Sebastian Steblecki kilerem Śląska Wrocław. Górnicy wrócili na powierzchnię ziemi

2016-04-29 20:18:26; Aktualizacja: 8 lat temu
Sebastian Steblecki kilerem Śląska Wrocław. Górnicy wrócili na powierzchnię ziemi Fot. Transfery.info
Źródło: Transfery.info

Biegać, walczyć i na koniec wydrzeć zwycięstwo. W ten sposób powinien grać każdy zespół walczący o utrzymanie i dziś tak grającego Górnika oglądaliśmy na stadionie w Zabrzu.

Cztery kolejki do końca sezonu to najlepszy moment na to, aby wznieść się na wyżyny własnych umiejętności i ostatni raz włączyć się do walki utrzymanie. Górnik Zabrze ciągle zajmuje ostatnie miejsce w tabeli i chociaż do bezpiecznego miejsca brakuje tylko dwóch punktów, to tylko zwycięstwa zapewnią mu spokojne utrzymanie w ekstraklasie. Oczywiście, zawsze można liczyć na matematykę, ale zanim w ruch poszłyby liczydła, najpierw zawodnicy Jana Żurka musieli stworzyć ruch pod bramką przeciwnika.

Okiełznać Hiszpana

Zwłaszcza, że ostatnia pozycja Górnika w tabeli ekstraklasy jest myląca, o czym przekonało się Podbeskidzie Bielsko-Biała i Jagiellonia Białystok. Zabrzanie w ostatnim czasie poprawili swoją grę. Po odsunięciu od pierwszego zespołu Łukasza Madeja, Pawła Golańskiego i Macieja Korzyma 14-krotny mistrz Polski powoli powstaje z kolan. Zawodnicy w końcu zaczęli podchodzić do swojego zawodu na poważnie, wszyscy pracują na całym boisku, co szybko przełożyło się na lepszą grę w defensywie (dwa mecze z rzędu bez straconej bramki), a jedynym minusem jest skuteczność ich napastnika.

Bez dwóch zdań w kadrze Górnika brakuje klasowych zawodników. Wielokrotnie o tym problemie na łamach mediów rozprawiały legendy tego klubu. – Nie czarujmy się, ten zespół jest przeciętny. Nie oczekuję od niego cudów, ale jeśli chce się utrzymać, musi wygrywać – zaznacza na łamach „Przeglądu Sportowego” Włodzimierz Lubański. W tej samej gazecie w podobnym tonie wypowiada się Jan Banaś. – Żal patrzeć na tę drużynę. Doszło do tego, że ósme miejsce w lidze to wielkie, i tym razem nieosiągalne, marzenie – mówi legenda Górnika. Chociaż w kontekście zabrzan ciężko mówić o grupie mistrzowskiej, to zdecydowanie piłkarzy Jana Żurka stać na utrzymanie w elicie. Tylko czy do bólu nieskuteczny Jose Kante będzie w stanie odblokować się akurat ze Śląskiem Wrocław, które w ostatnim czasie należy do najlepiej grających drużyn w całej stawce? 

Turbokozak

Po końcowym gwizdku sędziego okazało się, że Jan Żurek w czwartek prawdopodobnie wykupił cały nakład „Przeglądu Sportowego” i w ramach przygotowań do meczu kazał wkuć na blachę słowa Lubańskiego i Banasia. Jego podopieczni lepiej weszli w to spotkanie i zaraz po wejściu na antenę – przez pierwsze 10 minut na antenie Eurosportu 2 widzowie oglądali końcówkę wyścigu kolarskiego – strzelili pierwszą bramkę. Zabrzanie grali tak jak przyzwyczaili do tego w ostatnim czasie: aktywnie w pierwszej połowie, w której częściej atakowali bramkę przeciwnika i zostawiali bardzo mało miejsca rywalom. Można tylko gdybać, czy jeśli obie połówki zagraliby w ten sposób, wtedy obyłoby się bez nerwów?

Choć gospodarze swoją grą zaskoczyli nas tylko w doliczonym czasie gry (samotny rajd Sebastiana Stebleckiego zakończony golem na wagę zwycięstwa), to nie popisali się podopieczni Mariusza Rumaka. Wrocławianie przez cały mecz nie byli w stanie przedrzeć się przez szczelny mur zabrzan i praktycznie nie oglądaliśmy koronkowych akcji rozpoczynanych przez Ryotę Moriokę. Nie popisała się również formacja obronna, która dopuściła do strzału Stebleckiego, a atak lidera „Turbokozaka” bardziej przypominał szarżę ułańską niż skomasowany atak kompanii.