DUMANOWSKI: Polak - to brzmi dumnie
2019-01-17 19:30:30; Aktualizacja: 5 lat temu Fot. Transfery.info
„Obyś żył w ciekawych czasach” - mówi stare chińskie przysłowie. Patrząc na ostatnie lata, możemy powiedzieć, że mamy to szczęście.
Nasi piłkarze zyskują coraz większe uznanie za granicą. Szczególnie mogą docenić to fani Serie A, w której Polacy odgrywają bardzo znaczącą rolę w skali całej ligi.
W ostatnim czasie w mediach społecznościowych furorę robi akcja #10yearschallenge, w której zestawiane są obecne zdjęcia, z tymi sprzed dekady. Gdyby przełożyć to na reprezentację Polski i porównać, to co było 10 lat temu temu, z tym jak wygląda to obecnie widać kolosalną przepaść. Na Euro 2008 jechaliśmy mając w ataku napastników Racingu Santander, Larissy, drugoligowego Southampton i Górnika Zabrze. Do eliminacji Euro 2020, już za dwa miesiące, może przystąpimy ze snajperami Bayernu, Napoli i (prawdopodobnie) AC Milan. Miazga! To zestawienie pokazuje skok jakościowy. Przekłada się to również na szacunek i budowanie marki polskiego piłkarza zagranicą.
Największa kolonia naszych reprezentantów stacjonuje obecnie w Serie A, dlatego skupię się głównie na Półwyspie Apenińskim. „Bello di notte” - tak „Corriere Dello Sport” określiło ostatnio Arkadiusza Milika po golu i asyście w spotkaniu Coppa Italia przeciwko Sassuolo. Dzień później na okładce, ale jeszcze bardziej prestiżowej, „La Gazzetty dello Sport” wylądował Krzysztof Piątek. Doszliśmy do momentu, w którym Polak na czołówkach włoskiej, niemieckiej czy hiszpańskiej prasy to już chleb powszedni. Oswoiliśmy się z tym, co jeszcze jakiś czas temu byłoby powodem wielkiej ekscytacji.
Tylko w trzech kolejkach tego sezonu Serie A nie zobaczyliśmy ani jednej bramki Polaka. W sumie, Piątek, Milik i spółka strzelili już w tym sezonie 32 bramki. Czytając to, trudno uwierzyć, że po trafieniu Marka Koźmińskiego dla Brescii w spotkaniu przeciwko Lecce, w marcu 1998 roku, na kolejnego gola Polaka w Italii czekaliśmy dziewięć lat. Do bramki Radosława Matusiaka dla Palermo w meczu z Ascoli. DZIEWIĘĆ lat! Teraz, dziewięć dni bez bramki rodaka w Serie A to już anomalia. Polscy fani Serie A mogą być dumni.
Człowiekiem, który przetarł ten szlak był Kamil Glik. Pierwszy Polski zawodnik, który zyskał szacunek w Serie A po wielu, wielu latach posuchy lub nieudanych prób zakotwiczenia na Półwyspie Apenińskim. Miałem okazję odwiedzić Wzgórze Superga, szczególne miejsce dla wszystkich fanów Torino. To tam w 1949 roku rozbił się samolot z piłkarzami „Grande Torino”. Dla kibiców „Byków” pielęgnowanie pamięci o tamtym zespole jest przekazywane z pokolenia na pokolenie. W każdą rocznicę tragedii zbierają się, wspólnie modlą i wspominają. Widok Kamila Glika, będącego ważnym elementem tej celebracji, wyczytującego nazwiska wszystkich zmarłych, napawał mnie dumą. Pierwszy w historii zagraniczny kapitan Torino, dostępujący tak ogromnego zaszczytu. Coś pięknego.
Obecnie na ustach kibiców, w szczególności Milanu, jest Krzysztof Piątek. Polak nieustannie przewija się w kolejnych doniesieniach prasowych. Dla jednych może być to męczące. Kolejna telenowela, w której czasami dzień po dniu, pojawiają się sprzeczne informacje. Spójrzmy na to jednak z drugiej strony. Polak na okładkach największych włoskich dzienników, przymierzany do zespołu, który siedem razy wygrywał Ligę Mistrzów. Obiektywnie patrząc, coś czego jeszcze kilka miesięcy temu byśmy nie wymyślili.
Zdążyliśmy już przyzwyczaić się do tego urodzaju, ale przypominając sobie, jak wyglądała klubowa przynależność naszych piłkarzy lata temu, warto docenić czasy w jakich żyjemy. Szczególnie fani Serie A mogą powiedzieć - Vita e' bella.
PIOTR DUMANOWSKI