Za drogi, można było lepiej, ale da radę. Iłla Szkuryn odnajdzie się w Legii Warszawa

2025-02-20 11:25:08; Aktualizacja: 1 dzień temu
Za drogi, można było lepiej, ale da radę. Iłla Szkuryn odnajdzie się w Legii Warszawa Fot. Legia Warszawa
Antoni Obrębski
Antoni Obrębski Źródło: Transfery.info

Już we wrześniu wiadomym było, że zimą Legia Warszawa musi sprowadzić napastnika. Po wielu zawirowaniach wzmocnieniem ataku okazał się Iłla Szkuryn, wcześniej atakujący Stali Mielec, który podpisał umowę do końca 2027 roku i kosztował aż półtora miliona euro.

Legia Warszawa latem sprowadziła dwóch napastników. Do będących już w klubie Marca Guala, Tomáša Pekharta i Jordana Majchrzaka dołączyli Jean-Pierre Nsame oraz Migouel Alfarela. Forma sportowa zadecydowała jednak o tym, że trzech ostatnich w klubie już nie ma. W połowie września klub opuścił również Blaž Kramer, który zdążył do tego czasu strzelić pięć goli i zaliczyć cztery asysty.

Opieszałość

Nie można w inny sposób określić działań pionu sportowego Legii Warszawa. Pomińmy już kwestię dyrektora sportowego, którego w Warszawie nie ma od grudnia, bo nie ma sensu po raz enty raz się tym zajmować.

Jean-Pierre Nsame i Migouel Alfarela nie sprostali oczekiwaniom. Razem zdobyli trzy bramki i dwie asysty w 32 meczach. Nie jest to dorobek w żaden sposób akceptowalny. Obaj zimą wylądowali na wypożyczeniach - odpowiednio do FC Sankt-Gallen oraz Athens Kallithea. Co może kibiców stołecznych zadziwiać, Nsame w Szwajcarii w czterech meczach ma już dwa gole i asystę.

Odszedł też Jordan Majchrzak, który swoją obecnością kadrę tylko poszerzał. Ani nie otrzymywał wielu szans, ani nie zasługiwał na nie umiejętnościami czy formą. Uzbierał łącznie 98 minut w czterech meczach. W Ekstraklasie zagrał raz - minutę na chwilę przed odejściem do Arki Gdynia.

„Wojskowi” pozostali więc z dwoma napastnikami - mającym na czole napis „emerytura” Pekhartem i wiecznie irytującym i poirytowanym swoimi kolejnymi złymi decyzjami Marcem Gualem. Nie brzmi to dobrze.

A kto doprowadził do takiej sytuacji? Pion sportowy. Niby na początku stycznia mówiło się o Karolu Świderskim, ale jego przejście było nierealne. Później pojawiły się tematy Lasse Nordåsa, Ioannisa Pittasa czy Ole Sætera, a przez cały ten czas przewijały się także informacje o Benjaminie Källmanie. Jak się finalnie okazało, żaden z nich nie znalazł się w zasięgu finansowym stołecznego klubu.

O tym wszystkim jednak nie mówiono we wrześniu, październiku czy nawet grudniu. Pion sportowy Legii tak załatwił sprawę napastnika, że mając niemal pół roku na sprowadzenie „dziewiątki”, kończy pod koniec lutego sprowadzając Szkuryna. Do tego wykłada na niego 1,5 miliona euro. Przy tym trzy mecze na wiosnę zostały już rozegrane i spokojnie przy skutecznej „dziewiątce” Legia mogłaby wyciągnąć z meczów z Koroną Kielce i Piastem Gliwice sześć punktów, a zdobyła jeden. Gdyby oba spotkania stołeczni wygrali, dziś mieliby tyle punktów, co pierwszy Lech Poznań i druga Jagiellonia Białystok.

Legia nie potrafi przeprowadzać transferów

Jeszcze pod koniec stycznia Legia, wedle informacji Tomasza Włodarczyka, złożyła Cracovii ofertę za Benjamina Källmana opiewającą na 900 tysięcy euro. Było to za mało za Fina, za którego prawdopodobnie oczekiwano 1,5 miliona euro.

Klub z Warszawy nie chciał wyłożyć za lidera klasyfikacji strzelców, a jednocześnie najlepszego asystenta ligi takich pieniędzy. Latem w końcu wygasa mu kontrakt, więc to naturalnie obniża jego wartość. Być może też napastnik ma już jakieś oferty z mocniejszych lig. Pytanie tylko, czy nie warto było zaryzykować, skoro teraz za takie pieniądze przychodzi napastnik słabszy. Sportowo Legia mogła tylko zyskać, napastnik jest potrzebny na wczoraj, a te pieniądze mogłyby się zwrócić na boisku.

Ktoś podniesie ten argument, że przecież 26-latek latem dostępny będzie za darmo i wtedy będzie można go sprowadzić. Tutaj jednak wkraczamy w błędne koło. Skoro tak, to po co teraz Legia płaci 1,5 miliona euro za Szkuryna? A jak już teraz przyjdzie Białorusin, to jak ściągnąć latem Källmana, który z pewnością nie będzie zarabiał mało i zgarnie też sporą kwotę za sam podpis. W tym wszystkim pamiętać trzeba o Nsame, którego Legia musi wykupić i Alfareli, za którego latem zapłaciła milion, a który wróci do klubu. No i w drużynie wciąż pozostałby Marc Gual, Hiszpan ma umowę do końca sezonu 2025/2026. Przy Nsame Sankt Gallen ma opcję wykupu, jednak nie wiadomo, czy z niej skorzysta. Jeśli tak, Legia pozbyłaby się przynajmniej jednego problemu.

Jeśli Legia faktycznie chciałaby sprowadzić Fina latem, to wydawanie teraz takich pieniędzy na innego napastnika byłoby bezsensowne. To oznacza tylko tyle, co zresztą nie było ciężkie do przewidzenia, że klub z ulicy Łazienkowskiej działa chaotycznie na rynku transferowym.

Co pokazuje, jak nieudolnie działa Legia na rynku transferowym, to Szkuryn rok temu był do wzięcia za darmo. W końcu sezon 2023/2024 w Stali Mielec spędził tylko na wypożyczeniu, a kontrakt z jego macierzystym klubem wygasł 30 czerwca 2024 roku. Skoro Legia latem sprowadziła napastników, to wiedziała już o tym zimą. Stołeczni zapłacili milion euro za Alfarelę, którego dzisiaj w klubie nie ma, a pół roku wcześniej mogli dogadać się z 25-latkiem i nie zapłacić innemu klubowi ani grosza.

Napastnik potrzebuje pewności

Iłla Szkuryn na przestrzeni swojej kariery miewał różne okresy, były one też często przeplatane. Jego występy w różnych klubach mają jednak wspólny mianownik - zawsze, gdy był pierwszym wyborem, odpłacał się.

Jego początek w lidze białoruskiej nie był imponujący. W FK Witebsk nie zdobył gola, ale zagrał zaledwie 123 minuty (mowa o rozgrywkach ligowych). Gdy jednak dostał szansę w zespole, który dzisiaj nosi nazwę Energetik BGU Mińsk, zdobył 19 bramek w 26 spotkaniach.

Na fali formy strzeleckiej przeniósł się do Dynama Brześć, a potem do CSKA Moskwa. W Rosji w 19 meczach trafił trzy razy na przestrzeni 651 minut. Nie jest to więc wynik bardzo zły, ale zdecydowanie oczekiwano od niego więcej. Podobnie było w Dynamie Kijów, gdzie nie zdobył bramki, ale zaliczył pięć asyst. Co ciekawe, bo być może nie wszyscy pamiętają, wówczas 22-letni piłkarz zanotował dwa występy w Lidze Mistrzów od pierwszej minuty, w tym z Bayernem Monachium, gdzie jego vis-à-vis był Robert Lewandowski.

Później Szkuryn trafił na wypożyczenie do Rakowa Częstochowa, gdzie jednak zupełnie się nie sprawdził i sezon 2022/2023 spędził w drugiej lidze izraelskiej. Tam wrócił w końcu do strzelania i w 33 meczach umieścił piłkę w siatce 15-krotnie, dokładając cztery asysty. Kolejne rozgrywki to już wszystkim nam znany okres w Stali Mielec, a więc 18 bramek i pięć asyst w 35 meczach w zeszłym sezonie oraz pięć goli i dwie asysty w 20 meczach kampanii 2024/2025.

Szkuryna można odpowiednio wykorzystać

Nie patrząc w ogóle na kontekst, z jakim związane jest przyjście Szkuryna, zwróćmy uwagę na to, co może dać Białorusin drużynie ze stolicy. Jak już do Legii trafi, to w końcu będzie trzeba liczyć na jego występy, a nie dalej przejmować się tym, że stołeczni fatalnie załatwili sytuację napastnika. Oczywiście nie jest to dla kibiców miłe, ale trzeba powiedzieć - mleko się rozlało.

Co więc 25-latek może dać drużynie? Przede wszystkim jest to napastnik, znający się na swoim fachu. Choć w tym sezonie obniżył loty i w 21 meczach ma tylko pięć goli i dwie asysty, wciąż nie jest to dorobek, który dyskwalifikuje go sportowo z grania w Legii.

Liczba 16 trafień, które zanotował przed rokiem, jest imponująca, zwłaszcza jeśli spojrzymy, że zgodnie z golami oczekiwanymi, powinien mieć ich dziewięć. W tym sezonie jest o tyle słabszy, że ze współczynnika 5,76 zdobył pięć goli. Strzelił więc nieznacznie mniej, niż powinien, a w zeszłym sezonie wykorzystywał dużo więcej okazji, niż przewidywał algorytm.

Co jednak należy zauważyć, to w sezonie 2023/2024 jego strzał miał średnio wartość 0,23 gola oczekiwanego. W tym sezonie to już tylko 0,16. Oznacza to więc, że koledzy kreują 25-latkowi gorsze sytuacje. Być może, przy lepszym serwisie, a taki w Legii jest, były piłkarz Rakowa Częstochowa (kompletny niewypał, tylko dwa mecze w drużynie Marka Papszuna w 2022 roku) okaże się skuteczniejszy.

Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy w stolicy serwis jest lepszy, to spójrzmy teraz na Marca Guala. Hiszpan oddał nieznacznie mniejszą liczbę strzałów co Szkurin, a w jego przypadku średnio okazja oznacza 0,22 bramki oczekiwanej. Gual znajduje się więc w lepszych sytuacjach od Białorusina, a pamiętajmy, że często piłkarz nie potrafił nawet oddać strzału w bardzo dobrych sytuacji. 28-latek strzelił cztery bramki, a zgodnie z bramkami oczekiwanymi - powinien mieć ich na swoim koncie siedem.

W przypadku Guala najczęściej, jeśli już zwraca się uwagę na pozytywy w jego grze, mówi się o rozgrywaniu. Tutaj fakt, Hiszpan podaje częściej od Szkuryna, ale pamiętajmy, że Białorusin gra w Stali Mielec. Przy tym Szkuryn jest konkretniejszy, bo zaliczył jedno kluczowe podanie więcej. Wśród napastników więcej takich zagrań od 25-latka ma tylko Jesús Imaz.

Gonçalo Feio zwracał często, zwłaszcza w kontekście Jeana-Pierre’a Nsame, uwagę na pokonywany dystans. Tutaj, choć na tle ligi Szkuryn wciąż prezentuje się przeciętnie, to średnio biega więcej od Marca Guala. Sprowadzenie zawodnika Stali Mielec będzie więc, choć małym, to krokiem do przodu. Zgodnie ze statystykami Ekstraklasy mowa o 8,32 kilometra na mecz.

Szkuryn przede wszystkim ma zachowania typowe dla klasycznego napastnika. Umie grać klatką piersiową, zastawiać się, wychodzić na pozycję, grać głową, odnajdywać się w sytuacjach bramkowych. To wszystko to cechy, których często brakuje Marcowi Gualowi, na czym Legia traci.

Przy sprowadzeniu Białorusina Feio będzie mógł także spróbować odgruzować samego Hiszpana, który zostawał królem strzelców Ekstraklasy, gdy Jagiellonia Białystok grała na dwójkę napastników, choć oczywiście Gual miał wtedy partnera o innej charakterystyce.

Wydaje się więc, że choć sytuację napastnika czwarty zespół w tabeli Ekstraklasy mógł załatwić zdecydowanie lepiej, to nie kończy z ręką w nocniku. Szkuryn gwarantuje od przyjścia do Polski pewien poziom i odpowiednio wpasowany w taktykę może dać drużynie z Warszawy naprawdę sporo pożytku.

Mogło być lepiej, ale nie ma tragedii

Czy kibice Legii mają prawo być sfrustrowani? Oczywiście, że tak. W końcu do klubu, prawdopodobnie za tę samą cenę, mógł trafić lepszy napastnik. Nawet jeśli Källmanowi trzeba byłoby zapłacić dużo wyższą pensję, zapewne by tak było, to takie pieniądze powinny się w Warszawie znaleźć, jeśli tylko pion sportowy wykazałby się większą determinacją.

Nie jest jednak tak, że Szkuryn już zapomniał, jak się strzela i nic drużynie nie da. Odpowiednio wykorzystany wciąż może dać bardzo dużo, bo to zwyczajnie naprawdę dobry, jak na polskie warunki, napastnik. Tym kibice „Wojskowych” mogą się pocieszać.