„Na przebój” i byle do przodu. Na kłopoty… Dariusz Formella?

2017-03-04 18:36:34; Aktualizacja: 7 lat temu
„Na przebój” i byle do przodu. Na kłopoty… Dariusz Formella? Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

W jednym meczu potrafi imponować formę i być prawdziwym motorem napędowym, by zaledwie kilka dni później przejść obok spotkania. Na pewno nie dźwignie na barkach całej Arki, ale może dać pozytywny impuls do zmian.

Brak sterowników

Po pucharowym starciu w Suwałkach wydawało się, że trener Niciński w końcu będzie mógł być zadowolony ze swoich podopiecznych. Arka zmęczyła przeciwnika (pewnie także swoich kibiców), nie zaprezentowała nic konkretnego, ale jednocześnie wypracowała sobie odpowiednią zaliczkę przed rewanżem. Mimo wszystko można było postawić tezę: Formella robi różnicę i napędza drużynę pod warunkiem, że jest w formie. Normalnie byłoby bardzo prosto, zwyczajne albo-albo. W tym szczególnym przypadku sprawa się komplikuje, bo trudno sprecyzować formę pomocnika. Jest ona do tego stopnia sinusoidalna, że chyba nawet on sam nie jest w stanie jej kontrolować.

Jeśli po meczu z Wigrami mówiło się o pasywnym podejściu gdynian, to konfrontacja z Cracovią dała zupełnie nowy poziom bierności. Trudno o jakiekolwiek pozytywy wynikające z ich gry. Ba, w tym momencie trudno o jednego zawodnika, który mógłby być filarem formacji. Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że właśnie 21-latek może przyczynić się do skoku formy – zarówno swojej, jak i całej drużyny. W tym momencie sprawa wygląda nieco inaczej.

Już na samym początku starcia można było odnieść wrażenie, że coś jest nie tak. Arkowcy nie potrafili odebrać futbolówki i utrzymać się przy niej na dłużej niż kilka sekund. Nie funkcjonował środek pola nawet pomimo niezłych pierwszych minut w wykonaniu Hofbauera (Yannick robił za swoistego hamulcowego), a piłki nawet nie docierały do części ofensywnej. Chociaż trener Niciński nieszczególnie rotuje składem, to w drużynie zdecydowanie brakuje mechanizmów i zrozumienia. Jest to swego rodzaju fenomen, bowiem Arka dysponuje doświadczonymi zawodnikami, którzy już trochę ze sobą grają, są do siebie przywiązani i mogliby pokazać ścieżkę młodszym kolegom. W Gdyni personalnie tak naprawdę zmienia się niewiele. Oczywiście tylko na papierze, bo okazuje się, że ostatnio najlepsze mecze rozgrywa nie kto inny, a Przemek Stolc i to… na pozycji stopera, która jest dla niego czymś nowym. W tej całej sinusoidzie znajdzie się miejsce także dla Formelli, który nie do końca potrafi wskoczyć na odpowiednie obroty i utrzymać je na dłużej.

„Bo może się uda”

21-latek starał się doskakiwać do przeciwnika starając się wygarnąć mu spod nóg futbolówkę, ale tak właściwie nic to nie dawało. Biegał od jednego rywala do kolejnego, mijał się z podaniami i tracił energię, której miało mu zabraknąć zaledwie po godzinie gry. Formella nie był w stanie przejąć piłki, utrzymać jej przy nodze i realnie ocenić sytuacji na zawiązanie jakiejś akcji ofensywnej. Wszystko w jego wykonaniu było niesamowicie rwane.

Pomocnik poruszał się niezwykle chaotycznie i starał się osaczać zawodników Cracovii, ale za każdym razem kończyło się to zagraniem nieprzepisowym. Zresztą, jeśli chodzi o pojedynki w ataku, bardzo szybko się podpalał. Brakowało mu cierpliwości.

Początkowo wydawało się, że akurat takie agresywne nastawienie może dobrze podziałać na uśpioną drużynę. 21-latek był bardzo zacięty i za wszelką cenę chciał odzyskać futbolówkę. Jego zaangażowanie w faule było jednak przesadne, bowiem doprowadzało do zaburzenia płynności i tak chaotycznej gry arkowców. Formella podpalał się tak łatwo nie tylko w momencie, gdy nie miał piłki przy nodze. Podobnie było przy wyprowadzaniu kontry. Za sytuację wzorcową można potraktować tę z 9. minuty, gdy pomocnik w prosty sposób stracił futbolówkę i cała akcja spaliła na panewce.  Nie było to pojedyncze wydarzenie, bo w 25. minucie dwa razy z rzędu pozwolił przeciwnikowi na odebranie piłki. Krótko mówiąc: straty w jego wykonaniu były czymś powszechnym. Dopiero chwilę przed końcem pierwszej części spotkania, pomocnikowi udało się świetnie odebrać futbolówkę, a Arka zawiązała udany atak. Kilkanaście sekund później padł gol.

Młody zawodnik bardzo długo zwlekał z podaniem. Chociaż nie zawsze miał do kogo zagrać, to zwykle zaczynał się zastawiać, ustawiać nisko na nogach, zamiast szybko uruchomić lepiej ustawionego kolegę i tym samym uniknąć straty.

Na próżno było poszukiwać pozytywów w grze defensywnej Formelli. Zawodnik notorycznie mijał się z futbolówką, puszczał przeciwnika na flance i przegrywał pojedynki powietrzne. W 23. minucie po nieudanej interwencji pomocnika mogło być nawet groźnie – sfaulował rywala w bocznym sektorze, na wysokości pola karnego. Ostatecznie skończyło się na strachu, ale 21-latek dopuszczał się przewinień zdecydowanie zbyt często.

Odbiory w defensywie tak naprawdę nie za bardzo różniły się od tych w ataku. Znów dawał się we znaki brak cierpliwości. Znowuż w innych przypadkach był zdecydowanie zbyt pasywny. Wydawało się, że Formella mógł zachować się nieco lepiej i powstrzymać Deleu przed dośrodkowaniem, po którym padła bramka. Tym razem jednak pomocnik zdecydował się zachować „na alibi”.

Różne fale

Z drugiej strony trudno się dziwić, że w Arce coś przestało funkcjonować. W poprzednich meczach Formella grał znacznie bliżej Szwocha, dzięki czemu można było mówić o bezpośredniej współpracy tych dwóch zawodników. Dawała ona naprawdę fajne efekty. Wydawało się nawet, że mogą funkcjonować tylko w duecie i ten drugi w końcu solidnie odpali, ponownie da spore powody do zachwytu (tak, jak miało to miejsce w 1.lidze).

Również w spotkaniu z Cracovią dwaj pomocnicy dali próbkę swoich umiejętności zespołowych. 3 podania na jeden kontakt i przeciwnik nie za bardzo wiedział, co się dzieje. Co prawda z akcji nic nie wyszło, ale samo rozegranie zasługuje na uwagę.

Do lekkich korekt w ustawieniu doszło w drugiej części spotkania. Formella przesunął się znacznie wyżej i niejednokrotnie balansował gdzieś w okolicach szpicy formacji. Nie przyniosło to wymiernych korzyści, bo piłki do niego nie docierały tylko ginęły gdzieś 2-3 podania wcześniej. Być może z tego powodu pomocnik spróbował ponownie zejść na flankę i nieco pograć w trójkącie. Tym razem również bezskutecznie – zagrania były niesamowicie niedokładne.

Postawa Formelli nie jest jedynie wynikiem jego sinusoidalnej formy, a braku stabilizacji w drużynie. W ofensywie wytworzyły się ogromne przestrzenie pomiędzy zawodnikami, w które swobodnie wchodzili zawodnicy z Krakowa, a żeby tego było mało, Arka grała o tempo wolniej. Podopieczni Nicińskiego byli nie tylko pasywni w rozegraniu, ale i w samym nastawieniu do gry – brakowało szybkiej reakcji, zanim w głowach piłkarzy narodził się zamiar podania, już dawno stracili futbolówkę. Być może przydałyby się szczypty świeżości, lekkie wariactwo, element zaskoczenia. Inna sprawa, że brakowało wsparcia ze środka pola. Hofbauerowi kilkakrotnie udało się posłać kilka niezłych piłek w kierunku linii ataku, ale później dała się we znaki fatalna współpraca z niemrawym Yannickiem, który zachowywał się jak hamulcowy. Wyglądało to tak, jakby wszyscy nadawali na zupełnie innych falach. Formella truchtał jak wolny elektron gdzieś na flance, a tymczasem Szwoch ściskał się z przeciwnikiem w przeciwległym bocznym sektorze. Brakowało łącznika, który nie tylko zespoi poszczególne części formacji, ale i pociągnie za sobą drużynę. Dotychczas udawało się to pomocnikowi, ale z drugiej strony trzeba zrozumieć, że nie zawsze tak będzie. Wciąż jest młody i nie może dźwigać na swoich barkach całej ekipy, która nie jest w stanie znaleźć wspólnego języka. Taktyka „na przebój i do przodu” już dawno powinna odejść do lamusa. Czas na konkretny sygnał i tak właściwie nie wiadomo, kto byłby w stanie go wysłać…