Jakub Niewiadomski: Zagram w Ekstraklasie w ciągu dwóch sezonów [WYWIAD]
2024-11-21 14:55:05; Aktualizacja: 11 minut temuJakub Niewiadomski z Pogoni Grodzisk Mazowiecki ma 22 lata, ale na koncie już kilka zwrotów w karierze. Były piłkarz Lecha Poznań czy Wisły Kraków w rozmowie z Transfery.info opowiada choćby o swoim odejściu z obu klubów, wkładzie Mariusza Jopa w jego karierę czy o złym potraktowaniu go przez Radosława Sobolewskiego.
Jakub Niewiadomski tego lata zasilił Pogoń Grodzisk Mazowiecki - rewelację tego sezonu II ligi (46 punktów w 18 meczach, w tym 14 wygranych i tylko cztery remisy), która wyprzedza Wieczystą Kraków oraz Polonię Bytom.
Wcześniej lewy obrońca grał w Wiśle Kraków, do której trafił z Lecha Poznań. W obu tych klubach występował głównie w rezerwach, stąd przenosiny na trzeci poziom rozgrywek w celu regularnego pojawiania się na boiskach.
***Popularne
Antoni Obrębski, Transfery.info: Jak do tego doszło, że dzisiaj jesteś w II lidze?
Jakub Niewiadomski, Pogoń Grodzisk Mazowiecki: Odszedłem z Lecha do Wisły za trenera Brzęczka. Na początku dobrze się czułem, wiedziałem, że mogę dać coś drużynie. Potem zmienił się trener i zostałem odstawiony na boczny tor i tak naprawdę cały sezon spędziłem w rezerwach. Trochę odżyłem mentalnie, ale to jednak była IV liga. Zrobiliśmy awans do III ligi, ale chciałem wrócić na wyższy poziom. Z drugiej strony nie chciałem też pchać się do pierwszej ligi, gdzie nie będę miał żadnej gwarancji grania. Trafiła się Pogoń Grodzisk Mazowiecki, trener Marcin Sasal wyciągnął do mnie pomocną dłoń i powiedział, że pomoże mi wrócić wyżej. Przed sezonem nie wiedzieliśmy, że będzie nam szło aż tak dobrze i teraz jestem zadowolony. Znowu czuję się dobrze.
Mówiłeś o tym, że trener Jerzy Brzęczek miał na Ciebie plan. Byłeś do jego dyspozycji w 13 meczach, a zagrałeś tylko 190 minut. Jaki był ten plan?
Wisła Kraków była w przebudowie - to był sezon po spadku. Ja też przychodząc tam, wiedziałem, że będzie rywalizacja. Wtedy na mojej stronie grał Krystian Wachowiak. Pamiętam, że do pierwszej przerwy reprezentacyjnej nie grałem. U trenera Brzęczka obrona to dosyć specyficzna pozycja i nie lubi na niej rotować. Przegrałem rywalizację na lewej stronie i czekałem na szansę. Trener dał mi zagrać w pierwszym składzie z Chrobrym Głogów. Wyglądałem dobrze, pierwsza bramka była po mojej akcji. Potem graliśmy w dziesiątkę i mecz nie ułożył się pod nas. Drugi raz od pierwszej minuty zagrałem z Chojniczanką. Chojnice to było też chyba ostatnie spotkanie trenera Brzęczka.
Co dokładnie powiedział Ci przed transferem Jerzy Brzęczek? Czego od Ciebie oczekiwał?
Wiadomo, że nie miałem gwarancji gry, bo rzadko który trener, szczególnie młodemu zawodnikowi, powie, że będzie gra. W oczach trenera przegrałem rywalizację, pracowałem na swoje szanse. Trener mnie chciał, kojarzył z kadr narodowych, w których grałem.
Wiem, że te wyniki Wisły były dobre, Wisła nie traciła goli, ale Ty z ławki podniosłeś się dopiero w siódmej kolejce. Dlaczego nie dostawałeś chociaż chwili na boisku?
Oczywiście, że dla piłkarza oglądanie meczu z ławki nie jest niczym super. Byłem spokojny i czułem, że szansa przyjdzie. Rozmawiałem z trenerem i on mi cały czas powtarzał, że będę miał swoją okazję i muszę być na nią gotowy.
Jak to wyglądało, gdy przyszedł trener Radosław Sobolewski?
Wtedy już czułem, że trener nie będzie na mnie liczył. Uważam, że też nie zostałem dobrze potraktowany, bo nie załapałem się nawet na obóz przygotowawczy z Wisłą. Pod okiem trenera nie miałem zbyt wielu treningów, choć trener mnie znał, bo był wcześniej asystentem. Pamiętam, że wróciłem po przerwie świątecznej i nie miałem już nawet swojego miejsca w szatni, bo przyszło kilku zawodników. Wiedziałem, że nikt już na mnie nie patrzy na serio w klubie. Wtedy już się starałem odejść i znaleźć sobie jakąś alternatywę.
Kiedy wchodziłeś do szatni, nie wiedziałeś, że nie ma już Twojego miejsca?
Nie.
Trener Sobolewski Ci to jakoś uargumentował? Mam na myśli ogólnie Twoją sytuację w drużynie.
Mieliśmy jedną rozmowę i trener powiedział mi, że nie widzi mnie w składzie. Taki był wydźwięk tej rozmowy.
Powiedziałeś przed chwilą, że chciałeś odejść z Wisły już wtedy. Miałeś jakieś oferty?
Był temat wypożyczenia do Górnika Łęczna. Było całkiem blisko, ale nie było wtedy wiele czasu do końca okienka i nie udało się wszystkiego dopiąć na czas. Byłem wtedy już po rozmowie z dyrektorem sportowym.
A latem jak to wyglądało?
Do Wisły trafił trener Mariusz Jop i on bardzo mi pomógł, jak chodzi o tę sferę mentalną. Pomógł mi odnaleźć z powrotem głód i radość z trenowania, nawet mimo tego, że trenowałem w rezerwach. Miałem wciąż na uwadze, że mogę odejść, ale nie było żadnej konkretnej oferty i wydaje mi się, że praca z trenerem Jopem i trenerem Bąkiem pomogła mi wrócić mentalnie.
Kiedy Mariusz Jop objął Wisłę jako tymczasowy trener, miałeś perspektywy na powrót do pierwszego zespołu?
Tak, trener doceniał mnie i wierzył w moje możliwości. Jednocześnie trener wiedział, że jest tylko tymczasowo i nie chciał wprowadzać dużych zmian, więc nie wróciłem do pierwszej drużyny. Nie byłem też gotowy fizycznie na pierwszą ligę. Rozmowy były.
Cofając się jeszcze dalej, w rozmowie z Gazetą Krakowską mówiłeś o tym, że wypożyczenie do GKS-u Jastrzębie zostało przerwane, bo miałeś trafić do Korony Kielce, co finalnie się nie stało. Żałujesz tej decyzji?
Korona mnie chciała, byłem na testach medycznych, których nie udało mi się przejść, bo miałem uraz mięśnia dwugłowego, a potrzebowali zawodnika na już, więc zostałem jeszcze pół roku w Lechu. Wtedy w rezerwach graliśmy w II lidze, była fajna ekipa. Potem w trakcie okresu przygotowawczego skręciłem kostkę i wróciłem na ostatnie trzy czy cztery kolejki. Zagrałem w nich, ale to było niewiele spotkań. Wtedy też odezwał się do mnie trener Brzęczek, choć u trenera Artura Węski w rezerwach też mi było bardzo dobrze.
Wtedy miałeś odchodzić do Kielc na wypożyczenie na pół roku, czy definitywnie żegnałbyś się z Lechem?
Była, z tego, co pamiętam, opcja przedłużenia kontraktu z Lechem i pójście na wypożyczenie.
Dlaczego odrzuciłeś wtedy ofertę Lecha?
Propozycja była do samego końca. Pamiętam, że nie miałem perspektywy gry w pierwszej drużynie, zostały mi tylko rezerwy, to była II liga. No a zgłosił się trener Brzęczek z konkretnym planem w pierwszoligowej Wiśle Kraków, która miała walczyć o powrót do Ekstraklasy. Miałem jeszcze rok status młodzieżowca. Niestety rzeczy potoczyły się inaczej, niż zakładałem. Gdyby nie oferta z Wisły, zostałbym w Lechu.
Jakbyś miał opisać, to czemu nie było perspektyw na grę w pierwszym zespole Lecha?
Miałem okazję trenować w Lechu za trenera Macieja Skorży, jednak nie czułem zainteresowania swoją osobą. Rozmowy, które odbywałem, były z dyrektorami i moim agentem, z trenerem - nie.
Odejście z Poznania było ciężkie?
Tak, te wszystkie lata, które tam spędziłem, we mnie siedziały. Ja też jestem z Koła, w którym Lechowi się kibicuje. Chciałem zawsze zaistnieć w Lechu. Byli też ludzie, których znałem, z którymi mam kontakt do dzisiaj i to był dla mnie bezcenny czas. Na tamten moment uważałem, że podejmuję dla siebie dobrą decyzję.
Dlaczego teraz wybrałeś akurat Pogoń Grodzisk Mazowiecki? Wiadomo, jesteście liderami bez porażki, ale Pogoń to beniaminek.
Myślę, że to duża zasługa trenera Sasala i dyrektora Sebastiana Przyrowskiego. Myślę, że trener głównie mnie tu przyciągnął, choć nie wiedziałem, że wszystko będzie funkcjonować tutaj aż tak dobrze.
Obawiałeś się tego transferu?
Mogę powiedzieć, że tak, że to był trochę nieoczywisty wybór. Wiem, że nie grałem tam dużo, ale mam w CV Lecha, Wisłę i Jastrzębie, więc przejście do mniej rozpoznawalnego klubu mogłoby wydawać się dziwne. Wiedziałem jednak, że wszystko dobrze tu funkcjonuje. Miałem tu kilku znajomych i od nich zasłyszałem same pozytywne rzeczy. Jestem zadowolony z tego kierunku.
Miałeś oferty z klubów na przykład I ligi?
Chciałem zostać w I lidze, ale bałem się, że po tak długim czasie niegrania pójdę znowu do klubu, gdzie znowu nie będę miał minut. Ciężko się ogląda, jak koledzy grają, a Ty siedzisz na ławce. Chciałem być ważną częścią zespołu. Konkretnych ofert też nie było, a i transfer do Grodziska był dosyć wcześnie. Miałem ofertę przedłużenia z Wisłą, ale nie zdecydowałem się na to.
To była chęć zaczęcia od nowa?
Myślę, że tak. Tak, jak wcześniej powiedziałem, chciałem zostać ważną częścią zespołu na poziomie centralnym.
W Pogoni też nie wygląda to tak, że jesteś pierwszym wyborem. Czujesz frustrację?
Z jednej strony tak, ale nie zwieszałem głowy. Plan na mnie był też trochę inny, bo Kuba Apolinarski miał odchodzić i miałem zająć jego miejsce, ale tak się nie stało i trzeba to zaakceptować. Nikodem Niski i Kuba Apolinarski zresztą funkcjonują bardzo dobrze na wahadłach już od poprzedniego sezonu, a ja dołączyłem do ekipy dopiero niedawno. Trener mnie zapewnia, że jestem ważną postacią i tak też się czuję.
Jak wykorzystałeś, Twoim okiem, ostatnią szansę w pierwszym składzie?
Czuję, że wyglądam lepiej z tygodnia na tydzień, wyglądam lepiej motorycznie, zapoznałem się drużyną, wiem, że jest coraz lepiej. Dostałem szansę, trafiłem też do jedenastki kolejki, ale dalsze decyzje należą do trenera.
Jakub Apolinarski nie jest właściwie zawodnikiem bardziej na prawą stronę?
Tak, ale plan był taki w sytuacji odejścia Kuby, że Niko Niski miał zająć jego miejsce na prawej stronie, wtedy zrobiłaby się przestrzeń dla mnie po lewej.
Nie da się ukryć, że ciężko znaleźć na tym etapie sezonu na poziomie centralnym drużyną, nawet w ostatnich latach, która nie przegrałaby meczu. Zwłaszcza, że Pogoń to beniaminek. Jak to jest?
Myślę, że na początku naszą zaletą było bycie beniaminkiem, dużo osób z naszej drużyny nie miało nawet doświadczenia na tym poziomie. Z pozycji outsidera gra się wygodniej, chłopacy też byli rozpędzeni po poprzednim sezonie. Ja też się dobrze wkomponowałem, bo ostatnio w rezerwach Wisły też nie przegrałem żadnego meczu. Była w nas ciągłość wygrywania. Po pierwszych treningach czy sparingach zacząłem to czuć. Myślę, że trener wyciąga z każdego z nas bardzo dużo. Miałem porównanie z Lechem i z Wisłą i czułem, że jak na II ligę mamy papiery na coś więcej niż tylko walka o utrzymanie.
Jakbyś miał się pobawić we wróżenie, to jak ten Wasz obecny skład prezentowałby się na tle I ligi?
Wydaje mi się, że na I ligę mielibyśmy zbyt krótką kadrę. Wiadomo, meczów jest tyle samo, ale dla komfortu trenera lepiej byłoby, gdyby kadra była szersza. Jak chodzi o jakość piłkarską i pomysł na grę, myślę, że moglibyśmy sobie poradzić.
Muszę zapytać Cię o trenera Sasala. Co byś o nim powiedział?
Myślę, że to trener z dobrym podejściem do ludzi. Za swoich jest w stanie zrobić bardzo wiele. Myślę, że to też idzie w drugą stronę, drużyna byłaby bardzo dużo zrobić za trenera?
Trener Sasal skończy w grudniu 54 lata. Miał moment w Ekstraklasie, ale ostatnia dekada to takie, powiedziałbym, błąkanie się po niższych ligach. Jakbyś go scharakteryzował?
Myślę, że to wyważony trener. Ma trochę z tego nowego pokolenia trenerów, ale jednocześnie nie przesadza ze wszystkimi nowinkami czy analizami.
U trenera Sasala wahadłowi odgrywają bardzo dużą rolę, co widać po liczbach Niskiego, a zwłaszcza Apolinarskiego. Gdy wychodzisz na boisko, masz presję, aby też coś dołożyć?
To wszystko też zależy od momentu, w którym wchodzę. Gdy prowadzimy, moim zadaniem jest głównie skupienie się na obronie. Ogólnie najważniejsza jest drużyna, bo dopiero wtedy, gdy ona dobrze funkcjonuje, każdy z osobna może się pokazać indywidualnie i tak też to u nas wygląda.
W wywiadzie z Gazetą Krakowską, który już przywoływałem, mówiłeś, że najlepiej czujesz się jako lewy obrońca, potem środkowy, a na końcu wahadłowy. Oczywiście, biorąc pod uwagę pozycję, na których grasz, zmieniłeś swój stosunek do tego?
Po wielu latach w Lechu mój styl gry jako lewego obrońcy był zawsze bardzo ofensywny i gra do przodu nie jest mi obca. Wiem, że skoro trener potrzebuje mnie na lewym wahadle, to tam gram. Nie zapominam o tym, że czułbym się dobrze na pozycji lewego środkowego obrońcy.
Trener też zdaje sobie sprawę z takiej opcji?
Tak. Trener ma to z tyłu głowy, że jestem także opcją w trójce środkowych obrońców.
Jaki masz priorytet, tak czysto indywidualnie, na ten sezon?
Przede wszystkim pierwszy skład w Grodzisku, dołożyć jakieś liczby i pomóc drużynie w awansie.
Transfermarkt podaje, że Twój kontrakt wygasa po sezonie i ma opcję przedłużenia o rok. To jest jakaś klauzula na przykład minut, czy przedłużenie z czyjejś woli?
Jest tam kilka zapisów, i takich, i takich. Tak naprawdę myślę, że do tego momentu, jeśli znajdziemy się w takiej sytuacji, że nie rozegram wszystkich minut, które są w kontrakcie, to siądziemy do rozmowy z zarządem i znajdziemy odpowiednie rozwiązanie.
Znowu poproszę Cię o wróżenie. Kiedy zadebiutujesz w Ekstraklasie?
Myślę, że będzie to na przestrzeni następnych dwóch sezonów.
Na początku września było głośno o sytuacji w LTC. Jak to wyglądało z Twojej perspektywy?
Na pewno było to rozdmuchane przez media, bo wielkiego sporu w tym nie było. Prawdą jest to, co każdy z nas widział, a niektórzy mówili. Wchodząc na jedno z boisk Legii w środku treningu, poproszono nas o zmianę boiska, nie wiem, jaki był dokładnie tego powód. Bezpośredniej konfrontacji trenera Sasala z trenerem Feio nie było. Informacja do naszego szkoleniowca została przekazana przez osoby trzecie, więc jakiegoś konfliktu tam nie dostrzegłem.
Gonçalo Feio mówił później, że było więcej wolnych boisk, a wy zajęliście akurat te najbliżej, czy też zwyczajnie blisko Legii.
Tylko, że to nie było nasze widzimisię, że zajęliśmy tamto boisko. Przyjeżdżając do ośrodka, zostało nam ono przydzielone przez jedną z osób tym się zajmujących. Potem w trakcie treningu musieliśmy się przenieść boisko dalej.
Wróćmy jeszcze na moment do Wisły Kraków. Albert Rudé zapraszał Cię na treningi do pierwszej drużyny?
Tak. Nawet bym powiedział, że więcej trenowałem za trenera Rudé, niż za trenera Sobolewskiego. Zagrałem nawet w sparingu, bodaj ze Stalą Rzeszów. Miałem szansę parę razy pokazać się na treningach.
Z czego to wynikało, że nie znalazłeś się wtedy ani razu w kadrze meczowej?
Gdy trener Rudé przychodził do Wisły, ja byłem w rezerwach, więc nie miał mnie od początku. Myślę, że nie było wtedy tematu mojego powrotu do pierwszej drużyny.
A z trenerem Moskalem? Gdy on przychodził, byłeś jeszcze w klubie.
Propozycja była jeszcze przed przyjściem trenera Moskala. Myślę, że to głównie dzięki zaufaniu do mnie ze strony Mariusza Jopa i zarządu.
Wskazałbyś największy talent, z jakim miałeś do czynienia w Lechu?
Mój przyjaciel, Filip Marchwiński. Przeszedłem z nim wszystkie etapy w akademii. Zawsze to była osoba, której się podawało piłkę, bo on zawsze coś z nią umiał zrobić.
Z czego to wynikało, że on tak długo w tym Lechu nie mógł odpalić?
Początek miał całkiem obiecujący i w Lechu zawsze były wobec niego spore oczekiwania. Wydaje mi się, że to presja z każdej strony. Ciężko mieć czystą głowę w takich warunkach, Filip to, Filip tamto, Filip się nie nadaje. Kiedy dostał spory kredyt zaufania, pokazał, co potrafi.
A najbardziej niespełniony talent?
Pierwszy do głowy przychodzi mi Bartosz Bartkowiak. Jak się nie mylę, to teraz gra w Polonii Środa Wielkopolska. Czysto piłkarsko też był naprawdę bardzo dobrym zawodnikiem. Myślę, że wśród chłopaków z akademii wielu by powiedziało, że to bardzo dobry zawodnik.
Jednym słowem, jaka jest największa przyczyna tego, że Twoja kariera do tej pory nie szła tak, jak pewnie zakładałeś cztery czy pięć lat temu.
Wybory.