„Rambo” o gołębim sercu

2015-09-28 21:05:59; Aktualizacja: 9 lat temu
„Rambo” o gołębim sercu Fot. Transfery.info
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Gdybyśmy zapytali któregokolwiek kibica Arsenalu, kto jego zdaniem był najlepszym zawodnikiem londyńskiej drużyny w sezonie 2013/2014, wszyscy lub prawie wszyscy odpowiedzieliby bez zastanowienia: Aaron Ramsey!

Problem Walijczyka polega jednak na tym, że gdybyśmy dziś zapytali, kto według mniemania fanów „Kanonierów” najbardziej irytuje ich swoją postawą, znów pewnie jakieś 95 procent ankietowanych wskazałoby na Ramseya. Po obejrzeniu wczorajszego meczu pomiędzy Leicester City a Arsenalem, także przyłączam się do zwolenników posadzenia bohatera londyńczyków z przełomu 2013 i 2014 roku na ławce rezerwowych. Albo chociaż przesunięcia go z prawego skrzydła do środkowej strefy boiska. 

Bo widać doskonale, że jeden z liderów reprezentacji Walii (drugim pozostaje oczywiście Gareth Bale z Realu Madryt) męczy się przy linii bocznej boiska okrutnie. Nigdy nie był i nie zostanie już sprinterem na miarę Theo Walcotta czy swojego imiennika, także obdarzonego umiejętnością błyskawicznego przemieszczania się po murawie, Aarona Lennona; nigdy też już chyba nie zrozumie, na czym polega gra skrzydłowego. Oglądając pojedynki AFC, trudno zrozumieć, dlaczego Arsene Wenger wciąż na siłę desygnuje Ramseya do gry z boku boiska, mając możliwość skorzystania z usług nominalnego skrzydłowego, jakim jest Alex Oxlade-Chamberlain. Francuski szkoleniowiec znany jest ze swojej słabości względem świetnie wyszkolonych technicznie środkowych pomocników, ale skoro za plecami Walcotta/Giroud występują już Mesut Oezil oraz Santi Cazorla, którzy w odróżnieniu od naszego bohatera odnotowują asysty i zdobywają bramki, to czy nie lepiej dać Aaronowi spokój? 

Wenger cały czas wierzy, że jego podopieczny znów włączy piąty bieg i będzie w stanie praktycznie co weekend w pojedynkę pokonywać ligowych rywali, jak miało to miejsce dwa sezony temu, kiedy to – również skreślony przez wielu ekspertów – zadziwił cały piłkarski świat. Wspaniała postawa Walijczyka zwróciła wzrok w jego kierunku włodarzy największych klubów Europy, z Realem i Barceloną na czele. W poprzednich rozgrywkach dało się zauważyć jednak spory spadek formy Ramseya, ale zdobycie dziesięciu goli we wszystkich rozgrywkach dawało małą nadzieję na przebudzenie się pomocnika. Bieżący sezon rozwiewa  jednak je całkowicie. 

I nie chodzi tu nawet o brak kluczowych podań czy bramek. Bo ulubieniec Wengera zdobył nawet jednego gola w meczu przeciwko Liverpoolowi, którego jednak arbiter spotkania nie uznał (niesłusznie zresztą), wskazując pozycję spaloną wychowanka Cardiff City. Zdecydowanie większym problemem jest ogólna forma Aarona, czy wręcz jej całkowity brak. Wydawało się, że nawet w tak otwartym meczu, jak ostatnie starcie na King Power Stadium, wielka nadzieja Arsenalu na lepszą przyszłość zdoła wreszcie się przełamać i rozegrać dobry mecz. Niestety, nic takiego nie miało miejsca. Ramsey walczył, ale wiele pojedynków kończyło się nie po jego myśli. Strzelał, ale bardzo anemicznie. Podawał, lecz futbolówka trafiała do rywali. 

Krótko mówiąc – z budzącego w szeregach przeciwników strach, gotowego trafić w sam środek dżungli, by rozstrzelać wszystkich dokoła, „Rambo” (tak zowią piłkarza kibice „The Gunners”) przemienił się w zagubionego, lekko przestraszonego chłopca o gołębim sercu. Takiego, który gdyby nawet chciał, to nie może zrobić wielkiej krzywdy oponentowi, gdyż jego sumienie mu na to nie pozwala. Oczywiście żartuję w tym momencie, ale naprawdę zaskakujący jest regres formy gracza Arsenalu. Jeszcze dwa lata temu imponował swoim zmysłem do gry kombinacyjnej i zadziwiającą, jak na pomocnika, skutecznością pod bramką rywali. Wszyscy obserwatorzy Premier League przecierali oczy ze zdumienia, patrząc na popisy Ramseya, którego kariery omal nie zakończył w 2010 r. Ryan Shawcross, łamiąc Walijczykowi nogę w dwóch miejscach. 

Dziś natomiast, mimo całej sympatii względem niego, Aaron jest nieco piętnowany. Jego kolegów z drużyny mogą irytować niepotrzebne „kiwki”, zagrania piętą, które powoli stają się już znakiem rozpoznawczym pomocnika. W sobotnim meczu „Rambo” miał kilka dogodnych okazji na zdobycie gola, ale sytuacje, jakie wykorzystywał jeszcze nie tak dawno bez mrugnięcia okiem, obecnie sprawiają mu olbrzymie kłopoty. Reprezentant Walii zamiast huknąć z całej siły, przekłada w nieskończoność piłkę z jednej nogi do drugiej, dając możliwość obrońcom drużyny przeciwnej na zablokowanie strzału.

Jaka zatem przyszłość czeka Ramseya? Jeżeli dalej będzie wystawiany przez Wengera jako prawoskrzydłowy, na pewno niezbyt różowa. Najlepszym rozwiązaniem byłoby przesunięcie go z powrotem do środka i danie możliwości zaprezentowania przez niego swoich umiejętności na nominalnej pozycji. Jeśli Aaron dalej będzie zawodził, menedżer Arsenalu zawsze będzie miał możliwość skorzystania z usług Oezila lub Cazorli. A może złotym środkiem byłaby próba przemianowania Walijczyka z ofensywnego na defensywnego pomocnika? Obecnie jedynym wartościowym graczem 13-krotnych mistrzów Anglii na tej pozycji pozostaje Francis Coquelin, bo o Mikelu Artecie oraz Mathieu Flaminim nie ma co wspominać, ponieważ lata świetności dawno mają już za sobą. Być może jako rywal Francisa w walce o pierwszy skład Ramsey odzyskałby dawny błysk w oku i ponownie zadziwił całą Anglię? 

ADRIAN KOWALCZYK