub dopingowiczami) piłkarzami i sprowadzano piątego gracza zagranicznego. Głównie dotyczyło to urazów takich jak np. zerwane więzadła, które pozwalały na ten myk. Ale dwa tygodnie temu jako pierwszy ruch w kierunku zmian wykonał sternik Boca Juniors, jak i jednocześnie wiceprezydent AFA – Daniel Angelici. Zaproponował 5 graczy zagranicznych na boisku i możliwość rejestracji maksymalnie 6. Oczywiście wniosek w pierwszej chwili upadł, ale mając ciche poparcie zarówno River czy Racingu, przeforsowano tzw. plan pośredni i zwiększono ostatecznie limit graczy do zarejestrowania do liczby 5. Dzięki temu niemal każdy klub z Superligi mógł szukać nowych graczy i z tego przepisu wręcz podręcznikowo skorzystali ci najwięksi.
Najważniejszym nazwiskiem na tej liście jest 21-letni Nahitan Nandez, który za 3,5 miliona dolarów amerykańskich wzmocnił Boca Juniors. Od czterech lat krążył w notesach klubów europejskich, lecz nigdy do większych konkretyzacji tej kwestii nie doszło. Raz z powodu wyolbrzymionych wymagań Penarolu, a dwa z powodu dość niskiego wzrostu (171 cm), który, jak na pozycję pomocnika, w niektórych kręgach go mocno dyskwalifikował. Lecz pomimo tych niesprzyjających okoliczności, to wciąż piłkarz o świetnym dryblingu, niesamowitej dynamice i wszechstronności, która do ustawienia 4-3-3 trenera Barrosa Schelotto idealnie się nada. To piłkarz wręcz stworzony do ofensywnego blitzkriegu, jak i do defensywnego ryglowania własnej połowy. Pracowity, zawzięty i głodny gry piłkarz, zapewne będzie rotował w składzie z Wilmarem Barriosem lub po prostu grał obok niego mając nadzieję, że trener nie pogubi się w limicie obcokrajowców. Choć na jego szczęście ten piąty, Sebastian Perez aktualnie kontuzjowany nie będzie grał przez najbliższe pół roku.
Jednak miłość do Urugwajczyków dosięgnęła odwiecznego rywala Boca – River Plate, którzy bez oglądania się na stan konta sprowadził 20-letniego Nicolasa De La Cruza i o rok młodszego Marcelo Saracchiego. Skąd pomysł na tę dwójkę? Oczywiście za tym wszystkim stoi Enzo Francescoli, piłkarska legenda, dla której Zinedine Zidane jest gotowy nazywać na jego część swojego syna. Jako menadżer River Plate z miłości do klubu pracuje charytatywnie, ale kiedy negocjuje, to nie ma na niego większego cwaniaka. Odkąd przybył, za cel postawił sobie wyeliminowanie z nadmiernego korzystania z TPO (Third-part Ownership) i choć niekoniecznie River posiada 100% kart swoich zawodników, tak od dłuższego czasu stara się skupować jak największy procent posiadania. W przypadku tych dwóch Urusów jest inaczej, bo o ile kartę Saracchiego nabyto w 100%, tak w przypadku De La Cruza ostał się jedynie 30% skrawek.
Głównie dlatego, że resztę posiada jego ojciec, który nie chciał go wcale umieszczać w River. Ostatecznie jednak się tam znalazł, a to głównie za sprawą brata Carlosa, też piłkarza, który grał w River i wbrew opinii własnego ojca kazał młodszemu bratu iść do „Los Millonarios”. W efekcie ojciec obu piłkarzy się wściekł i... zrezygnował z reprezentowania swojego starszego syna, każąc mu szukać własnego agenta. Umowę jednak podpisał i dzięki temu ten artysta dryblingu zameldował się na El Monumental. Jeśli doliczymy do tego kreatywność, dalekowzroczność (tak ważną przy podawaniu) i ambicję, to otrzymamy duży węgiel, który po obróbce może okazać się kolejnym diamentem urugwajskiej piłki. Jeszcze niedawno błyszczał podczas MŚ do lat 20-stu a jego ofensywny dryg wprowadził Urusów na czwarte miejsce podczas turnieju (choć to on przestrzelił tak ważny karny z Wenezuelą w półfinale). Z tej samej kadry przybył również prawy obrońca Saracchi, który w oparciu o swoją szybkość i precyzję dośrodkowań ma wspomagać siłę rażenia River, lecz najpewniej będzie on graczem, który dopiero będzie się oswajał z większym wyzwaniem gry w dużo lepszej lidze argentyńskiej od własnej ojczyźnianej. By dopełnić obraz zakupów graczy spoza Argentyny warto tutaj dodać nazwisko Rafaela Santosa Borre, który w Atletico Madryt przyjechał raczej na wakacje niż grę, i związku z czym połowa jego karty wylądowała w River Plate a druga w największej kolumbijskiej agencji menadżerskiej o jakże oczywistej nazwie Colombiagol. Choć Europa kojarzy się Rafaelowi z klęską to 21-latek szybki z solidnym kopnięciem powinien zapewnić kilka bramek dla swojego nowego pracodawcy. Zresztą, nieprzypadkowo wiele razy padło tu słowo „szybki” bo i taką grę preferuje trener Marcelo Gallardo, który póki co tylko między wierszami daje do zrozumienia, że niedługo spróbuje swoich sił w Europie.
KASA MISIU KASA...
Obcokrajowcy to jedno. Ale drugim jest fakt, że kluby argentyńskie wydają niemałe kwoty na wzmocnienia, jak nigdy przedtem. Czy to tak do końca prawda? Niezupełnie, ale na pewno Driussi przechodząc do Zenitu za 15 milionów euro, zostawił w River wiele wspomnień i możliwość wzmocnienia zespołu w grze o Copa Libertadores, ligę i puchar kraju. Aktualnie to właśnie River Plate jest tym, który w tym oknie wydał najwięcej, bo aż 16,5 miliona dolarów niespecjalnie patrząc czy w ogóle coś na karcie kredytowej zostało. Francescoli z dużą dbałością wyczyścił skarbiec z dochodów transferowych i pozwolił River wzmocnić się oprócz wspomnianych wcześniej graczy o:
- Enzo Pereza z Valencii za 3,5 mln dolarów
- Ignacio Scocco z Newell's za 2,5 mln dolarów
- Javiera Pinolę z Rosario Central za 1,8 mln dolarów
- Germana Luxa z Deportivo La Coruna (wolny transfer)
Każdy z nich również stanowi olbrzymie wzmocnienie i choć liczba wiosen Pinoli czy Scocco, trochę może niepokoić (zwłaszcza ten pierwszy z 34 latami), to wciąż mogą na warunki kontynentalne być zawodnikami odpowiednimi do gry o najwyższe cele. Dość powiedzieć, że w porównaniu do nieco amatorskiego podejścia niektórych klubów w Polsce, tak tutaj Pinola i Scocco z marszu po raptem jednej sesji treningowej zagrali mecz Libertadores, po którym wzbudzili podziw nie tylko swoją grą, ale umiejętnością dostosowania się do taktyki, której nie mieli prawa znać a także z większej dbałości o dietę, której nie trzeba było w iście drastyczny sposób ucinać metodą halabardy. By te transfery mogły mieć rację bytu, pozwolono oddać młodego Sebę Driussiego do Zenitu za 15 milionów euro czy Arturo Minę za 700 tysięcy, lecz planowany transfer Lucasa Alario jako bomby z 20-milionowym zapłonem należy poczekać, choć River nigdzie się z tym nie śpieszy, bo nie musi tego robić.
Na drugim miejscu z wydatkami zameldował się Racing Club, jako dumny i politycznie nasiąknięta peronistyczną mitologią drużyna z Avellanedy. To bagatela około 14 milionów dolarów było już dość mocnym szarpnięciem gotówki, którą Victor Blanco ośmielił się wydać. Najważniejsze z transferów to:
- Andres Ibarguen z Atletico Nacional za 3,8 mln dolarów
- Lucas Orban z Genoa FC za 3 mln dolarów
- Augusto Solari z River Plate za 2 mln dolarów
- Alexis Soto z Banfieldu za 1,8 mln dolarów
- Juan Patino z Guarani za 1,4 mln dolarów
- Rodrigo Amaral z Nacionalu za 1,3 mln dolarów (jedynie 30% karty, od razu wypożyczony do Gimnasii La Plata)
- Egidio Arevalo Rios (wolny transfer, 800 tysięcy dolarów za podpis)
Racing szastał gotówką zarobioną głównie dzięki Marcosowi Acunii, za którego Sporting Lizbona zapłacił 11 milionów euro czy Gustavo Bou - jego usługi wyceniono Xolosowi de Tijuana na 7 milionów dolarów. Resztki takie jak kawałek karty Ricardo Centuriona czy Jose Luisa Gomeza jedynie potwierdziły, że „La Academia” również taplała się w niemałej mamonie, którą zamierzali wydać. Wszyscy zaś jej gracze jeśli trafią z formą, mogą dać Racingowi przynajmniej podium lub nawet mistrzostwo, jeśli odpowiednią głębie zachowa trener Diego Cocca, który w zeszłym tygodniu padł ofiarą żartu o jego rzekomym handlu kokainą.
Podium uzupełnia Boca Juniors, które 13 milionów dolarów potraktowało jako żart i inwestycję na przyszłość, by znów sięgnąć po Carlosa Teveza. Chłop jednak zbyt przejęty życiem za Chińskim Murem nie do końca widzi port w La Boca, który przysłania mu wysyp banknotów z Benjaminem Franklinem. By uzupełnić stratę po Rodrigo Bentancurze, który wybrał Juventus, Andresa Chaveza w Panathinaikosie i Fernando Zuquiego w Estudiantesie, klub poza wspomnianym Nandezem sięgnął po:
- Paolo Goltza z America de Mexico za 2,2 mln dolarów
- Ramona Abilę z Cruzeiro za 1,7 mln dolarów (od razu wypożyczono do Huracanu)
- Cristiana Espinozę i Edwina Cardonę, wypożyczonych odpowiednio z Villarreal i Monterrey
Mistrz kraju osłabiony dwoma ważnymi ogniwami (Bentancur i Centurion) pozyskał kilku następców, z czego Cardona był tym najgorętszym. I to nie ze względu na jego technikę i świetne crossy, lecz ze względu na... 13 kilo nadwagi. Od supertalentu po „El McDonald”, zamiast gubić kilogramy, skupił się na ławkowaniu, tym samym poszedł na argentyńską kurację, gdzie póki co udało mu się zrzucić 6 kilogramów. Co prawda był to jeden z tych transferów, o które trener Schelotto nie prosił (za co się z prezydentem Angelicim pokłócił), ale ostatecznie znalazł mu miejsce w składzie i zawodnik, niekoniecznie pasując do roli skrzydłowego w 4-3-3, przekonał, że trzy gole i jego ofensywny zmysł do gry kombinacyjnej z klepki przynosi same korzyści dla Boca. Choćby wygrane spotkania są wystarczającym wyznacznikiem, że Cardona poczuł smak tanga. Nie bez przyczyny jego presja psychiczna wzrośnie, kiedy oficjalnie będzie grał z „dziesiątką”, tak bardzo kultową, naznaczoną wielkością Juana Romana Riquelme często okazuje się skazą dla ich przyszłych właścicieli. Dzięki kumplom rodakom Fabrze i Barriosie, niektórym kibicom aż łezka się w oku kręci, licząc na powtórkę sprzed 17 lat, gdy również trzech „amigos colombianos” było mocnymi punktami w drużynie (Oscar Cordoba, Jorge Bermudez i Mauricio Serna). Ogółem Boca wciąż jest „muy grande” i, mając mocne atuty i możliwość ogromnej rotacji w ofensywie, pachnie na kogoś, kto zamierza wciągnąć ligę nosem, nawet jeśli jej odwieczny rywal River Plate wydaje fortunę.
CO WAŻNE, CO ISTOTNE:
Pozostali już takiego spektakularnego wejścia transferowego nie mieli, ale nawet i u nich trafiały się fajne „jednostrzały”, które wręcz powinny się w tym tekście znaleźć. A oto one:
Gonzalo Rodriguez do San Lorenzo z Fiorentiny za darmo
David Barbona do Atletico Tucuman z Estudiantesu La Plata za 900 tysięcy dolarów
Jesus Datolo do Banfieldu bez poprzedniej przynależności klubowej
Pablo Mouche do Banfieldu z Palmeirasu na wypożyczenie roczne
Gaston Fernandez do Estudiantesu La Plata z Gremio na wypożyczenie roczne za 250 tysięcy dolarów
Fabian Rinaudo do Gimnasii La Plata z Catanii Calcio za 100 tysięcy dolarów
Victorio Ramis do Godoy Cruz z Talleresu de Cordoba za 800 tysięcy dolarów
Fernando Coniglio do Huracanu Almagro z Olimpo do Bahia Blanca za 2 mln dolarów
Gaston Silva do Independiente z Torino za 1,9 mln dolarów
Fernando Amorebieta do Idenpendiente ze Sportingu Gijon za darmo (400 tysięcy dolarów za podpis)
Jonas Gutierrez do Independiente z Defensa Y Justicia za darmo (200 tysięcy za podpis)
Leonel Di Placido do Lanus z All Boys za 800 tysięcy dolarów
Luis Leal do Newell's Old Boys z Jaguares Chiapas za darmo (100 tysięcy za podpis)
Fernando Zampedri do Rosario Central z Atletico Tucuman za 2,2 mln dolarów
Leonardo Gil do Rosario Central z Estudiantes La Plata za 1,5 mln dolarów
Fernando Tobio do Rosario Central z Palmeiras na wypożyczenie roczne za 250 tysięcy dolarów
Marcos Torsiglieri do Rosario Central z Racing Clubu na półroczne wypożyczenie
Victor Salazar do San Lorenzo z Rosario Central za 1,8 mln dolarów
Alexis Castro do San Lorenzo z Tigre za 1,5 mln dolarów
Junior Arias do Talleres de Cordoba z Penarolu Montevideo za 800 tysięcy dolarów
Jonathan Cristaldo do Velezu Sarsfield z Cruz Azul za darmo (100 tysięcy dolarów za podpis)
Marcelo Torres do Talleresu de Cordoba z Boca Juniors na wypożyczenie roczne
Nazwiska ponoć nie grają, ale wyżej wymienione to określona wyższa półka w swojej najwyższej formie. Oczywiście najgłośniejszy jest powrót na stare śmieci Gonzalo Rodrigueza, który w tej roli spróbuje zastąpić kompletny niewypał w osobie Fabricio Colocciniego, który został przesunięty do rezerw. Na dużą uwagę zasługuje również Independiente, które sprowadziło dwóch mocnych „extranjeros” w osobach Silva i Amorebiety, uzupełniając to niezwykle waleczna osobą Jonasa. To również wielce zdolny Di Placido, jeden z najlepszych bocznych obrońców w Argentynie, który będzie miał za konkurenta Jose Luisa Gomeza, świeżo upieczonego reprezentanta Argentyny. Ale egzotyczną uwagę przyciągnie na pewno Luis Leal urodzony w Portugalii reprezentant... Wysp św. Tomasza i Książecej, których to zresztą reprezentacji jest kapitanem. Napastnik jednak nie po raz pierwszy przybywa do Ameryki Południowej, gdyż dwa lata temu był piłkarzem paragwajskiego Cerro Porteno, w którym to był trzecim najlepszym strzelcem w lidze.
Na sam koniec lista tych, których wybrali się na podbój świata w innym kontynencie, a nie może ich na tej liście zabraknąć:
Esteban Rolon do Malagi z Argentinos Juniors za 3,5 mln euro
Emanuel Cecchini do Malagi z Banfieldu za 4,5 mln euro
Thomas Rodriguez do Genoa FC z Banfieldu za 1 mln euro
Geronimo Poblete do Metz z Colonu Santa Fe za darmo
Santiago Ascacibar do VfB Stuttgart z Estudiantes La Plata za 9 mln euro
Rodrigo Rey do PAOK Saloniki z Godoy Cruz za 1,8 mln euro
Emiliano Rigoni do Zenitu Petersburg z Independiente za 12 mln euro
Mauro Formica do Pumas z Newell's Old boys za 1,8 mln dolarów
Sebastian Palacios do Pachuca z Talleres de Cordoba za 5 mln dolarów (zmieni barwy dopiero w styczniu)
Ascacibar to tak mocne nazwisko jak jego osoba, że Niemcy biorą z argentyńskiej fabryki najnowszy model Mercedesa. Z klasą A, z agresją przy dźwięku łamanych kości, z walecznością by stawić czoła całej perskiej armii, z witalnością większą niż zbiór witamin, mało palącą i skupioną na cichej i skutecznej pracy. Drogi w cenie, ale oby mu niemieckie landy sprzyjały, bo Mascherano potrzebuje w końcu jakiegoś mocnego następcy, gdy pierwszy do tronu Kranevitter błądzi teraz po rosyjskich dyskotekach. A gdy już tańczy do rytmu Despacito, to zapewne robi to z Rigonim, który choć miał świetne momenty, był na boisku niezbyt rozgarnięty i chimeryczny. Lecz to wciąż najważniejszy gracz w talii trenera Holana, który musiał go z żalem sprzedać... choć zapach 12 milionowych chusteczek z eurobanknotów w pełni jego samopoczucie poprawiły. Cecchini to potencjalna mina, która jeśli wybuchnie może Maladze zapewnić sowitą wypłatę z jego przyszłego transferu (przy czym 15% muszą odpalić Banfieldowi), a przy dokupionym Rolonie, to wnikliwa obserwacja tego zespołu może okazać się wielce wskazana. W kategorii duże niespodzianki, umieścić się powinno iście królewskiego Rodrigo, który zamierza poznać mitologię grecką z nową para rękawic (jego własne relikwie zgubił mu przewoźnik), a już hitem jest bez wątpienia Palacios, który choć i był skuteczny, to jednak z dość mizernymi warunkami fizycznymi, został opchnięty jak za prawdziwy skarb do Meksyku.
A okienko choć skończone, wcale nie oznacza, że tacy Lucas Alario, Lautaro Martinez, Ezequiel Barco czy Cristian Pavon nie zmienią przynależności klubowej. Trzeba mieć w świadomości fakt, że jeśli odejdą, to łącznie za kwotę wyższą niż niecałe 49 mln dolarów, które kluby argentyńskie miały zarobić podczas tego okienka.
MICHAŁ BOROWY
Obserwuj Michała Borowego