Strach ma wielkie oczy: KAROL LINETTY
2016-11-12 13:32:30; Aktualizacja: 8 lat temuZwykle kreatywny, imponujący techniką i wyczuciem, stał się personifikacją zagubienia, gdy tylko przywdział koszulkę z orzełkiem. Oszołomienie uniemożliwiło mu grę na poziomie choćby zbliżonym do tego, który prezentuje każdego dnia.
Niesprecyzowana funkcja
Coraz częściej okazuje się, że zawodnik, który przyjmuje postać zbliżoną do wolnego elektronu, jest jednym z najbardziej użytecznych na boisku. Urywa się defensywie przeciwnika, walczy o pozycje, pokazuje się do gry i umiejętnie reguluje tempo wykorzystując swoją wszędobylskość. Owszem, potrafi spędzić przeciągłe fragmenty spotkania skrywając się za podwójną gardą, ale wyróżniają go nagłe skoki energetyczne, które pozytywnie oddziałują na całą drużynę. Jeśli Karol Linetty za mecz z Rumunią miałby uzyskać miano wolnego elektronu, byłby jego antydefinicją. Ewentualnie, nawiązywałby do jego pierwotnego znaczenia. Chaotyczny i niekonsekwentny ruch pomocnika do piłki dopełniały brak decyzyjności i potężna niedokładność. I to na całej szerokości boiska.
Popularne
Linetty jako łącznik. Teoretycznie istniała szansa pogrania przez środek boiska, w praktyce takie rozwiązanie z wykorzystaniem tego młodego pomocnika zdarzało się niezwykle rzadko.
Początkowo wydawało się, że chodzi o szybkie przeniesienie ciężaru na skrzydło i wykorzystanie bocznych sektorów. Gra przez Linettego była całkowicie pozbawiona sensu.
Nogi jak z waty, brak kontroli nad futbolówką i całkowity zanik czytania gry. 21-latek miał ogromne problemy, żeby odnaleźć się na boisku i wyraźnie odstawał od reszty drużyny. Jeśli jeszcze na początku meczu można było odnieść wrażenie, że koledzy po prostu go pomijają, to wystarczyła chwila, żeby zrozumieć dlaczego. Linetty celnie podawał tylko do tyłu, a straty w środkowej strefie były jednym z najczęściej przewijających się obrazków. Pomocnik miał problem, żeby urwać się przeciwnikowi, bardzo łatwo można było mu wygarnąć piłkę spod nóg, a przy okazji nie nadrabiał dokładnością podań do przodu. Nawet w momencie, gdy miał możliwość szybkiego odegrania, wszystko robił o tempo, dwa wolniej. Tak, jakby orzełek na piersi jednocześnie odcinał mu całe zasilanie.
Podobnie wyglądało to w momencie wymienności pozycji z Krychowiakiem. Brakowało konsekwencji w działaniach. Linetty za wolno reagował na to, co dzieje się na boisku i nie był w stanie w tempo uzupełnić luki, która notorycznie wytwarzała się w obrębie formacji.
21-latek nie spełniał swojej funkcji także jako ktoś, kto ściąga na siebie uwagę przeciwnika. Pomimo, że starał się do niego doskakiwać, utrzymywać w miarę odpowiednią odległość na linii rywal-kolega z drużyny, to jednak brakowało mu zdecydowania w działaniach. Skuteczny odbiór był niespodzianką.
Na próżno było wypatrywać czegoś pozytywnego w jego próbach ofensywnych.
Jeszcze na chwilę przed tą akcją, Karol Linetty spróbował wyjść nieco odważniej do przodu. Otrzymał futbolówkę od Błaszczykowskiego, ale… momentalnie wylądował poza boiskiem. Co prawda wrzut z autu wykonywali Polacy, ale Rumuni uzyskali czas na ponowne poukładanie swoich szeregów. Podobnie było w 27. minucie, gdy pomocnik wdał się w rozegranie w trójkącie w bocznym sektorze. Znacznie przyczynił się do spowolnienia tempa akcji. Problemem był także zanik decyzyjności. Były zawodnik poznańskiego Lecha po podaniu zamierał w miejscu, nie wrzucał wyższego biegu. Tryb zachowawczy wygrywał batalię w jego umyśle.
Utracone tempo
Słaba gra Linettego nie potrzebuje dopisywania szczególnej ideologii, ale zasługuje na kilka słów wyjaśnienia. Patrząc na pomocnika można było odnieść wrażenie, że traci znacznie więcej energii na walkę wewnętrzną, aniżeli tę o futbolówkę. Ileż to razy schodził na flankę, podłączał się do ofensywy i nagle… tracił cały zapał. Wynikało to głównie z ogromnej ilości strat jakich się dopuszczał. Podcinały mu skrzydła, osłabiały i doprowadzały do nagłego wyhamowania. Tak było m.in. w 30. minucie, gdy wyrwał się do ataku, pograł na jeden kontakt z Jędrzejczykiem, który natychmiast uruchomił Grosickiego i stanął w miejscu. Zamiast podążyć za akcją, zwiększyć przewagę liczebną, został na całkowicie niepotrzebnej asekuracji.
Właściwie Linetty przez całe swoje 70 minut tylko raz zanotował udane wyjście ofensywne. W 35. minucie dobrze wygarnął futbolówkę spod nóg przeciwnika, zagrał do Grosickiego wychodzącego bocznym sektorem, sam momentalnie ruszył do przodu i… pech chciał, że już nie doczekał się podania zwrotnego.
Był to jeden z nielicznych momentów, gdy 21-latek w końcu wykazał się konsekwencją w swoich działaniach. Próbował iść za ciosem w środkowej strefie, ale wówczas koledzy zdecydowali się na inny wariant rozegrania – zamiast szybkiego przeniesienia ciężaru gry, wybrali konstruowanie ataku pozycyjnego.
Tamte momenty były jednak rzadkością. Przez przeważającą część meczu, Linetty wybierał warianty zachowawcze.
Działania 21-latka nie były naznaczone najmniejszą dozą śmiałością. Karol, który jest w stanie zabrać się z futbolówką, pociągnąć za sobą drużynę i z łatwością odczytać zamiary przeciwnika, został w Genui. Zamiast niego wystąpił przestraszony chłopak, który potrzebuje ogrania i wsparcia.
Po raz kolejny problem leżał w niezdecydowaniu. Gra Linettego była niesamowicie chaotyczna.
Jakby chciał wyrwać do przodu, ale blokada w umyśle była tak potężna, że przy okazji krępowała jego ruchy. A z tego była już krótka droga do prostych błędów, które normalnie nie są u niego na porządku dziennym.
Rywal szybko wyczuł, że wystarczy go mocniej nacisnąć, żeby stracił równowagę i to nie porywając się na nieprzepisowe sposoby (tylko raz był faulowany).
Linetty nie radził sobie mając przeciwnika na plecach. Nie potrafił dostrzec dobrze ustawionego kolegi, skorzystać z balansu ciała, wdać się w pojedynek bark w bark. Takie pojedynki zwykle kończyły się jego stratą. Nie oznaczało to jednak, że sam nie próbował utrudniać życia przeciwnikowi.
Zamysł przekuć w czyn
Z lepszym lub gorszym skutkiem, 21-letni pomocnik starał się pracować na całej szerokości boiska. Najwięcej czasu spędzał jednak w środkowej strefie, gdzie usiłował wspomóc drużynę w intercepcji. Rzadko kiedy mu to wychodziło. Najczęściej to on padał ofiarą rywala i kończył na ziemi. Ewentualnie został tak osaczony, że nie pozostawało mu nic innego poza desperacką próbą odegrania w kierunku linii defensywnej.
Problemem był brak wyczucia. Linetty zbyt długo starał się przytrzymać piłkę przy nodze, dzięki czemu przeciwnik zwiększał przewagę i z łatwością mu ją odbierał.
Sam zamysł przechwytu nie należał do aż takich najgorszych. Pomimo, że 21-latek był bardzo chaotyczny, wszystko robił na dwa-trzy tempa, spowalniał grę swoich kolegów, to jednak raz na jakiś czas pokusił się o doskok. Inna sprawa, że wówczas rolę zaczynały odgrywać brak decyzyjności i konsekwencji. Linettemu brakowało wyczucia. Nie potrafił odczytać zamiarów rywala i wyciągnąć z nich stosownych wniosków. Jego próby interwencji wyglądały tak, jakby natychmiast były skazane na porażkę. Wszystko było naznaczone bylejakością, robione na pół gwizdka. Gdy wyszedł do ataku, to po jednym podaniu znowu stawał w miejscu. Gdy wrócił do defensywy i nawet doszło do podwojenia w odbiorze, to więcej tego nie zrobił. Gdy raz stał się łącznikiem, to i tak nie odpowiadał za regulację tempa. Sytuacje można mnożyć, a i tak na pierwszy plan wybija się on…
Strach. Pojęcie abstrakcyjne, które krępuje nasze ruchy, powoduje paraliż i odbiera wszelkie umiejętności. Nie oszczędza nawet tych wyćwiczonych, solidnie zakorzenionych w odruchach, które wcześniej mogły być uznane za bezwarunkowe. Karol Linetty był jego ofiarą. Rzucił mu rękawicę, stanął z nim oko w oko, ale gdy ten wykonał w jego kierunku najmniejszy krok… wszystko brało w łeb. Młody pomocnik na pewno nie będzie dobrze wspominał swojego występu w meczu z Rumunią, ale należy do tego grona zawodników, którzy się nie poddają. Wyciągnie wnioski i wróci silniejszy. Konsekwentne działania i decyzyjność należą do tych umiejętności, które da się wyćwiczyć. Zresztą, Linetty już niejednokrotnie udowodnił, że potrafi wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności. Potrzebuje trochę zaufania, dużo wsparcia i jeszcze więcej siły. Wszak strach ma tylko wielkie oczy i trzeba nauczyć się z nim współpracować.