DANIEL SIKORSKI: Cóż, stałem się legendą...

2018-08-08 21:35:36; Aktualizacja: 6 lat temu
DANIEL SIKORSKI: Cóż, stałem się legendą... Fot. Transfery.info
Paweł Hanejko
Paweł Hanejko Źródło: Transfery.info

W Polsce przebył drogę od piłkarza z wielkimi aspiracjami do zawodnika, który był rugany za słabą grę nawet przez właściciela klubu. Nigdy jednak nie zabrakło mu wiary we własne umiejętności. Teraz występuje w Nea Salamina Famagusta.

Daniel Sikorski to najlepszy napastnik Polski?
Cóż: stałem się legendą. Zawsze wywoływało to uśmiech na mojej twarzy.

Na trybunach pojawiło się zdecydowanie więcej kultowych przyśpiewek na Twój temat...
W dzisiejszych czasach trzeba mieć do siebie dystans. Szczególnie jako sportowiec lub osoba publiczna. Wbrew pozorom wielu kibiców kontaktowało się wówczas ze mną. Dodawali otuchy i mówili, abym się nie przejmował.

A przecież trafiłeś do Polski z myślą o wypromowaniu się...
Pierwszy rok był dla mnie stosunkowo udany. Później podjąłem jednak kilka złych decyzji, które są niestety nieodłącznym elementem kariery. To jednak wiele mnie nauczyło i przede wszystkim wzmocniło.

Co było większym błędem: transfer do Polonii, czy przenosiny do Wisły?
Muszę przyznać, że nie prowadzę jakiegoś wewnętrznego rankingu. Nie ukrywam, że w Polonii miałem nieudany sezon. Do tego zabrakło wsparcia w trudnych chwilach.

Prezes Wojciechowski również nie pomagał i krytykował przy każdej możliwej okazji...
Pan Wojciechowski swoją drogą. Jego celem było osiągnąć sukces i to w jak najkrótszym czasie. Brakowało wyników, a ze mnie zrobiono trochę kozła ofiarnego. Piłka nożna bywa twarda.

W Krakowie z kolei miałeś wsparcie, ale te statystyki nie powalały na kolana...
Do Wisły trafiłem w niekorzystnym momencie. Klub miał wtedy problemy finansowe. Na domiar złego po kilku kolejkach do dymisji podał się trener. To nie było dla mnie zbyt korzystne, ponieważ właśnie Michał Probierz sprowadził mnie do Krakowa.

Pod Wawelem nie mogłeś jednak narzekać na brak okazji do pokazania swoich umiejętności...
Miałem w tamtym czasie kilka niewykorzystanych szans, za które później mnie rozliczano. Takie jest życie napastnika. Jak strzela bramki, kochają go; jeśli zawodzi — spadaj do szafy. Biorę jednak te wszystkie sytuacje na klatę. Nie było zbyt wiele czasu na cierpliwość, klub był w trudnym momencie, dlatego nie zamierzam nikogo obwiniać.

Jak dużym problemem były wówczas dla Wisły problemy finansowe? Zespół wyglądał przecież całkiem mocno pod względem kadrowym...
Nie zamierzam teraz grzebać w trupach, bo to nie moja rola. Cieszy mnie fakt, że miałem okazję poznać wiele wspaniałych osób. Jeżeli chodzi natomiast o samą Wisłę, moim zdaniem to wielki klub, który zasługuje na grę o najwyższe cele. Wtedy może i było nas na to stać, ale jakości nie potrafiliśmy przenieść na dzień meczowy.

Czy nie jest tak, że z perspektywy czasu wiele decyzji odnośnie do swojej kariery podjąłbyś inaczej?
Kogokolwiek byś spytał, myślę, że każdy się z tym zgodzi. Nie było jednak takiego momentu, w którym mógłbym się poddać. Niezależnie od warunków zawsze dawałem z siebie wszystko. Dodatkowo pracowałem po treningach, bo właśnie tego nauczyli mnie w  Niemczech — nigdy nie dawać za wygraną i walczyć o siebie.

Klucz to wyciągać wnioski...
Każdy popełnia błędy. Tak to już z nami jest. Warto jednak zadać sobie pytanie, czy się uczysz i powstaniesz z kolan. Ja nie widziałem możliwości, aby odpuścić i porzucić lata swojej ciężkiej pracy.

A to nie jest tak, że kontuzje nauczyły Cię nieustępliwości?
Doznawałem ich w niekorzystnym czasie. Do tego przyplątało się parę mniejszych urazów. Patrząc jednak z perspektywy czasu, one mnie wzmocniły.

W takich sytuacjach bez wsparcia ani rusz!
Na szczęście zawsze była ze mną rodzina i w każdej trudnej chwili mogłem liczyć na wsparcie z ich strony. Jeszcze za czasów, kiedy występowałem w Krakowie, urodziła mi się córka. To dodało mi dużo siły.

Jak ważny był fakt, że Twój ojciec również był piłkarzem. Często udziela wskazówek?
Oczywiście, że tak. Jesteśmy w stałym kontakcie. Jeśli tylko może, zjawia się na meczu. Jest moim największym i najważniejszym krytykiem. Grał parę dobrych lat w piłkę i zna realia.

Z jego względu bramki strzelone przeciwko Legii smakowały jakoś szczególnie?
Prawdę mówiąc, każdy gol zdobyty na polskich stadionach miał ogromną wagę. Poza tym każda bramka cieszy.

Przed transferem do Górnika Zabrze, występowałeś w rezerwach Bayernu Monachium. W tamtych czasach przewinęło się przez tamten zespół wiele ciekawych nazwisk. Masz kontakt z przedstawicielami tamtej drużyny?
Jestem w stałym kontakcie z Davidem Alabą. Poza tym myślę, że gdybym odwiedził tamte rejony, zapewne przywitaliby mnie koledzy z tamtych czasów.

A to prawda, że David Alaba to Twój młodszy brat? 
Tak się wzajemnie nazywamy.

Od jak dawna się znacie?
On przyszedł do Bayernu jako nastolatek. Opiekowałem się nim przez jakiś czas.

Chyba wywiązałeś się z tej roli wzorowo, bo wyrósł z niego wspaniały zawodnik... 
Jeden z najlepszych na jego pozycji.

Wiążesz swoją przyszłość z ligą cypryjską?
Będąc piłkarzem, ciężko cokolwiek planować. Na ten moment jestem zdecydowany, aby pozostać tu na kolejne miesiące i potwierdzić dobrą formę z poprzedniego sezonu. Później zobaczymy, co dalej. Moje stałe miejsce zamieszkania jest w Warszawie i, kto wie, może jeszcze kiedyś pojawię się na polskich murawach.