W Wiśle Kraków nic nowego od lat, wciąż kartki i kontuzje

2022-09-16 15:19:51; Aktualizacja: 2 lata temu
W Wiśle Kraków nic nowego od lat, wciąż kartki i kontuzje Fot. Krzysztof Porebski / PressFocus
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Jeszcze nie tak dawno Wisła była liderem pierwszej ligi, a dziś jest poniżej miejsc dających prawo do gry w barażach o awans do Ekstraklasy. Atmosfera wokół klubu gęstnieje, a wielu wskazuje Jerzego Brzęczka jako głównego winowajcę.

Łatwo wskazać moment, w którym to wszystko się zepsuło. Sprowokowany przez Pawła Tupaja z Chrobrego Głogów napastnik Wisły Kraków Luis Fernandez kopnął rywala, a sędzia po analizie zapisu wideo dał Hiszpanowi czerwoną kartkę. Krakowianie prowadzili wówczas 1:0.

I wszystko, co charakteryzowało Wisłę do tego momentu, pękło jak mydlana bańka. Obrona - dotychczas główny atut zespołu - zaczęła tracić masowo bramki. Atak, czekający przez lipiec i sierpień na rozkręcenie, zaczął być jeszcze bardziej przewidywalny.

Od tego momentu w następnych 251 minutach meczów ligowych, wiślacy stracili siedem goli. Strzelili tylko trzy. I przegrali wszystkie spotkania.

Tuż przed czerwoną kartką dla Fernandeza wydawało się, że Wisła po wyczekanym transferze Angela Rodado zacznie nie tylko wygrywać, ale też całkowicie dominować nad ligą. W końcu to po akcji hiszpańskiego duetu krakowianie wyszli wówczas na prowadzenie.

Według wyliczeń analityka Piotra Klimka, na koniec sierpnia Biała Gwiazda miała 57% szans na awans do Ekstraklasy. Obecnie ma 32,5%.

Wrzesień to zły miesiąc dla Wisły Kraków

Co gorsza dla Wisły, to nie jest pierwsza tego typu sytuacja w jej najnowszej historii.

Ba, słabsza gra we wrześniu niż w sierpniu jest standardem w ostatniej dekadzie. Zdarzyło się to w sześciu z ostatnich dziesięciu sezonów, a ostatni raz sytuacja odwrotna zaszła w 2020 roku, lecz warto podkreślić, że wówczas krakowianie w obydwu miesiącach punktowali fatalnie (0,5 punktu na mecz i 0,67 punktu na mecz).


Punkty na mecz

Wisła zwykle dobrze zaczyna sezon, notuje średnią powyżej 1,5 punktu na mecz, ale we wrześniu przychodzi zapaść. Od 2018 roku punktuje wówczas dwa razy gorzej niż w poprzednim miesiącu (0,76 punktu na mecz). To bezwzględnie forma spadkowa. A forma z sierpnia daje spokojne miejsce w górnej części tabeli.

Krakowianie w ciągu dwóch miesięcy prezentują więc dwie zupełnie różne twarze. Choć w dalszej części jesieni forma drużyny rośnie i raczej się stabilizuje, tak Wisła nie wraca już do poziomu i ambicji z początku sezonu.

A w poprzednich rozgrywkach - zakończonych spadkiem z Ekstraklasy - Wisła od września do końca sezonu była w permanentnym kryzysie.

Nie inaczej jest też teraz. Zmienił się tylko poziom. Wisła nie gra już w Ekstraklasie, ale problemy ma wciąż te same. I przyczyny, wskazywane choćby przez Jerzego Brzęczka, bardzo przypominają te o których mówili jego poprzednicy na stanowisku trenera.

Kartki i kontuzje

– Nasz skład na mecz ze Śląskiem się sam ułożył. Została nam goła jedenastka, a najgorzej będzie z ławką – mówił przed jednym z jesiennych meczów sezonu 2014/2015 ówczesny trener Wisły Franciszek Smuda. Doświadczony szkoleniowiec całą jesień utyskiwał na to, że ma bardzo wąską kadrę. Gdy Wisła startowała w pełnym składzie - a była to Wisła z Głowackim, Brożkiem czy Stiliciem - zdobyła w siedmiu meczach 15 ze wszystkich 32 punktów w rundzie.

O tym samym mówi teraz Jerzy Brzęczek. – Wyniki ostatnich meczów wynikają po części z problemów kadrowych. Nasi doświadczeni zawodnicy nie mogli grać z uwagi na kartki i kontuzje – tłumaczył serię trzech porażek z rzędu na ostatniej konferencji prasowej trener Wisły.

Od lat zatem to „kartki i kontuzje” najbardziej wpływają na postawę zespołu. Gdy wypadają najlepsi piłkarze, wchodzą słabsi.

Smuda musiał wybierać słabszych niż Głowacki czy Stilić, zatem Wisła zamiast walczyć o puchary, musiała dryfować w środku tabeli.

Gdy Stolarczykowi wypadli Błaszczykowski i Basha, Wisła zaczęła walczyć o utrzymanie.

A teraz, gdy Brzęczek musi radzić sobie bez Fernandeza i Colleya, wypada z pierwszej szóstki zaplecza Ekstraklasy.

Minęła więc prawie dekada, a problemy Wisły wciąż są te same. Zmieniali się trenerzy, właściciele, prezesi i dyrektorzy, ale trend od lat jest ten sam.

Podobnie zresztą jest na wiosnę. Wisła dobrze zaczyna w lutym i marcu, a w kwietniu następuje zapaść. Wystarczy, że przestaje występować najsilniejsza jedenastka, a drużyna przestaje zdobywać punkty.

Brzęczek bez szczepionki

Rzecz jasna słabszy poziom zmienników nie jest czymś unikalnym dla krakowskiego zespołu. Praktycznie każdy zespół na świecie musi liczyć się ze spadkiem jakości, gdy wypadają najważniejsi zawodnicy.

To, co jednak charakterystyczne dla Wisły, to zbyt duża różnica w jakości między podstawowymi piłkarzami, a ich zastępcami. W Wiśle widać to tym mocniej, bo na wielu pozycjach zmiennikami są całkowite żółtodzioby. Brakuje skrzydłowego lub pomocnika - musi grać tam Bartosz Talar. Wypada stoper, do gry wchodzi Boris Moltenis, trzecioligowiec z Francji, ewentualnie 18-letni Kacper Skrobański.

Od lat Wisła jest po prostu nieodporna na naturalne choroby w piłce nożnej: kartki i kontuzje. A Jerzy Brzęczek nie zaaplikował zespołowi szczepionki na te schorzenia.

Do środka pola ściągnął Vullneta Bashę i Ivana Jelicia Baltę. Pierwszy od lat ma problemy z kontuzjami, drugi notorycznie łapie kartki. Z natury więc podstawowy zestaw pomocników będzie wypadał z gry.

Na skrzydło ściągnął Michaela Pereirę, który od tygodni leczy kontuzję mięśniową. W dodatku do zamrażarki trener schował Dora Hugiego, jeszcze bardziej zawężając sobie pole manewru w ataku.

Na środku obrony postawił na Adiego Mehremicia licząc, że ten przedłuży kontrakt, ale jednocześnie obniży wysoką pensję. Gdy jednak Bośniak nie podpisał nowej umowy, odszedł do Turcji, zostawiając drużynę z dziurą na kluczowej pozycji. Tę dziurę załatał Moltenis.

Te decyzje podjął Brzęczek. Były to decyzje bardziej szybkie niż przemyślane, ale musiały być szybkie, bo Wisła spadła z Ekstraklasy, a cały klub był sparaliżowany. Brzęczek może być więc winny wyników zespołu, ale znacznie bardziej prawdopodobne, że jego decyzje to bardziej symptom choroby toczącej klub, a nie ich przyczyna. Bo od dekad Wisła częściej podejmuje decyzje bardziej szybkie niż przemyślane.

Dlaczego więc teraz miałoby być inaczej?

JACEK STASZAK