Znienawidzony Aaron Ramsey

2013-04-12 23:00:00; Aktualizacja: 11 lat temu
Znienawidzony Aaron Ramsey Fot. Transfery.info
Źródło: armatki.net

Aaron Ramsey – nazwisko, które u każdego chyba kibica „Kanonierów” wywołuje skrajne emocje.

Jedni, stale i niezmiennie, od powrotu z feralnej kontuzji stają za Walijczykiem opoką; zdecydowana reszta jednak obrała sobie za cel uczynienie z rozgrywającego kozła ofiarnego, winnego każdego z niepowodzeń Arsenalu.

Nie będę ukrywał że nawet dla mnie, prywatnie wielkiego fana talentu Ramseya, oglądanie meczów z jego udziałem to istna katorga. Zazdroszczę po części innym kibicom, którzy mają swojego „Wilshere’a” czy „Cazorlę”. Nie, nie dlatego, że Bóg wie jak ich gra aż nadto wyróżnia się na tle występów Walijczyka – śmiem bowiem twierdzić, że często grają na bardzo podobnym pułapie i tylko jedna, maleńka z pozoru rzecz różni od siebie obraz tych trzech pomocników. Co mianowicie? Stereotyp, nastawienie kibiców, „dobry – zły” – nazywajcie to jak chcecie.

Kibic skupiający całą swą sympatię na Wilsherze, Cazorli, Artecie czy Podolskim nie zraża się słabszym występem swojego ulubieńca – nawet kilka słabszych zagrań uchodzi mu płazem, a nawet jeżeli obserwujemy dość przeciętny lub nawet słaby mecz w wykonaniu jednego z wymienionej czwórki, to przecież „świat się nie wali” a postawa zawodnika z marszu jest „przebąkiwana” i zapominana. Z Ramseyem, niestety, sytuacja wygląda zgoła inaczej.

Nawet dobry, ba, bardzo dobry mecz Walijczyka nie spotyka się z powszechną aprobatą większej części kibiców „Kanonierów”. Ramsey może dwoić się, troić, zdobywać każdy wręcz fragment boiska, „gryźć trawę”, mieć najwięcej celnych podań i kluczowych zagrań (nie, to nie styl znany ze „słownikowego” Artety), ale i tak szanowna większość kibiców kwituje jego występ milczeniem lub swoistym „może być, przynajmniej nic nie zj@%$ł”. Z kolei mecz zagrany przez Ramseya poprawnie ale już nie tak dokładnie i „z pompą” wywołuje na wszystkich znanych mi forach, fanpage’ach i stronach poświęconych „the Gunners” zmasowany atak wymierzony w osobę Walijczyka. Pytanie tylko, czy nagonka na „16” jest podstawna?

Wiadomym jest, że kibic zawsze będzie bronił swojego ulubieńca i ciężko będzie mu „na chłodno” i w pełni obiektywnie spojrzeć na wizerunek swojego boiskowego bohatera. Według mojej skromnej opinii Ramsey nie zasłużył na takie traktowanie ze strony kibiców. Zrozumiałe, że po, powiedzmy sobie szczerze, słabym okresie i długim dochodzeniu do formy sprzed kontuzji, wiara w zawodnika z pewnością jest dość mocno zachwiana i nie wypada nawet oczekiwać, że każdy z kibiców będzie skandował imię pomocnika po każdym dobrym zagraniu.

Lekarstwo na powszechną epidemię o nazwie „Hejt na Ramseya” jest, przynajmniej według mnie, dość łatwo dostępne i na pewno nie odbiłoby się czkawką ani kibicom, ani też Walijczykowi. Niech same za siebie przemówią statystyki i oceny pomeczowe – Ramsey najlepiej prezentuje się jako typowy środkowy pomocnik, a nie, gdzie dosyć często widział go Wenger, skrzydłowy. Były kapitan reprezentacji Walii ma jednak wszelkie atuty, by zając w szeregu zawodników Arsenalu zupełnie inne miejsce, a mianowicie defensywnego pomocnika.

Waleczność, nieustępliwość, dobry odbiór piłki, strzał z dystansu i niesamowita wytrzymałość oraz kondycja – cechy odpowiednie dla typowego DM-a, sklecone przez Walijczyka z odpowiednimi dla rozgrywającego wizją, ostatnim podaniem oraz dryblingiem mogą sprawić, że Ramsey może stać się kompletną, przysłowiową „6”. Z resztą, kto inny, jak nie Wenger, znany przecież z wielu udanych piłkarskich transformacji (warto wspomnieć choćby Henry’ego czy van Persiego), jest w stanie pomóc Walijczykowi w drodze na nową ścieżkę kariery?