PONIEDZIAŁKOWY SPARING. To uczucie, gdy umiera twój klub
2014-09-29 21:05:15; Aktualizacja: 10 lat temuNeymar z hat-trickiem, Legia - Lech ze świetnym ligowym klasykiem. Inter zagryziony przez spuszczone ze smyczy psy Zemana, Frank Lampard przeżywający jedenastą młodość.
Gdzieś w cieniu tego bankietu, na jego korytarzu, a może nawet przy śmietniku za salą, umiera Widzew. Mój ulubiony klub.
W ostatnich dniach osunął się na przedostatnie miejsce tabeli, dostał baty od Chojniczanki na stadionie, na którym jest więcej band reklamowych niż kibiców. We wtorek oglądałem starcie łodzian ze Śląskiem i było to jedno z bardziej przygnębiających widowisk, jakie przyszło mi ostatnio zobaczyć. Otoczka była mocno depresyjna. Garstka kibiców, co chwila skandująca gromkie "wyp...alaj" w kierunku szefostwa bądź trenera. Rozumiem ich argumenty. Ale tak czy inaczej, kreowało to patologiczny klimat.
Najbardziej paskudna była jednak wypowiedź właściciela klubu, Sylwestra Cacka. Mianowicie zaczął opowiadać on w Polsacie, że nie ma czegoś takiego jak widzewski charakter. Rozumiecie to? Wypowiedź, jakiej mógłby udzielić prezes Legii albo ŁKS-u. Bo bez względu na to, w jakim piłkarsko stanie jest Widzew, ten mit jest jego skarbem. Czymś w rodzaju klubowej legendy, szczególnie ważnej dla kibiców. A tutaj został opluty przed kamerami. To trochę tak, jakby Leśnodorski podtarł się publicznie koszulką Deyny.Popularne
Ta toksyczna, chora sytuacja, gdzie choć piłkarsko jest źle, to w gabinetach jeszcze gorzej, będzie trwać. Właśnie powoli zaczyna powstawać stadion, będący jedynym światełkiem w tunelu dla Widzewa. Ale jednocześnie gwarantujący, że prezes Cacek łatwo nie da się wygryźć ze swojego fotela. To dołujący pat, coś jak małżeństwo, w którym obie strony szczerze się nienawidzą, ale z różnych przyczyn ciągle mieszkają i sypiają razem.
Kto powiedział, że futbol to rozrywka, sympatyczne hobby i czysta przyjemność, był w błędzie. Powiedzcie to widzewiakom i wszystkim tym, których kluby osiadały na dnie. Gdy Glasgow Rangers wylądowali w czwartej lidze szkockiej, mieli osiemnastą frekwencję na kontynencie, ze średnią 46.000 kibiców co mecz. Myślicie, że Scottish Third Division jest taka ciekawa, czy jednak chodziło tu o coś innego?
Gdyby jakiś teatr albo kino regularnie wypuszczał takie gnioty, jakie na boisku produkuje Widzew, a w dodatku widzowie byliby skłóceni z władzami, przestałby istnieć błyskawicznie. Bankructwo i likwidacja, Biedronka skupująca grunt. Nie ma też kogoś, kto jest na dobre i na złe z reżyserem, aktorem. Według mnie, gdzieś tu kryje się coś istotnego o futbolu. Jakaś ważna prawda. O tym jak różni się on od innych branż, jak angażuje, jak potrafi być większy i istotniejszy dla ludzi oraz miasta.
***
Żadnego meczu nie włączam dla jednego zawodnika, nikt nie jest dla mnie dostatecznie dużym magnesem. Od tej reguły istnieje tylko jeden wyjątek - Francesco Totti.
Ronaldo, Messi i inni ze światowego topu. Fajni gracze. Oglądam ich z przyjemnością. Ale jeśli nie zobaczę ich w tym tygodniu albo przyszłym, to i tak jeszcze naoglądam się ich dość wiele razy. Jak nie w lidze, to w Champions League albo w ważnym turnieju kadry. Francesco? Jego meta jest już za zakrętem. Czasu coraz mniej.
A to dla mnie największa z grających legend. Również dlatego, że Totti nie odcina kuponów, nie gra za zasługi, wciąż jest autentyczną gwiazdą Calcio. Wiecie jak wielu włoskich dziennikarzy domagało się powołania go na mundial? A przecież Il Capitano w zeszłym tygodniu obchodził 38 urodziny! W takim wieku większość wielkich dawno już więcej czasu spędza na wędkowaniu niż kopaniu piłki.
Kto wie, czy wspomniani dziennikarze nie mieli racji. Czy gość z jajami z żelaza, ze spojrzeniem, za które sędzia powinien pokazywać żółtą kartkę, nie przydałby się Squadra Azzurra w Brazylii. Każdej drużynie potrzeba paru charakternych skurczybyków. A jeśli do tego potrafią dołożyć umięjętności, to nawet nie ma co się zastanawiać.
Przyznam, że na żadne mecze fazy grupowej Ligi Mistrzów nie czekam tak bardzo, jak na starcia Romy z City i Bayernem. Totti kontra mistrz Anglii, Totti kontra mistrz Niemiec. Najlepszy piłkarz finału Euro 2000 przeciwko tym, którzy oglądali ten mecz na stojąco spod stołu. Różne pokolenia, reprezentant minionej piłkarskiej epoki, mistrz i uczniowie. Kawał wielokontekstowej potyczki. Jednej z ostatnich naprawdę dużych z udziałem Francesco. Nie zamierzam tego przegapić, choćby w tym czasie zaczął się armageddon.
Obok Gran Derbi, w którym debiutować będzie Suarez, to są dla mnie zagraniczne mecze jesieni.
***
Pamiętacie najbardziej kuriozalnego gola zeszłego sezonu? Kießling nie trafił, ale w bocznej siatce na stadionie Hoffenheim była dziura, przez którą piłka wtoczyła się do bramki. Sędzia w tym momencie najwyraźniej bił rekord w węża na telefonie, bo nic nie zauważył.
Wiecie, że Bayer nie grałby w Lidze Mistrzów, gdyby nie tamten gol? Gdyby tylko ktoś lepiej zawiązał siatki na stadionie, to kto inny zgarnąłby wielką kasę i załapałby się na najlepsze rozgrywki na kontynencie. Ot, najepszy przykład jak przypadek rozdaje karty w piłce. To futbolu krupier.
LESZEK MILEWSKI
Podyskutuj z autorem na Twitterze: @leszekmilewski