Sygnał i szum. Dlaczego piłka potrzebuje więcej Brentfordów? [FELIETON Pawła Grabowskiego]
2021-05-31 13:56:44; Aktualizacja: 3 lata temuFinał Ligi Mistrzów i licytowanie się, że Chelsea jest bardziej romantyczna niż Manchester City, bo wydała mniej na transfery pokazuje, że w piłce jak zwykle więcej jest emocji niż rozsądku.
Nie jest to atak na The Blues, po prostu chodzi mi o to, że obie drużyny jadą na tym samym wózku i nie ma sensu tego koloryzować. Jeśli ktoś szuka łamania schematów, to polecam Brentford. To takie historie popychają futbol do przodu.
Działo się to chwilę przed sobotnim finałem, więc może ktoś te sceny przeoczył. Brentford na awans do Premier League czekał 74 lata. Thomas Frank udzielał wywiadu dla telewizji Sky, gdy kilku piłkarzy wyciągnęło go poza ściankę i zaczęło podrzucać jak piłkę. Anglicy słusznie podkreślają, że finał play-offów na Wembley to mecz warty około 200 mln funtów, czyli miliard złotych. Brentford ten miliard wyznaczył sobie jako cel już dekadę temu. Wiedzą i innowacyjnością pokazał jak w zepsutym świecie piłki można robić rzeczy po swojemu.
W Polsce by to oczywiście nie przeszło. Zaraz pojawiłby się głosy, że liczby w piłce nie grają i jak ktoś chce się bawić w statystyki, to niech sobie włączy Football Managera. Większość klubów do dziś nie ma porządnych działów analiz, a nawet jeśli ma, to są tak niedofinansowane, że od razu widać, kto w ten kierunek wierzy, a kto robi to dla pozorów. Piłka wciąż jest grą piłkarzy, to jasne. Ale rola danych rośnie. Liczby i ich umiejętne wykorzystanie otwierają trenerom przestrzenie, które gołym okiem łatwo przeoczyć. Na tym właśnie polega fenomen Brentford. Awangardziści futbolu latami knuli na zapleczu wielkiej piłki, a dziś w końcu wyważyli drzwi i mają swoje „success story”.Popularne
Trzymając się terminologii Football Managera - to nie była gra typu „save” i „load”. Nikt nie oszukiwał systemu przy pierwszym tąpnięciu.
Matthew Benham, który kupił klub w 2012 roku, fortuny dorobił się na firmie Smartodds, dostarczającej dane firmom bukmacherskim. Od zawsze wszystko musiał mieć policzone. I zawsze trzymał się jednej wybranej drogi. Nawet, jeśli w piłce rola przypadku jest ogromna, to da się to ryzyko skutecznie minimalizować. Brentford na rynku transferowym nie chciał być jak inni, chciał znajdować luki w systemie i ściągać takich piłkarzy, których system wypluł albo jeszcze nie zauważył.
Dzisiaj co chwilę oglądamy nieprawdopodobne statystyki. W ciągu ośmiu lat klub kupił piłkarzy za 13 milionów, a sprzedał za 156 milionów. Sami Neal Maupay i Ollie Watkins dali zysk 50 milionów, chwilę przed transferem strzelając co najmniej 20 goli w lidze. Ich następca, Ivan Toney poszedł krok dalej, bo w sezonie regularnym miał ich 31. A przecież też wyciągnięty został z trzeciej ligi. Kosztował 5 milionów funtów i jeśli klub sprzeda go z wysoką przebitką, to na liście ma już następcę - przeanalizowanego pod każdym kątem, potwierdzonego przez dane, a nie domysły. Futbol to chyba jedyna na świecie tak ogromna branża, gdzie tyle rzeczy robi się na nos.
Benham lubi nazywać to szumem. Często odwołuje się do „Pułapek myślenia” Daniela Kahnemana, mówiąc, że żyjemy w tak przebodźcowanym świecie, iż coraz trudniej patrzeć na rzeczy obiektywnie. Futbol wyniósł to jeszcze na wyższy poziom. Jest w nim tyle pieniędzy i tylu ludzi przekonanych o swojej nieomylności, że na końcu mnóstwo decyzji jest irracjonalnych. To tym chce wygrywać Brentford. W erze zalewu informacji chce mieć wszystko pod kontrolą. Czternasty budżet w lidze nie przeszkodził im w awansie do Premier League.
W piłce często jest tak, że wszystko dzieje się na zasadzie owczego pędu. Nie ma tu miejsca dla outsiderów. Benham ma to gdzieś, co pokazuje choćby skasowaniem akademii (stwierdził, że nie wygra konkurencji z wielkimi klubami) i powołanie drużyny B. Tam skupiają się talenty, które w innych miejscach nie dostały szansy. Brentford sam wyznacza trendy, zatrudniając trenerkę snu albo trenera od rzutów wolnych. Mark Warburton, były szkoleniowiec opowiadał kiedyś anegdotę, jak, mimo prowadzenia 2:0, dostał w przerwie SMS-a od Benhama, że według danych jakość gry jest tak słaba, że w drugiej połowie pachnie remisem. Piłkarze nie mogli uwierzyć.
Warburton stracił zresztą wkrótce pracę, mimo że doszedł do play-offów. Też zawdzięcza to liczbom, bo te wskazały, iż z tą grupą ludzi powinien wycisnąć więcej.
Thomas Frank, obecny trener mówi wprost: „Nasza historia pokazuje, że warto marzyć”. Jeśli Brentford wniesie do Premier League taką energię, jaką rok temu wniósł Leeds, to w piłce jeszcze mocniej zapanuje moda na łamanie schematów. Benham powiedział kiedyś, że dalszy postęp futbolu zależeć będzie od tego, czy da się wykonać jakościowy skok w myśleniu. Dzisiaj coraz więcej zespołów romansuje ze start-upami i szuka ratunku w technologiach. Coraz więcej mówi się też o współczynnikach xA i xG.
I nikogo już nie dziwi, że na treningach Brentford narysowane są strefy, z których piłkarze nie powinni oddawać strzałów, bo rachunek prawdopodobieństwa mówi, że nie ma to sensu.
Jeszcze w 2008 roku był to klub z czwartej ligi. Nawet nasz Wojtek Szczęsny, grający tam na wypożyczeniu, doskonale pamięta trzecioligową młóckę. Od tego czasu w zachodnim Londynie powstał nowy, 17-tysięczny stadion, a więź kibiców z właścicielem jest czymś, czego nie zobaczymy w erze super klubów i ich wewnętrznych napięć. Benham odrzucił niedawno ofertę sprzedaży, gdy zgłosił się syn George’a Gilletta, współwłaściciela Liverpoolu.
Odrzucił, bo kibicuje tej drużynie od 1982 roku, gdy jako jako dzieciak urwał się na wagary i wsiadł w pociąg do Nottingham na czwartą rundę Pucharu Anglii. Czy właśnie nie za takie opowieści pokochaliśmy futbol?
Dzisiaj podstawowe pytanie brzmi: co zrobi beniaminek, gdy w Premier League nagle dostanie potężny zastrzyk pieniędzy? To będzie jeszcze większy szum i jeszcze większa odpowiedzialność. Ale też szansa, żeby swój sposób myślenia o piłce pokazać w większej skali.
Jeśli znowu wykonają krok w przód, inni jeszcze mocniej zaczną zerkać na Londyn. Innymi słowy świat piłki potrzebuje więcej Brentfordów.
PAWEŁ GRABOWSKI
NEWONCE.SPORT, CANAL+