Poza sztywnymi ramami: Filip „box to box” Jagiełło

2016-10-25 14:27:33; Aktualizacja: 8 lat temu
Poza sztywnymi ramami: Filip „box to box” Jagiełło Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

Do gry rwie się jak każdy młody chłopak, który dostał poważniejszą szansę zaprezentowania swoich umiejętności, ale coś go wyróżnia. Element na pograniczu dojrzałości i wyczucia.

Wszędobylski

Szybka informacja: dzisiaj grasz w wyjściowej „jedenastce” i musisz dać z siebie wszystko. Masz dopiero 19 lat, świat stoi otworem, a przed Tobą otwierają się drzwi do polskiego futbolu. Jasne, nie po raz pierwszy. Ale za każdym razem jest inaczej.

W Lubinie w ogóle wygląda to odmiennie. Zanim któryś z juniorów na stale przebije się do pierwszego składu, musi przebyć długą drogę i wykazać się ogromną dozą cierpliwości. Trener Stokowiec nie specjalizuje się w działaniach na chybił-trafił i nawet rewolucje w składzie mają u niego charakter… ewolucyjny. Wszak, jak długo trzeba było czekać na moment aż irytujący swoją niedbałością Cotra zasiądzie na ławce. Co prawda Dziwniel w defensywie też kilkakrotnie „przycotrował”, ale jego dośrodkowania były nieco bardziej dopieszczone. Nie będzie to jednak opowieść o tym, jaki wpływ miały wszystkie podmianki na obraz całego Zagłębia. Będzie o jednej, która na pierwszy rzut oka nie miała poważnych konsekwencji, ale dla samego piłkarza znaczyła naprawdę wiele.

PIERWSZA POŁOWA

Pierwszy raz w sezonie w wyjściowej „jedenastce” zawsze jest wielkim wydarzeniem. Zwłaszcza, gdy mowa o młodziutkim zawodniku, który dopiero wdraża się w niuanse polskiego futbolu.

Meczowa „osiemnastka” to dla Jagiełły żadna pierwszyzna. Filip regularnie trenuje z pierwszą drużyną i jego obecność w kadrze nie powinna już nikogo dziwić. Zwłaszcza, że co jakiś czas trener Stokowiec decyduje się dać mu te kilka-kilkanaście minut, żeby zaprezentował swoje umiejętności. Tym razem dostał aż 70 i pokazał się od naprawdę dobrej strony potwierdzając, że warto stawiać na jego rozwój. 19-latek w pierwszej części spotkania zajmował się głównie środkową strefą, gdzie w przeważającej liczbie kontaktów z piłką podawał wszerz boiska – albo do stoperów, albo do wychodzącego flanką Dziwniela. Tylko kilkakrotnie zdecydował się podejść wyżej, a na 5 jego dłuższych podań uruchamiających (pomijając te do Dziwniela, bo zwykle nie były jakieś niekonwencjonalne, a wpisywały się w normalny tryb rozegrania), dwukrotnie futbolówka trafiła pod nogi rywala. 

Zwłaszcza podanie z 45. minuty zasługuje na uwagę, bowiem gdyby więcej precyzji, byłaby z tego naprawdę dobra kontra.

Poza tymi kilkoma zrywami, Jagiełło pilnował swojej strefy i rzadko kiedy decydował się na bardziej odważne, ofensywne wyjście. Co nie oznacza, że był bierny i nie nadawał tempa akcjom „Miedziowych”.

Początkowo wydawało się, że pomocnik będzie poruszał się równo z Łukaszem Piątkiem i ewentualnie wymieniał się z nim w obrębie pozycji.

Zadania Jagiełły nie ograniczały się jednak do przejęcia futbolówki od obrońców i spokojnego wprowadzenia jej do gry (choć na to wskazywałby rozkład podań). 19-latek poruszał się po całej szerokości boiska i bardzo często schodził do boku (znacznie częściej w drugiej połowie), żeby tam zwiększyć przewagę liczebną swojej drużyny i zmaksymalizować szanse na dobre zawiązanie ataku.

Młody pomocnik już na samym początku spotkania był bardzo dobrze ustawiony, gdy zszedł na flankę i pomógł napędzić ofensywę.

W oczekiwaniu na piłkę

Bardzo często w ekipie „Miedziowych” jest tak, że nawet jeśli do składu wchodzi nowy zawodnik, który nie ma zbyt wiele wspólnego z pierwszą drużyną, to i tak potrafi świetnie wpisać się w układ na boisku. Chociaż w pierwszej połowie Zagłębie było dość niemrawe i brakowało firmowych, szybkich ataków, to Jagiełło nie próżnował i utrudniał życie swojemu przeciwnikowi właśnie samym ustawieniem.

Filip zachowywał właściwe odległości tak, że mógł odebrać futbolówkę przeciwnikowi i natychmiast odegrać ja do kolegi z drużyny.

Zresztą, właśnie ten 19-latek popisywał się ogromnym wyczuciem przy wprowadzaniu piłki do gry. Brakowało konkretów, ale więcej meczów w pierwszej drużynie może mu tylko pomóc.

Jagiełło w obliczu ataków przeciwnika w przeważającej większości przypadków pozostawał na styku pola karnego, gdzie mógł zgarnąć futbolówkę i natychmiast oddalić zagrożenie. Zwykle nie zwlekał z reakcją.

I chociaż on nie wahał się zagrać szybciej, urwać się przeciwnikowi, żeby kolega z drużyny mógł posłać piłkę na uwolnienie, to w drugą stronę już tak dobrze to nie funkcjonowało. 19-latek potrafił bardzo sprawnie wywalczyć sobie miejsce do gry, ale niejednokrotnie nie miał kto obsłużyć go podaniem. W pierwszej części spotkania z Jagiellonią, Jagiełło co najmniej 3-krotnie był bardzo dobrze ustawiony i z pewnością byłby w stanie napędzić atak swojej drużyny, ale nie doczekał się piłki.

Zaczęło się już w 13. minucie, gdy wypychany przez przeciwnika Piątek nie dostrzegł wychodzącego mu do podania 19-latka i ostatecznie akcja straciła swoje tempo.

Sytuacja nie wyglądała lepiej nawet w momencie, gdy Zagłębie prowadziło grę i tak naprawdę aż prosiło się zagrać do kompletnie niepilnowanego Filipa.

Pomocnik miał bardzo dogodną pozycję do oddania strzału.

I tak samo miała się kwestia wychodzenia z kontrą, gdy Jagiełło aż rwał się do przodu, ale tak właściwie to… nie miał się z czym zabrać.

Nie było nawet zamiaru zagrania.

Niesprecyzowana pozycja

Trener Piotr Stokowiec potrafi jednak reagować na zmienne okoliczności i szybko wyczuł, że Jagiełło przyda się w ataku zamiast stale poruszać się w niskich sektorach boiska i jedynie odbierać futbolówkę od stoperów. Szczytem szaleństwa byłoby wówczas uruchomienie notorycznie urywającego się flanką Dziwniela. W drugiej części spotkania, 19-latek otrzymał szansę na rozwinięcie skrzydeł, chociaż… to on był odpowiedzialny za krycie niskiego Góralskiego, który ostatecznie strzelił gola głową w 35. minucie. Szkoleniowiec się nie zraził i postanowił „wykorzystać” 19-latka w nieco inny sposób.

Obrazek jak ten pojawiał się coraz rzadziej. Jagiełło wspomagał swoją drużynę w ścisłej obronie tylko w momencie większego zagrożenia. W drugiej połowie nawet nie tyle co zostawał na styku pola karnego, a od razu czekał w wyższych sektorach boiska.

19-latek mógł teraz poruszać się na wysokości chociażby Janoszki i wspomagać go w ataku.

Mogło to przynieść całkiem ciekawe efekty po upływie godziny gry, gdy Jagiełło znalazł się w świetnej sytuacji przy wyprowadzaniu kontry. Miał dużo miejsca i czasu, żeby spokojnie zabrać się z futbolówką, ale zamiast oceniać sytuację i pozwalać Jagiellonii na powrót na z góry ustalone pozycje, natychmiast ruszył z atakiem.

Chociaż Filip otrzymał świetną piłkę od Janoszki, to ostatecznie zabrakło mu zimnej krwi i chłodnej oceny sytuacji, żeby Zagłębie coś z tego wyciągnęło.

Jagiełło otrzymał także znacznie więcej obowiązków w bocznych sektorach boiska. Podczas, gdy w pierwszej połowie schodził na flankę tylko po to, żeby albo zająć miejsce Dziwniela, albo zagęścić skrzydło, to w drugiej formacja się rozrzedziła. „Miedziowi” zaczęli grać znacznie szybciej i na jeden kontakt, a w tym wariancie bardzo przydatny okazał się być właśnie 19-latek.

Pomocnik był całkowicie pozbawiony pierwiastka bierności – po podaniu od razu ruszał do przodu umożliwiając szybszą grę bez straty piłki.

Przede wszystkim, dużo zrobiło tutaj samo nastawienie młodego piłkarza. Był pewny swego, nie zraził się współodpowiedzialnością za stratę bramki, tylko natychmiast wziął się za naprawianie błędów. Już samo to wybijało się na pierwszy plan w jego grze.

Tomasik o mały włos nie rzucił się do Jagiełły z rękoma po tym, jak młody zawodnik wdał się z nim w pojedynek bark w bark w bocznym sektorze boiska.

Takie „małe rzeczy” miały ogromny wpływ na obraz całego występu 19-latka. Pomimo, że nie jest weteranem polskich boisk i właściwie dopiero teraz zaczyna otrzymywać coraz więcej szans na zaprezentowanie swoich umiejętności, to potrafi wykazać się sporą dojrzałością na boisku. I nie chodzi o już tylko o pojedynek z Tomasikiem. Mowa o reakcji na wydarzenia boiskowe: po zepsutym podaniu, Jagiełło natychmiast doskakiwał do rywala, starając się wykrzesać z akcji jeszcze „coś” dobrego, nie zrażał się, gdy koledzy nie dostarczali mu piłek. Przez całe 70 minut ciężko pracował na boisku i pokazywał się do gry na całej jego szerokości. Nie umknęło to czujnemu oku Stokowca, który widząc dobre nastawienie swojego podopiecznego (i całej drużyny, wynik też miał na to wpływ), nieco zmienił jego zadania na drugą połowę. Filip Jagiełło miał podejść wyżej, żeby nie wypluć płuc przez szarżowanie spod jednego pola karnego pod drugie. Czasem odskoczyła mu futbolówka, dwa razy nie odnalazł się w kontrataku, ale w próbach i tak nie ustawał. Walczył w defensywie, dobrze ustawiał się w ataku, nie było chwili, żeby stał w miejscu. Pomimo, że jego pozycja była kompletnie niesprecyzowana, to paradoksalnie grze daleko było od chaotycznej. A to dość zaskakujące, żeby zawodnik w czasie trwania meczu ewoluował w takiego „box-to-box”.