Nie taka wielka ta Brytania, choć z potencjałem
2012-08-01 23:45:27; Aktualizacja: 12 lat temuW Londynie euforia, Wielka Brytania zwycięża w grupie A. Dużo jednak w tym triumfie było skaz znacznie większych, niż brak Davida Beckhama.
Przed turniejem angielski balon oczekiwań napompowano do wielkich rozmiarów. Mówimy wszak o kraju, w którym wynaleziono piłkę nożną, a mimo tego dumni „Synowie Albionu” ostatni medal na wielkiej imprezie zdobyli 46 lat temu. Od tego czasu co najmniej po brązowy kruszec, oprócz tradycyjnych faworytów, sięgały nawet reprezentacje takich państw jak Polska, Szwecja, czy Turcja. Teraz Wielka Brytania wykonała pierwszy krok ku zmazaniu haniebnej plamy. Nawet, jeśli mówimy o Igrzyskach, imprezie w reprezentacyjnej piłce będącej odpowiednikiem Ligi Europejskiej w rozgrywkach klubowych.
Stuart Pearce otrzymał niełatwe zadanie poskładania nierównych futbolowych części Zjednoczonego Królestwa. Zrezygnował całkowicie ze Szkotów i Irlandczyków z Północy, a także Davida Beckhama, czym naraził się na ostrzał zakochanych w „Becksie” kibiców. Kapitańską pieczę nad zespołem przejął jego druh z okresu występów w Manchesterze United, Ryan Giggs, a gracz Los Angeles Galaxy zamiast prowadzić drużynę na murawie, musiał zadowolić się sterowaniem motorówki w czasie ceremonii otwarcia.
Brytyjczycy słabo rozpoczęli olimpijskie zmagania. Wpadkę w pierwszym spotkaniu przeciwko Senegalowi można było zwalić na tremę związaną z debiutem, czy na powolne rozkręcania się (wszak turniejowi zwycięzcy pokazują swoje walory dopiero w końcowych fazach zawodów). Nigdy też nie wiadomo jak to do końca jest z Afrykanami, czy przypadkiem nastolatek nie okaże się 30-letnim tatusiem z dwójką dzieci. Teoretycznie w drugim meczu było lepiej. 3-1 ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. Wynik nie oddaje jednak w pełni przebiegu gry. Brytania przez długi czas nie mogła znaleźć sposobu na lepszych technicznie Arabów. To chyba największa bolączka wyspiarskiej piłki - nikłe wyszkolenie techniczne młodych graczy. Dość powiedzieć, że jedynym graczem przewyższającym wyraźnie swoich przeciwników pod względem kunsztu piłkarskiego był 39-letni Ryan Giggs. Mówimy tu o graczach na co dzień kopiących w lidze ZEA, na prowincji futbolowej mapy świata. Nie przeszkadzało to jednak ambitnym przybyszom ze wschodu ośmieszać w indywidualnych starciach pysznych podwładnych królowej Elżbiety. Naczelnym drwalem był Marvin Sordell, śmiało mogący pretendować do miana angielskiego Gikiewicza. Po wyrównującym trafieniu Rasheda Eisy, podopieczni Redhy Mahdiego żwawiej ruszyli do ofensywy, raz po raz łatwo rozmontowując angielską obronę. Gdyby nie kilka interwencji Butlanda, bylibyśmy świadkami wielkiej kompromitacji.
W tym momencie, krytycznym momencie, coś jednak skonsolidowało podopiecznych Stuarta Pearce'a. Do momentu zdobycia drugiej bramki przez Sturridge'a Wielka Brytania nie przypominała drużyny, ale bandę indywidualności na siłę zmuszonych do grania po jednej stronie barykady, ofiary pomysłu kilku polityków pragnących zyskać te kilka głosów więcej w wyborach. Dopiero, gdy w oczy Ryana Giggsa i spółki zajrzało widmo katastrofy, tandem angielsko-walijski zaczął grać na miarę swoich możliwości. Szybko wciśnięte dwie bramki zmęczonym Arabom załatwiło sprawę. Ostatnie spotkanie z Urugwajem było naturalną konsekwencją dobrej passy. Tym razem gospodarze kontrolowali spotkanie od początku do końca, dopuszczając „Urusów” właściwie do tylko jednej groźnej sytuacji. Jednobramkowe zwycięstwo mogło być okazalsze, ale Sturridge chyba zbyt długo podpatrywał na treningach Sordella i trafił z odległości metra tylko w słupek.
Na Stuarta Pearce'a i spółkę czekają teraz w ćwierćfinale Koreańczycy, drugi zespół najsłabszej grupy na Igrzyskach. Azjaci powinni stanowić jedynie lekki wertep przed półfinałami, w których prawdopodobnym konkurentem będzie rozpędzona Brazylia. Tu już może być problem, bo skoro defensywę Brytoli ośmieszał Omar Abdularhman, to co najmniej podobny efekt może uzyskać będący na fali Neymar. No, chyba że po raz kolejny futbol zaskoczy nas, gospodarzom pomogą ściany, a postęp angielsko-walijskiej drużyny nie zakończy się po ostatnim meczu grupowym.