Szef wszystkich szefów: Romeo Jozak
2017-09-13 20:38:15; Aktualizacja: 7 lat temuPowiedziałbym, że jestem teoretykiem, że trochę rzucam utartymi frazesami, trochę cliché. Jestem szarą eminencją. Szepcę. Odwiedzam.
Swoiste wyznanie, które pojawiło się na portalu sportske.jutarnji.hr miało być próbą wyjścia obronną ręką z trudnej sytuacji, w której Chorwat umieścił się na własne życzenie i to na pewno nie po raz pierwszy. Nowy szkoleniowiec Legii to nie tylko to, co widać na pierwszy rzut oka, czyli ucieleśnienie skomplikowanych schematów i konsekwentnego szkolenia młodzieży, ale także szczypta gorącej głowy i garść imperatorskich zapędów.
Kotara wyższej matematyki
Przeglądając artykuły w chorwackich mediach poświęcone Jozakowi w okresie 2011-17 nie sposób nie odnieść wrażenia, że coś tu nie gra. Wdzięczność wynikająca z oczywistego wkładu w młodzieżowy futbol nie miesza się ze szczerą, czystą sympatią, a podkreśla narastającą z jego każdym, kolejnym stanowiskiem niekontrolowaną porywczość. „Kim on kurwa jest?”, pytano na jutarnji.hr, gdy praktycznie znikąd pojawił się w piłkarskim światku i zaczął przedstawiać swoje teorie.Popularne
Wówczas było wiadomo naprawdę niewiele. Ot, człowiek ze środowiska akademickiego, który w wieku 22 lat został zmuszony obrać inną ścieżkę niż kariera piłkarza. Po poważnej kontuzji kostki wiedział jedno: cokolwiek się nie wydarzy, zostanie trenerem. Zaczynał jako asystent Lončarevicia w Osijeku, ale jednocześnie nie zaniedbywał edukacji. Nie poprzestał na pracy magisterskiej, która z perspektywy czasu brzmi na poły autobiograficznie (przyp. red. pt. „Zawodnicy po zakończeniu kariery”). Jozak poszedł o krok dalej i poświęcił 6 lat na doktorat o efektywności sytuacyjnej, a w prasie zaczęto sugerować, że prędzej czy później wykształcenie może stać się jego przekleństwem… Zamienił je w atut, wykorzystał do własnych potrzeb. Lokalni dziennikarze doskonale zaznajomili się z jego talentem do przemawiania: „Posiadanie piłki powinno wynosić ok. dwóch sekund, zanim zawodnik poda do kolegi z drużyny. Tętno w danej jednostce czasu jest szalenie ważne, wpływa na precyzję, dlatego niektórzy nie są w stanie powtórzyć tego, co demonstrowali na treningach. Głównie z tego powodu jesteś w stanie wyłożyć dzieciakom strategię dopiero, gdy osiągną 13./14. rok życia. Zresztą, wszyscy topowi trenerzy są członkami Mensy z ilorazem inteligencji powyżej 160 i odnoszą sukcesy, ponieważ potrafią powstrzymać własne ego i otworzyć się na pomoc doradcy”, mówił dla jutarnij.hr.
Wydawać by się mogło, że w tej całej historii to właśnie ścieżka naukowa powinna być punktem zaczepienia, właśnie to tworzenie z piłki fizyki kwantowej i powodowanie, że szczęka rozmówcy ląduje na podłodze. Otóż najważniejsze jest „ego” i „problem doradcy”. „Romeo Jozak jest interesującym teoretykiem, ale w naszej piłkarskiej opowieści jest przede wszystkim uzurpatorem władzy, podporządkowanym woli Zdravko Mamicia”, pisano na tym samym portalu.
Obsesja kontroli
Wszystko zaczęło się nieco ponad 4 lata temu, gdy Chorwat trafił do krajowej federacji piłkarskiej w charakterze dyrektora ds. technicznych. Już wcześniej złapał trochę solidnego doświadczenia prowadząc akademię Dinama i zasiadając w radzie UEFA koncentrującej się na kwestiach poświęconych juniorom. Nikt się wówczas nie spodziewał, że jego stanowisko będzie rozumiane w znacznie szerszym ujęciu. Romeo Jozak miał być bowiem odpowiedzialny za doradztwo wszystkim trenerom aż po seniorską reprezentację Chorwacji. Myślał, że bez jego „błogosławieństwa” nikt nie będzie miał dostępu do kadry narodowej. Współpraca zakładała bliskie kontakty obecnego szkoleniowca Legii z każdym selekcjonerem tak, że miał siedzieć z nim ramię w ramię na ławce rezerwowych. Takie rzeczy są praktykowane w niektórych krajach, ale nie zawsze mają charakter inwazyjny. Tutaj, Jozak chciał mieć pełną kontrolę nad sytuacją.
Trafił jednak na twardego zawodnika w osobie Niko Kovacia (a trzeba powiedzieć, że Zdravko Mamić i bohater opowieści wytypowali go na stanowisko selekcjonera – najpierw U-21), który nie pozwolił mu na aż takie ingerowanie w kwestie taktyczne. Chorwacja zakwalifikowała się na Mistrzostwa Świata w Brazylii i póki passa była po jej stronie, władze nie zamierzały ingerować, a co za tym idzie, Jozak stracił bezpośredni dostęp do drużyny. Nie był to jednorazowy incydent. Historia zatoczyła koło i okazała się być jeszcze bardziej kapryśna. Po odwołaniu Kovacia nieco ponad rok później, Davor Šuker publicznie ogłosił, że wyborem nowego selekcjonera zajmie się m.in. Jozak i przedstawi kandydaturę sztabowi wykonawczemu. „To teraz moja siedziba!”, miał wykrzyknąć Chorwat i w krótkim czasie przedstawić Ante Čačicia. „Jeśli powiedziałbym, że mam wszystko pod kontrolą, wyszedłbym na drania, ale jeśli tego nie powiem… stwierdzicie, że nie wykonuje swojej pracy dobrze. Wszyscy trenerzy mają ogromną władzę, a ja polegam na moim fanatyzmie. Kocham moją robotę, chociaż nie wszystko jest zawsze idealne…”, wypowiadał się na slobodnadalmacjia.hr.
Nowy szkoleniowiec miał jeszcze słabsze nerwy od swojego poprzednika. Po zaledwie dwóch meczach (zwycięstwa z Bułgarią i Maltą) trzasnął drzwiami i zaprzestał jakiegokolwiek kontaktu z Jozakiem. Tylko, że tym razem nie był jedyną osobą, która miała po dziurki w nosie specyficznego doradztwa. 42-latek został przyblokowany w działaniach i „znalazł się w raczej wrogim środowisku wyczekując szansy na wyciągnięcie kotwicy” (slobodnadalmacija.hr). Z obecnym trenerem nie rozmawiał przez kilka miesięcy i nie omieszkał powiedzieć o tym publicznie, co skrupulatnie odnotowała większość chorwackich mediów. Zresztą wcale nie trzeba było wielkich oświadczeń, żeby odczuć, że sytuacja nie układa się najlepiej. Jozak przestał pojawiać się na ławce. Raz, drugi, trzeci… Tygodnie zamieniły się w miesiące, Chorwat za każdym razem ucinał temat. Ostatecznie została wybrana jedna wersja wydarzeń: „Čačić czuje się znacznie lepiej, kiedy Jozaka nie ma ani w hotelu, ani na ławce. Nie odnotowano między nimi żadnej bezpośredniej sprzeczki, a przynajmniej nic nam o niej nie wiadomo, ale istnieje pewna rozbieżność w taktycznym podejściu do drużyny”, tłumaczyły się władze na jutarnji.hr.
Do trzech razy sztuka
Sprawa nie zdążyła się jeszcze do końca rozejść po kościach i gdzieś tam w eterze unosiły się określenia, że „ich relacja jest zimniejsza niż syberyjska tundra” (vecernji.hr), a Jozak już zdążył namieszać po raz kolejny. Już samo rozstanie z kadrą narodową wzbudza pewne kontrowersje, bowiem dwa dni przed podpisaniem kontraktu z Dinamem, Damir Vrbanović (dyrektor Chorwackiego Związku Piłki Nożnej) miał powiedzieć dla slobodnadalmacjia.hr że „nie ma możliwości, że Romeo teraz nas opuści. Jest głównym odpowiedzialnym za EURO U-17, które odbywa się u nas w maju i czeka go mnóstwo pracy. Nie odejdzie zanim projekt nie zostanie zrealizowany”. Mylenie się w zeznaniach powinno dać do myślenia, ale nikt nie zamierzał drążyć tematu. Jozak nieco nadpalił most do narodowej kadry i musiał szukać szczęścia gdzieś indziej, najlepiej na dobrze znanym terenie. W Dinamie Zagrzeb.
Dobra passa nowego dyrektora sportowego nie trwała dłużej niż miesiąc. Umową związał się w marcu, a już w kwietniu trafił pod ostrzał pytań dziennikarzy i wrogich spojrzeń kolegów z drużyny. Po jednej z konferencji prasowych, Jozak powiedział, że spokojnie mógłby zostać w tym momencie nowym szkoleniowcem zespołu. Być może wcale nie miał złych zamiarów, ale trudno się dziwić, że trener Petew odebrał to jako bezpośredni atak na swoją pozycję, skoro aktualnie zmagał się ze sporym kryzysem. Nawet Zdravko Mamić zabrał głos w powyższej sprawie publicznie krytykując Jozaka („jego stwierdzenie było bardzo niezręczne” za goal.com).
Żeby tego było mało, wraz z kontrowersyjną opinią wyszły na jaw inne fakty, wskazujące na brak jakiejkolwiek „chemii” między dyrektorem sportowym i trenerem. Okazało się bowiem, że nijak nie potrafili się dogadać począwszy od pierwszego dnia. Ledwo potrafili się przywitać na korytarzu. Było jasne, że taka współpraca nie ma racji bytu. Oczywiście Jozak próbował jakoś wybrnąć, ale nie wyszło mu to zbyt umiejętnie (m.in. na jutarnji.hr): „Wielce prawdopodobne, ze to, co powiedziałem w sali konferencyjnej, że mogę sobie wyobrazić siebie jako przyszłego trenera Dinama, wywołało pewne zamieszanie. Ale jak, jako dyrektor mógłbym powiedzieć, że nie obchodzi mnie klub? Albo ławka? Powiedziałbym, że jestem teoretykiem, że trochę rzucam utartymi frazesami, trochę cliché. Jestem szarą eminencją. Szepcę. Odwiedzam… Oczywiście jako trener z licencją, opisujący swoje obecne stanowisko nie jako dyrektor sportowy, a żołnierz w służbie klubu, muszę być w gotowości. Jestem gotowy, ale jestem też zobowiązany wypełniać swoje zadania. Mówię tak nie dlatego, że chce zająć miejsce Petewa, a dlatego… ponieważ to normalne. W kryzysowych sytuacjach to normalne.”
Tak samo „naturalną” konsekwencją było zakończenie współpracy z Jozakiem po zaledwie kilku miesiącach. Nikt nie był zadowolony z takiego układu, więc szkoda było to ciągnąć przez dłuższy czas. Trzeba jednak otwarcie przyznać, że Dinamo pokładało w nim znacznie większe nadzieje. Gdyby tak nie było, nie zaoferowałoby mu pensji w wysokości… 360 tysięcy euro rocznie. Dla przykładu, Zoran Mamić zarabiał ok. 240 tysięcy euro w skali roku (liczby za tym samym portalem).
„Nie jestem trenerem jak Jose Mourinho ani piłkarzem jak Davor Šuker, ale dajcie mi szansę, a dopiero później ogłoście wyrok”, powiedział Romeo Jozak w bardzo starej rozmowie z jutarnij.hr. I Legia to robi. Obdarza zaufaniem i wpuszcza na własny teren. Tym razem historia wcale nie musi zatoczyć koła, bowiem Chorwat po raz pierwszy nie będzie nikomu podlegał w kwestiach stricte piłkarskich. Nie zostanie szefem wszystkich szefów, ale otrzyma znacznie większe pole manewru. Będzie samodzielnym szkoleniowcem, a to może okazać się zarówno darem, jak i przekleństwem. Na ocenę trzeba będzie jeszcze poczekać i wykazać się cierpliwością.
ŹRÓDŁA: jutarnji.hr, slobodnadalmacjia.hr, vecernji.hr, goal.com