Brazylijczyków wojna z Mundialem
2014-03-16 14:37:57; Aktualizacja: 10 lat temuDo najważniejszej piłkarskiej imprezy ostatnich czterech lat zostało ledwie kilka miesięcy, a w Brazylii nie ustają protesty przeciw organizacji Mundialu. Czy ze społecznego i gospodarczego punktu widzenia turniej może okazać się klapą?
Puchar Konfederacji, rozgrywany na rok przed Mistrzostwami Świata w kraju organizatora Mundialu, ma z reguły być swoistym testem – obiektów (o ile są gotowe), infrastruktury, ale także społecznego nastawienia. Ubiegłoroczny turniej nie udzielił odpowiedzi na pytanie, czy Brazylia jest gotowa gospodarczo – stadiony nieukończone, infrastruktura ciągle w budowie. Ale pod względem społecznym po tym turnieju świat dowiedział się jednego – Brazylia nie chce Mistrzostw Świata.
A przynajmniej nie chce ich znaczna część państwa, która już w trakcie Pucharu Konfederacji rozpoczęła nieustające do dziś protesty. Protesty wielotysięcznych grup ludzi, które nierzadko przeradzają się w zamieszki. Tylko w styczniu tego roku w dwóch wielkich miastach Kraju Kawy – São Paulo i Rio de Janeiro – odbyły się kilkutysięczne demonstracje zakończone starciami z policją i śmiercią dwóch osób. Pod koniec lutego, także w São Paulo, po jednej z manifestacji zatrzymano ok. 200 osób. Ale właściwie dlaczego Brazylijczycy protestują?Popularne
Przeciwnicy Mundialu w Brazylii twierdzą, że skandalem jest wydawanie miliardów euro na budowę stadionów w sytuacji, gdy państwo pogrążone jest w głębokim kryzysie gospodarczym. 15 miliardów dolarów, czyli cena wszystkich inwestycji związanych z Pucharem Konfederacji i Mistrzostwami Świata, to wręcz astronomiczna kwota. Protestujący uważają, że zdecydowanie lepszym wyjściem byłoby wydane tych pieniędzy na kulejącą edukację, znajdującą się w ruinie służbę zdrowia czy chociażby pomoc dla najbiedniejszych mieszkańców państwa. Codziennością stały się okrzyki i plakaty o treści „Precz z Mistrzostwami” czy „FIFA do domu”. Napięta sytuacja społeczna z pewnością nie sprzyja przygotowaniom do Mundialu, ale zwolennicy turnieju w Brazylii nie tracą humoru i pewności siebie i uspokajają, że przecież Mistrzostwa Świata pozwolą państwu zarobić mnóstwo pieniędzy.
Wystarczy jednak spojrzeć cztery lata wstecz, by całkowicie obalić tę tezę. Mundial w RPA był zarówno dla fanów jak i uczestników wspaniałym wydarzeniem sportowym, ale pod względem gospodarczym z pewnością nie można go nazwać udanym. Państwo zyskało bardzo niewiele, poza odnowioną infrastrukturą i stadionami nie zostało praktycznie nic. Zyski, jakie wygenerował turniej, pozwoliły jedynie pokryć koszta budowy i wszelkich inwestycji związanych z Mundialem. Nie było oczekiwanych milionów zarobku, nie było obiecywanego rozwoju gospodarczego państwa. Część kibiców odstraszyły wysokie ceny, pozostałych wysoka przestępczość. Choć w Brazylii jest pod tym względem lepiej, to powtarzające się notorycznie protesty i zamieszki mogą znacznie zagrozić bezpieczeństwu fanów na tym turnieju a tym samym zniechęcić ich do przyjazdu.
Rząd jednak nie traci rezonu, przekonuje obywateli o potrzebie organizacji Mundialu w ich kraju oraz przedstawia sondaże, z których wynika, że większość społeczeństwa popiera tę imprezę. Trudno dywagować, czy sondaże są fałszowane czy społeczna aprobata dla Mistrzostw faktycznie jest tak duża, ale wydaje się, że przedstawiane dane mogą być prawdziwe. Nie wiadomo jak jest naprawdę, bo póki co widać tylko przeciwników. Zwolennicy pokażą się dopiero w trakcie turnieju. Niemniej pod względem sportowym wybór Brazylii na organizatora Mistrzostw Świata jest wyborem świetnym. Brazylii czyli kraju, w którym każdy gra w piłkę czy to na boisku, na plaży czy na ulicy. Kraju, który uznaje się za kolebkę futbolu. Kraju który dominował w tym sporcie przez wiele dekad. Ale o ile pod kątem sportowym wybór jest słuszny, to jednak przypadł on na zły okres – czas kryzysu, w którym znaczna część społeczeństwa widzi sprawy ważniejsze od piłki nożnej.
Zaskakująco spokojna wobec napiętej atmosfery w Brazylii jest FIFA. Organizacja nic nie robi sobie z protestów i zamieszek i wręcz ignorancko podchodzi do tego, poważnego przecież, problemu. Podczas zeszłorocznej wizyty w Brazylii sekretarz generalny FIFA powiedział - Ludzie są wolni, a protesty to część demokracji – słowa te pokazują tylko, że Sepp Blatter i jego podwładni zupełnie nie zdają sobie sprawy z konsekwencji wydarzeń, które mogą nastąpić. Bo ewentualne zamieszki czy inne negatywne zdarzenia w trakcie samych Mistrzostw postawią w fatalnym świetle nie tylko kraj organizatora, ale też właśnie FIFA. Mimo to Blatter uważa, że to będzie wspaniały turniej. Dla niego na pewno. Szacuje się, że na Mundialu FIFA może zarobić ponad 3,8 miliarda dolarów (głównie ze sprzedaży praw do transmisji), a to o 600 milionów więcej niż cztery lata temu. Prezes ma więc powody do zadowolenia, a protestujący Brazylijczycy zdają się go zupełnie nie obchodzić.
W innych warunkach Mistrzostwa Świata w Brazylii traktowane byłyby jako wielkie święto. Kraj Kawy kocha piłkę nożną, jednak stanął na krawędzi przepaści i w chwili obecnej widzi sprawy o wiele ważniejsze od futbolu. Czy w ciągu trzech miesięcy, jakie pozostały do pierwszego gwizdka Mundialu, coś się zmieni? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że jeżeli w nastrojach społecznych pozostanie status quo, to ta wielka impreza może okazać się dla organizatorów ogromną klapą nie tylko gospodarczą, ale także wizerunkową.