Próba gry piłką i zabłąkana defensywa: wrocławianie lepsi w derbach Dolnego Śląska

2016-11-06 16:35:59; Aktualizacja: 8 lat temu
Próba gry piłką i zabłąkana defensywa: wrocławianie lepsi w derbach Dolnego Śląska
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

Widowiska nie było, klarownych sytuacji brakowało, ale ostatecznie to wrocławianie byli bardziej skuteczni i w samej końcówce wyrwali punkty swojemu odwiecznemu rywalowi.

Piłka stojąca i brak konkretów

Mecze derbowe rządzą się swoimi prawami przez co zestawienia personalne zwykle nieco wynikają z usposobienia zawodników – wpływ mają gorący temperament, przywiązanie do klubu… Akurat w spotkaniu Zagłębia ze Śląskiem obeszło się bez większych niespodzianek, ale to pewnie również dlatego, że chociażby Woźniak jest w bardzo dobrej formie. Do składu wrócił natomiast Cotra i lekko rzecz ujmując, pierwszej połowy nie może zaliczyć do szczególnie udanych.

Miedziowi potrzebowali jednej sytuacji, żeby wpakować futbolówkę już na samym początku starcia (bo w 6. minucie), ale nie obeszło się bez sporej dozy szczęścia i niefrasobliwości ze strony przeciwnika. Piłkę z flanki wrzucił Woźniak i wydawało się, że będzie zmierzała na Nespora. Ostatecznie trafiła wprost pod nogi Kubickiego (jeszcze ocierając się o Dankowskiego), który z zimną krwią wpakował ją do siatki. Winę za straconą bramkę ponosi także bramkarz Śląska – mógł zachować się zdecydowanie lepiej.

Bramka podziałała odurzająco na podopiecznych Stokowca. Chociaż mieli dwie szanse na podwyższenie prowadzenia po strzałach Łukasza Piątka sprzed pola karnego, to defensywnemu pomocnikowi brakowało dzisiaj wyczucia i dwukrotnie futbolówka pomknęła wysoko ponad poprzeczką. W bocznych sektorach brakowało dokładności, a jedyne decyzyjność stała na niskim poziomie. Bardziej konkretni byli gospodarze, który starali się grać piłką. Śląsk mozolnie konstruował swój atak pozycyjny i ze sporą łatwością przenosił się pod bramkę Polacka. Już na samym początku meczu próbowano środkiem, by później przypuścić kilka ataków bocznymi sektorami boiska. I jak strona Cotry zdecydowanie kulała, dzięki czemu wrocławianie z łatwością dochodzili do sytuacji, tak na przeciwnej flance napotkali znacznie więcej problemów – byli skutecznie wypychani przez dobrze organizujących się w defensywie Miedziowych. Ich największą bolączką byli… oni sami. Podczas, gdy potrafili płynnie przejść z ataku do obrony, sami produkowali groźne sytuacje i nadziewali się na kontrataki. Tak było w samej końcówce pierwszej połowy, gdy piłkę z bocznego sektora do Morioki dograł Dankowski, a ten uruchomił szarżującego w pole karne Bilińskiego. Napastnik Śląska nie odnalazł się w sytuacji przez co Guldan mógł oddalić zagrożenie spod swojej bramki. Siła wrocławian objawiała się także w stałych fragmentach gry. Nie wynikała z wielkiej precyzji podopiecznych Rumaka, a… ogromnej niefrasobliwości gości. Problemy z kryciem były na porządku dziennym.  

Zabójcze ciosy

W drugiej części spotkania obraz gry nieznacznie uległ zmianie. Śląsk coraz mocniej dochodził do głosu, chociaż wydawało się nawet, że to lubinianie mogą przejąć inicjatywę. Swoich sił najpierw próbował Janoszka, a następnie w szranki z przeciwnikiem stanął Nespor – żaden zawodnik Miedziowy nie miał na tyle szczęścia (i precyzji), żeby umieścić futbolówkę w siatce. A kto nie wykorzystuje sytuacji i coraz bardziej się cofa…

…zaczyna popełniać ogromne błędy. Nie uniknęli ich podopieczni Stokowca, którzy po upływie godziny gry byli jeszcze bardziej nieobecni niż w pierwszej części spotkania. Wykorzystał to Śląsk, chociaż niekoniecznie czysto. Bramka wyrównująca padła po dośrodkowaniu z bocznego sektora w momencie, gdy Dvali był na pozycji spalonej. Od tego momentu lubinianie nie za bardzo potrafili poskładać swoje szyki – w środku pola brakowało kogoś, kto przytrzyma piłkę przy nodze, w boki obrony przepuszczały wszystko i wszystkich. W 89. minucie wszelkie nadzieje na chociaż jeden punkt prysły. Alvarinho wykorzystał precyzyjną centrę Madeja i niepewne wyjście Polacka z bramki.

Pomimo, że podopieczni Rumaka nie zagrali wielkiego meczu to o te dwa razy byli bardziej skuteczni i mieli więcej szczęścia. W ich akcjach również brakowało błysku, ale konsekwentnie i mozolnie dążyli do postawionego sobie przed meczem celu. W tym czasie Zagłębie cofało się coraz mocniej i nie zdołało przyjąć ciosów – ot, zbytnia niefrasobliwość zgubiła Miedziowych.

Śląsk Wrocław – Zagłębie Lubin 2:1 (0:1)
Bramki:
Dvali (71'),  Alvarinho (89') - Kubicki (6')

Śląsk Wrocław: Kamenar [2,5] – Dvali [4], Celeban [3], Kokoszka [2], Augusto [2,5] – Goncalves [2], Grajciar [3] (59' Alvarinho [3,5]), Dankowski [3,5] – Morioka [3] (65' Sito Riera [3]), Madej [3,5], Biliński [2] (84' Idzik)

Zagłębie Lubin: Polacek [2] – Cotra [1] (57' Dziwniel [2]), Guldan [4], Jach [2,5], Todorovski [3] – Kubicki [4], Piątek [3,5] – Tosik [2,5] (62' Starzyński [2,5]), Woźniak [2], Janoszka [2] – Nespor [2] (80' Buksa)

Żółte kartki: Augusto, Goncalves – Cotra, Nespor

Sędzia: Tomasz Musiał [1,5]
Widzów:
10 778

Plus meczu Transfery.info:  Jarosław Kubicki (Zagłębie Lubin)