Wywiady czwartkowe: Trzeba pozostać normalnym

2012-01-19 22:54:28; Aktualizacja: 12 lat temu
Wywiady czwartkowe: Trzeba pozostać normalnym Fot. Transfery.info
Źródło: Transfery.info

W polskim środowisku piłkarskim ginie wiele talentów. Trudno się przebić w najwyższych ligach i z różnych powodów dobrze zapowiadający się zawodnicy obijają się po niższych klasach rozgrywkowych. Przykładem tego jest znany w Małopolsce Art

25-letni środkowy pomocnik, mimo iż ma za sobą występy w pierwszej i drugiej lidze, w poprzedniej rundzie reprezentował barwy IV-ligowego Orła Balin. Historia piłkarza wydaje się być bardzo interesująca i zawiła. Zgodził się on na przedstawienie jej szerszej publiczności.

 

Michał Domżał: Artur opowiedz nam o początkach swojej piłkarskiej przygody, gdzie ją rozpoczynałeś i jak toczyły się Twoje losy.

 

Artur Szlęzak: Jestem wychowankiem Janiny Libiąż i pierwsze piłkarskie kroki stawiałem właśnie w tym klubie. Jako 16-letni chłopak zadebiutowałem w V lidze, gdy jeszcze klub nosił nazwę „Górnik” Libiąż. Występowałem w nim dwa lata, po których zgłosiła się po mnie Cracovia. Trafiłem do zespołu juniorów, oczywiście Krakowianie zapłacili za mnie jakąś sumę pieniędzy. Niestety w drugiej połowie sezonu złapałem kontuzję przywodziciela, która wyeliminowała mnie z gry na pół roku. Po powrocie do zdrowia przez dwa sezony występowałem w rezerwach najpierw w IV a później w V lidze. Podczas tych dwóch lat miałem przyjemność trenować również z pierwszym zespołem Cracovii za kadencji trenera Mikulskiego. Przepracowałem tam okres dwóch miesięcy i było to świetne doświadczenie życiowe, miłe przeżycie i bardzo chciałem zostać w kadrze na dłużej, ale niestety mi się to nie udało. Grałem natomiast w zespole Młodej Ekstraklasy, uważam, że jest to fajna, ciekawa liga mimo różnych krytycznych głosów. Cały sezon obył się bez kontuzji, więc grałem regularnie.

 

Później nastąpiło wypożyczenie do Stalowej Woli…

 

Tak, po zakończonym sezonie 2007/2008 pojechałem na tygodniowe testy do Stalowej Woli, która występowała w I lidze i zostałem zakontraktowany. Ówczesnym trenerem klubu był Władysław Łach, który równocześnie pełnił chyba funkcję dyrektora sportowego Cracovii. Spędziłem tam pół roku. To była już prawdziwa piłka na naprawdę dobrym poziome. Trzeba było być świetnie przygotowanym fizycznie, to znaczy wytrzymałościowo i szybkościowo, gra była bardzo siłowa.

 

Duży był przeskok z Młodej Ekstraklasy do I ligi?

 

Na pewno bardzo duży przeskok… W Młodej Ekstraklasie gra była techniczna, dużo uwagi poświęcano taktyce, a tak jak wcześniej wspominałem, w I lidze gra jest bardzo siłowa i toczy się o duże pieniądze, więc wygląda to zupełnie inaczej. Jestem jednak pewien, że gdyby trener obdarzył mnie większym zaufaniem spokojnie poradziłbym sobie w tej klasie rozgrywkowej. Technicznie nie odstawałem od innych zawodników. Najlepszym momentem w tym okresie był wyjazdowy mecz z Koroną Kielce, pamiętam to jak dziś. Strzeliłem zwycięską bramkę na 3:2. Wygraliśmy na Koronie! Wspaniałe przeżycie. Wcześniej grałem na poziomie IV, V ligi oraz w Młodej Ekstraklasie gdzie niby gra się na stadionach Ekstraklasy jednak praktycznie przy pustych trybunach. A tu nagle taki mecz… 6 tysięcy widzów, wieczór, jupitery… Wszedłem na boisko w 68 minucie i to jeszcze nie na swoją pozycję tylko na prawą pomoc przy wyniku 2:0 dla gospodarzy. Najpierw doprowadziliśmy do remisu, a potem tak jak już wcześniej mówiłem zdobyłem zwycięską bramkę. Ogarnęła mnie wielka radość. Często wspominam ten moment.

 


Jednak po rundzie odszedłeś z klubu…

 

W Stalowej Woli rozegrałem 12 meczów, w tym 4 w pierwszym składzie. Chciałem zostać, jednak trener zrezygnował z moich usług. Trafiłem do Przeboju Wolbrom, który występował w II lidze. Trenerem był tam wówczas świetny fachowiec Robert Góralczyk. Zdecydowałem się na ten transfer gdyż miałem większą szansę na grę i na rozwój. Szło nam średnio, wtedy była reorganizacja II ligi… Ale udało się utrzymać zespół. Dla mnie ta runda była dziwna, na początku nie grałem, później wskoczyłem do składu i gdy moja forma wzrastała i dobrze się prezentowałem, złapałem kontuzje barku. Gdy nieszczęsny bark wypadł po raz czwarty okazało się, że konieczna jest operacja. Od maja nie mogłem już grać, operacja odbyła się w czerwcu. Myślę, że gdyby nie ta kontuzja, moja piłkarska przygoda mogłaby się potoczyć inaczej…

 


Nie zostałeś na dłużej w Wolbromiu.

 

Po sezonie skończyło mi się wypożyczenie i byłem zmuszony do powrotu do Cracovii gdzie miałem jeszcze roczny kontrakt. Bardzo nie miłe doświadczenie, w zespole z Krakowa źle mnie potraktowano… Nie miałem wypłacanych pieniędzy i nie pozwolono mi trenować z drużyną. Pracowałem indywidualnie i poddawałem się rehabilitacji. Wiadomo jak to wygląda w tym kraju, jak jesteś na topie, na szczycie i strzelasz bramki, jak prezentujesz się dobrze to wszyscy Cię wychwalają i klepią po plecach… Jednak gdy coś złego się wydarzy albo powinie Ci się noga wszyscy się odwracają. Po rozwiązaniu umowy we wrześniu postanowiłem wrócić do Libiąża. W rundzie jesiennej, gdy doleczyłem kontuzje, udało mi się zagrać w sześciu ostatnich meczach. Wraz z drużyną przepracowaliśmy dobrze okres przygotowawczy i po świetnej rundzie wiosennej awansowaliśmy do III ligi.

 

Warto wspomnieć, że byłeś kluczowym zawodnikiem w walce o awans i istotnie się do niego przyczyniłeś. Do klubu w zimie przyszedł trener Wojciech Skrzypek i to wraz z nim cieszyliście się z promocji do wyższej ligi.

 

Trener dał impuls w IV lidze i dobrze przygotował zespół. Drużyna była świetna, panowała w niej wspaniała atmosfera i odnosiłem wrażenie, że każdy za każdego by wskoczył w ogień i tak to wyglądało na boisku. To dzięki temu awansowaliśmy.

 

W III lidze byłeś kapitanem zespołu.

 

Po odejściu legendy klubu Roberta Saternusa, zespół wybrał mnie na kapitana co jest bardzo miłe. Już gdy zaczynałem grę w piłkę właśnie w Libiążu dawałem całe serce temu klubowi i dlatego cieszę się, że zostało to docenione. W III lidze zajęliśmy czwarte miejsce a mogło być nawet lepiej gdyż po rundzie jesiennej byliśmy drudzy. Jednak w zimie zostały popełnione pewne błędy, ale nie będę tego oceniał. Na jesień graliśmy z polotem, piłką i naprawdę nie wiem, co się stało… Być może złe decyzje personalne o tym zaważyły.

Gdybyś mógł cofnąć czas to czy byś coś zmienił? Czy jesteś zadowolony z przebiegu zdarzeń? Grałeś przecież w I lidze a teraz występujesz na niższym poziomie…

 

Na pewno duży wpływ na moją przygodę miała kontuzja barku, o której wspominałem… Zaważyła ona o moich losach. Czy bym coś zmienił? Na pewno moim marzeniem było przebicie się do pierwszej drużyny Cracovii. Byłem bardzo chwalony za występy w Młodej Ekstraklasie jednak nie dostałem szansy w pierwszej drużynie. Czasu się jednak cofnąć nie da i nic już nie zmienię. Brakło poparcia ze strony osób, z którymi współpracowałem. Nie dostałem wielu szans. Podczas pobytu w pierwszej lidze zagrałem kilka dobrych meczów przeciwko Wiśle Płock, Koronie Kielce, GKS Katowice czy Zniczowi Pruszków. Nie odstawałem od nikogo, grałem na dobrym poziome. Jednak zabrakło wsparcia, nie stawiano na mnie. Może by to wyglądało inaczej gdyby ktoś mi pomógł i nie grałbym w III czy IV lidze tylko w I i utrzymywał się z tego. Na pewno moja sportowa sytuacja mnie nie zadawala, ale muszę ułożyć sobie życie i się ustabilizować, znaleźć stałą pracę. Oczywiście cały czas będę występował w III lub w IV lidze, ale nie nastawiam się na granie wyżej.

 

Dzięki umiejętnościom piłkarskim wiele zyskujesz. Jesteś w stanie załatwić sobie dobrą pracę, a przez te kilka lat gry nawet na niższym poziomie utrzymywałeś się z piłki.

 

Nie wiem czy jestem w stanie sobie coś załatwić, żeby mieć lepiej, ale na pewno ludzie inaczej do mnie podchodzą. Czuje szacunek, który płynie od ludzi, może nie wszyscy, ale wiele osób mnie docenia. Nawet jak wróciłem do klubu z Libiąża koledzy mnie wspierali i czułem życzliwość. Nie uważam się za wielkiego zawodnika, bo jak bym był „grajkiem” to bym występował wyżej niż obecnie. Jestem normalnym człowiekiem a to, że pograłem przez chwilę wyżej tego nie zmienia. Trzeba pozostać normalnym. Ale na pewno jest jakiś plusik przy tym, że się widziało coś więcej i „powąchało” gry na wyższym poziomie.

 

Jak oceniasz sytuację finansową klubów piłkarskich w Polsce? Byłeś w kilku klubach? Często słyszy się o zaległościach finansowych wobec zawodników, w różnych zespołach wygląda to inaczej.

 

Tam gdzie miałem okazje grać nie było może za wesoło, ale pieniądze były zawsze w końcu wypłacane. Często tak jest, że w klubach z niższych lig są większe pieniądze i te kluby są lepiej poukładane niż zespoły I i II ligi. Co z tego, że ma się obiecane wielkie pieniądze, których się nigdy nie zobaczy. Lepiej mieć mniej, ale pewne. Z tego, co się słyszy rzeczywiście sporo zespołów ma obecnie problemy.

 

Nasunęła mi się jeszcze jedna ważna rzecz. Jesteś znanym zawodnikiem w regionie, występowałeś wyżej, masz różne doświadczenia i jesteś wyróżniającym się zawodnikiem, a mimo to nigdy nikomu nie pokazujesz, że jesteś lepszy. Nigdy się nie wywyższasz a młodych zawodników bierzesz pod swoje skrzydła.

 

To miłe, że to słyszę. Zawsze robię swoje i nigdy się nie wywyższam. Wiem jak to jest wejść do nowej szatni. Sam jak poszedłem do I ligi czułem się w szatni trochę dziwnie. Nie wiadomo jak człowiek był odbierany. Są różni ludzie, jedni są zazdrośni, zawistni a inni Ci pomogą. I tak jak mówiłem, nie powinno się nigdy wywyższać… Co innego gdybym grał na przykład w lidze hiszpańskiej (śmiech).

 

Czy znalazłeś mimo wszystko jakieś pozytywne, dobre dusze w tym piłkarskim świecie? Czy piłka była szkołą życia?

 

Szkołą życia była na pewno i chyba jest nadal. A jeśli chodzi o dobre dusze to w Wolbromiu otrzymałem pomoc jak złapałem kontuzję barku, bez tego mogłoby być gorzej. Byłem ubezpieczony, bez tego został bym na lodzie. Natomiast w Cracovii zostałem bardzo źle potraktowany, ale nie chce do tego wracać.

 

Idol? Wzorowałeś się na kimś?

 

Nie miałem nigdy idola… Jednak podpatrywałem i podpatruję grę środkowych pomocników, którzy preferują grę techniczną, najlepiej na dwa kontakty, takich jak Zidane, Xavi czy Iniesta.  

Więcej na ten temat: Wywiady Orzeł Balin Artur Szlęzak