Saganowski w Legii - skończony czy wciąż potrzebny?

2015-04-21 15:03:26; Aktualizacja: 9 lat temu
Saganowski w Legii - skończony czy wciąż potrzebny? Fot. Transfery.info
Marcin Żelechowski
Marcin Żelechowski Źródło: Transfery.info

Marek Saganowski odgrywa w zespole mistrza Polski większą rolę niż piłkarz ocierający się o reprezentację Portugalii i mimo głosów krytyki, w klubie stoją za nim murem. Dlaczego więc dostaje tyle szans, a działacze szykują mu nowy kontrakt?

Do niedawna Saganowski był dla kibiców z Łazienkowskiej przede wszystkim żywą legendą, a gdy pojawiał się na boisku, dostawał aplauz, jakiego mógł zazdrościć mu nawet Miro Radović. Dziś jest głównie utożsamiany z niezrozumiałymi decyzjami trenera Henninga Berga, a są fani, który zamiast cieszyć się na widok swojego ulubieńca w podstawowej jedenastce, pytają raczej dlaczego znów nie gra Orlando Sa. Trudno oprzeć się wrażeniu, że mają ku temu podstawy.

Gdy były reprezentant Polski wracał na Łazienkowską zastanawiano się nad zasadnością tej decyzji, spodziewano się, że pogra góra dwa sezony, korzystnie wpłynie na młodszych zawodników, a potem dostanie pracę w klubie. Tymczasem za dwa miesiące miną trzy lata od jego powrotu, a wszystko wskazuje na to, że 36-latek nie ma zamiaru rozstawać się z boiskiem. Klub też wysyła sygnały, że liczy na niego w następnych rozgrywkach.

- Nie zanosi się na to, bym rozstał się z Legią w czerwcu. Zarówno ja, jak i klub, jesteśmy zainteresowani kontynuowaniem współpracy, a wstępne rozmowy na temat przedłużenia wygasającej umowy już się odbyły. Czasami nie warto skreślać starszych zawodników, zwłaszcza gdy nie odstajemy od młodych - powiedział na łamach "Przeglądu Sportowego" popularny "Sagan". 

Sęk w tym, że piłkarz w pewnym wieku traci swoje walory, zwłaszcza fizyczne. Czas najbardziej odbija się na szybkości, a w aspekcie tym Marek nigdy nie był wyróżniającą się postacią. Nadrabiał charakterem, walecznością, a tym co dawało mu przewagę był przede wszystkim "strzelecki instynkt". Saganowski potrafił właściwie się ustawiać, a używając popularnej terminologii, znajdował się zawsze tam, gdzie spadała piłka. Ponadto, wychowanek ŁKS-u Łódź pracował i dalej pracuje dla drużyny, czym znajdywał i nadal znajduje uznanie w oczach wielu szkoleniowców. Jednak choć większość z tych atutów wciąż posiada, to mimo ogromnego doświadczenia, kiepska motoryka, zwinność i coraz wolniejsze podejmowanie decyzji wyraźnie wpływają na jego grę. Tym bardziej że Legia chce grać nowocześnie - szybko i kombinacyjnie. 

Sam piłkarz chwali się doskonałą wydolnością swojego organizmu, którą potwierdzają zespołowe testy, a trenerzy doceniają go za to, ile biega w trakcie spotkania i ile serca wkłada w każde z nich. Pewne przysłowie twierdzi jednak, że "lepiej mądrze stać, niż głupio biegać" i można odnieść wrażenie, że idealnie opisuje podejście Saganowskiego. Z całym szacunkiem dla Marka, który wiele w życiu przeszedł, z jego sprintów i poruszania się po całej szerokości, a niekiedy i całej długości boiska, nie wynika wiele, bowiem zazwyczaj jest o dwa tempa spóźniony. Wystarczy natomiast przywołać Danijela Ljuboję, by pokazać że piłkarz także wiekowy, bez szybkości, ale z techniką i boiskowym sprytem, potrafi ośmieszyć najlepszych obrońców ligi, przez większość spotkania jedynie drepcząc po murawie od lewej do prawej linii bocznej. Argument, że to dwa inne typy zawodników jest tu pozbawiony racji bytu - po prostu piłkarz o pewnym profilu może w takiej drużynie jak Legia być gwiazdą po 33. roku życia, inny już nie. 

(fot. FotoPyk)

W internetowych dyskusjach często przewija się temat, czy fakt, że 36-letni Saganowski odgrywa w zespole mistrza Polski, aspirującego do gry w Lidze Mistrzów, tak wielką rolę, nie jest ujmą dla naszego rodzimego futbolu na wielu płaszczyznach - nie tylko sportowej, ale i transferowej. Padają różne opinie, jednak najczęściej potwierdzające tezę. Nie brakuje także tych skrajnych, traktujących o tym, że czas "Sagana" po prostu dobiegł końca. By właściwie podejść do całej debaty nad tą sprawę o głos poprosiliśmy także ekspertów z czterech różnych środowisk: byłego piłkarza reprezentacji Polski i Legii, który także zaliczył powrót na Łazienkowską przed zakończeniem kariery, a obecnie menedżera sportowego - Cezarego Kucharskiego, Kubę Radomskiego z Przeglądu Sportowego, dziennikarza blisko związanego z klubem - Piotra Kamienieckiego z Legia.net oraz kibica, który uczestniczy w meczach domowych i wyjazdowych, a ponadto dużo udziela się na Twitterze - Jędrzeja Bukowskiego. Z naturalnych przyczyn, nie można było uniknąć tematu Orlando Sa i podejścia trenera Berga do osoby Portugalczyka.

Cezary Kucharski :
Marek zaangażowaniem i pracą na boisku jest wzorem dla wielu młodych piłkarzy, choć nie do końca rozumiem dlaczego Orlando Sa siedzi na ławce, bo jest skuteczniejszym napastnikiem. Z jakichś powodów Berg preferuje Marka, który ma charyzmę, autorytet w drużynie, jest lubiany, a Sa niekoniecznie. Tacy piłkarze jak Marek są wartością dla klubu, bo to świetny wzór do pracy z młodzieżą, dlatego zrozumiem, jeśli jego umowa zostanie przedłużona.

Kuba Radomski :
Saganowski na pewno nie jest zawodnikiem, który powinien stanowić o sile ataku mistrza Polski, zmierzającego do obrony tytułu i marzącego o grze w Lidze Mistrzów. Choć swoje osiągnął, ma cenne doświadczenie, z każdym rokiem staje się coraz słabszy i wyraźnie odstaje od Sa, który bezsprzecznie znajduje się w trójce najlepszych napastników ligi. Marek too piłkarz, który może wybiec na boisko w spotkaniach z Górnikiem Łęczna, Piastem czy Bełchatowem i raczej nie zawiedzie, ale na mocniejszych rywali jego umiejętności nie wystarczą.

Jeśli przedłuży kontrakt nie będzie to wielkie zaskoczenie, ale nie wyobrażam sobie, by w przyszłym sezonie dostawał tyle szans, a już w ogóle nie przyjmuję założenia, gdy Legia trafia w decydującej fazie eliminacji Ligi Mistrzów na taką Steauę i po bezbramkowym remisie na wyjeździe, przegrywając u siebie 1:0, na boisko w drugiej połowie wchodzi Marek i swoimi dwoma bramkami daje upragniony awans. Gdyby w ten scenariusz wpisać Sa, wydałoby mi się to jak najbardziej możliwe. 

Piotr Kamieniecki :
Henning Berg nie ma w ataku Legii zbyt wielu wariantów po odejściu Miroslava Radovicia. Do wyboru pozostaje Orlando Sa, najlepszy strzelec stołecznego klubu w lidze oraz doświadczony i waleczny Marek Saganowski. W przyszłym sezonie sytuacja będzie wyglądać zapewne trochę inaczej, ponieważ Portugalczyka przy Łazienkowskiej pewnie już nie będzie, a władze klubu szykują się do wzmocnienia rywalizacji z przodu. 

Sa nie jest skłonny do gry zespołowej, kombinacyjnej, raczej woli myśleć o sobie. Ostatnio potrafił grać dla drużyny, ale to rzadki przypadek. Nie trzyma się zasad szatni, lubi troszkę gwiazdorzyć. Widzą to piłkarze, widzi to Berg i to zdecydowanie utrudnia to drogę Portugalczyka do wyjściowego składu. Nie zdziwię się, jeśli do końca sezonu na murawę od pierwszych minut będzie wychodził Saganowski. Rozumiem to, bo trudno grać w jednej drużynie z człowiekiem, który patrzy wyłącznie na siebie. "Sagan" to z kolei jeden z najważniejszych zawodników poza boiskiem, odgrywa dużą rolę w tworzeniu atmosfery. Lat nie da się oszukać, ale nikt nie może zarzucić mu braku zaangażowania.

Zakładam, że „Sagan” zostanie jeszcze na rok z Legią.  W przyszłym sezonie, po zapowiadanych letnich wzmocnieniach, Saganowski będzie rezerwowym, będzie grał mniej, a na boisku może pojawiać się na ostatnie minuty.  Sprawi to, że sytuacja będzie bliźniacza do tej Michała Żewłakowa w drugim sezonie przy Łazienkowskiej. Marek przeszedł w życiu bardzo wiele, życie go nie rozpieszczało, a mimo wciąż daje sobie radę. Potrafi się zastawić, przepchnąć rywala, zgrać piłkę w tempo do kolegi. Największym mankamentem jest obecnie jego szybkość, ale wieku nie da się oszukać.

Jędrek  :
Nim w jakikolwiek sposób spróbuję  ocenić obecną formę i przydatność dla drużyny Marka Saganowskiego, muszę przyznać, że jest to jeden z moich ulubionych polskich piłkarzy i choć postaram się być obiektywny, to nie mogę zapominać o tym, że gdy byłem o wiele młodszym kibicem, oglądanie tego napastnika sprawiało mi ogromną frajdę - jego statystyki podczas pierwszego okresu gry w Legii mówią same za siebie, śmiem nawet twierdzić, że to wraz z jego odejściem do ligi portugalskiej rozpoczęły się wałkowane w każdy możliwy sposób problemy Legii z napastnikami - po prostu nigdy więcej w Legii nie było tak skutecznej i powtarzalnej "9".

Dlatego gdy dowiedziałem się, że Marek wraca do Legii, byłem w siódmym niebie - od tego czasu nasz bohater strzelił wiele ważnych bramek, w tym setnego gola w historii swoich występów w ekstraklasie - zresztą patrząc na jego obecną formę, ktoś mógłby powiedzieć, że Marek wyznaczył sobie cel - strzelić sto goli w ekstraklasie, a po osiągnięciu tego skądinąd świetnego wyniku osiąść na laurach i żyć według zasady "ja już nic nie muszę, ja mogę", ale tak na pewno nie jest. Marka wszyscy znamy jako wojownika, osobiście podziwiam jego powroty po kontuzjach i jego wolę walki, to jest piękna historia, a takich piłkarzy "już nie produkują" – niestety, natury nie da się oszukać. Moim zdaniem czas Marka się skończył, a coraz częściej pojawiające się opinie pt. "Marek jest już po drugiej stronie rzeki" i w połączeniu z seryjnie marnowanymi sytuacjami (jak choćby ta w ostatnim meczu z Zawiszą Bydgoszcz) potwierdzają tezę, że tak naprawdę Marek Saganowski po kontuzji, której nabawił się w Białymstoku nigdy nie wrócił.

Inną zupełnie kwestią jest to, czego od napastnika wymaga trener Henning Berg, który moim skromnym zdaniem popełnia błąd, powierzając "Saganowi" zadania nieco podobne do tych, które miał Miroslav Radović. Marek bardzo dużo biega, bardzo dużo walczy, ale z całym szacunkiem dla jego umiejętności, choćby próba porównywania umiejętności technicznych czy kreatywności "Rado" i "Sagana", to obraza dla tego pierwszego. Koniec końców wygląda to tak, że bieganie po całym boisku 36-latka po przejściach nie przynosi niczego pozytywnego z tyłu (Legia traci i tak bardzo dużo bramek) i z przodu (Marek nie ma wielu asyst, a strzelać bramek NIE MA SIŁY - strzela słabo, przewidywalnie, albo w ogóle nie strzela, bo nie nadąża za akcją). Taki stan rzeczy boli mnie kibica, szczególnie gdy wiem, że gdzieś tam na ławce siedzi jeden z najlepszych napastników ligi (stosunek zdobytych bramek do czasu spędzonego przez Orlando Sa na boisku jest imponujący). Oczywiście bardzo często pada zarzut, że popularny "OSa" nie realizuje zadań taktycznych powierzonych przez trenera i faktycznie momentami wygląda to tak, że Portugalczyk chodzi po boisku bez ładu i składu, nie wraca się lub po prostu nie podaje, ale na litość boską napastnik jest po to by strzelać gole, a Orlando Sa robi to w Legii najlepiej i najczęściej. Patrząc na tę sytuację i czytając komentarze internautów, trochę irytuje mnie, że ktoś próbuje ten stan rzeczy przypisać jakiemuś konfliktowi między norweskim szkoleniowcem a portugalskim napastnikiem. Jak dla mnie, tu nie ma żadnego konfliktu, Sa nie pasuje po prostu do koncepcji trenera, która funkcjonowała do momentu aż Miro Radović nie został sprzedany do Chin. Rzeczywiście, porównując grę Marka Saganowskiego i Orlando Sa można dojść do wniosku, że pierwszy pasuje do wspomnianej koncepcji dużo lepiej (choć moim zdaniem na pozycji numer 9 Marek od Orlando gra lepiej tylko głową, a do tego dużo więcej biega, częściej wraca i częściej podaje) co przecież nie oznacza, że Marek do tej koncepcji generalnie pasuje, co z kolei pokazują wyniki przez Legię osiągane w tym roku - drużyna przecież tak naprawdę zagrała dobre 45 minut z Ajaksem w Amsterdamie (Orlando w pierwszym składzie - bez bramki) i niezły mecz ze Śląskiem we Wrocławiu (Marek w pierwszym składzie - bez bramki) odkąd zabrakło "Bratko".

Podsumowując, uważam że Marek Saganowski był kiedyś świetnym napastnikiem, ale jego czas już przeminął, z drugiej jednak strony trudno winić go za to, że trener chce aby ten grał, dlatego nie mam do Marka żadnych pretensji, na pewno sam jest rozczarowany swoją skutecznością i jestem przekonany, że w jego głowie coraz częściej kołata się myśl, że może to już koniec. Gdyby jednak Marek zdecydował się kontynuować swoją karierę, to mimo wyższości rozumu nad sercem i nawet jeśli ta decyzja nie broni się sportowo, uważam że jego kontrakt powinien zostać przedłużony. Sagan dla mnie jest legendą, a jego charakter, upór i wola walki są uosobieniem tego czym dla mnie jest Legia Warszawa. Marek to Legia, a Legia to Marek. 


Zestawienie opinii z czterech różnych środowisk ma swój cel. Po pierwsze, niezależnie od przynależności do jakiejś grupy, Marek Saganowski darzony jest szacunkiem, gdyż zwyczajnie tak autentycznych ludzi, a przy tym poświęcających się dla pasji, bardzo trudno nie cenić. Po drugie, nawet jeżeli w czyjejś opinii jego pociąg o nazwie kariera dojechał już na stację końcową, nikt nie odważy się powiedzieć mu wprost: wysiadaj. Choć kibice w Polsce należą raczej do grona niecierpliwych, a w kraju panuje moda na to, że wszyscy doskonale znają się na piłce i krytyka zawodników jest zjawiskiem niezwykle powszechnym, można odnieść wrażenie, że w odniesieniu do Marka, pisze się źle, tylko pod warunkiem, że wspomni się też o dobrych stronach. Niemniej jednak, za marne występy obwiniany jest przede wszystkim trener, a nie napastnik, co na naszym krajowym podwórku stanowi swoisty ewenement i tylko podkreśla, jaką pozycję ma Marek. Dlatego o głos poproszony został wierny kibic, dlatego jego wypowiedź została opublikowana w całości, by chociaż raz w toczonej w ostatnich miesiącach debacie mógł wypowiedzieć się na łamach większych mediów każdy, kogo głos w tej kwestii jest istotny. 

Choć czasem boiskowa postawa Marka powoduje łapanie się za głowę  i nucenie w myślach wiadomej piosenki zespołu "Perfect", Saganowski wciąż stanowi ważną osobę nie tylko dla fanów, ale także dla całego świata piłkarskiego w Polsce, począwszy od dziennikarzy, przez kolegów z drużyny, aż po klub. Jeśli przedłuży kontrakt, na co się zanosi, będzie to decyzja zrozumiała - problemem jest bowiem nie jego obecność w zespole, a rola jaką odgrywa. Jeśli latem Legia zadba o rzeczywiste wzmocnienia w ofensywie, tym bardziej że Orlando prawdopodobnie opuści Łazienkowską, Saganowski powinien stać się postacią, jaka jest normalna dla każdego cywilizowanego klubu z europejskimi standardami - wchodzącym z ławki zmiennikiem i to niekoniecznie w każdym spotkaniu. 

Temat Orlando Sa i Henninga Berga z kolei, pełen animozji i wpływający na minuty rozgrywane przez "Sagana", mimo wszystko jest kwestią, którą warto poruszyć w osobnej dyskusji. Teoretycznie, trochę jak w przypadku Błaszczykowskiego i kadry, warto zadać sobie pytanie, czy Legię stać na rezygnowanie/sadzanie na ławce tej klasy zawodnika i wystawianie wiekowego piłkarza. Tylko teoretycznie, bowiem w praktyce ligowa tabela broni trenera, nawet jeśli mistrzowi Polski nie przystoi tyle porażek w sezonie. Na całe szczęście, przynajmniej w pucharach nie straszono 36-letnim napastnikiem. Wówczas prześmiewczą maksymę ''na rumaku do Europy", mogłoby zastąpić hasło "z Saganem po Ligę Mistrzów".