Zmieniłem się. Chore ambicje często przynoszą odwrotny efekt [WYWIAD]

2016-07-30 19:41:22; Aktualizacja: 8 lat temu
Zmieniłem się. Chore ambicje często przynoszą odwrotny efekt [WYWIAD] Fot. Transfery.info
Mateusz Michałek
Mateusz Michałek Źródło: Transfery.info

- Kiedyś cały czas oczekiwałem więcej i więcej. Być może były to jakieś chore ambicje, a często przynoszą one odwrotny efekt. Póki co, niczego wielkiego nie osiągnąłem - mówi Mateusz Możdżeń.

Po sezonach w Lechii Gdańsk iPodbeskidziu Bielsko-Biała Mateusz Możdżeń trafił niedawno doKorony Kielce. Z 25-letnim pomocnikiem porozmawialiśmy sobie m.in. olegendarnym trafieniu z Manchesterem City, zagranicznym transferze,byciu zapchajdziurą i tym, jak zmienił się przez ostatnie lata. Zapraszamy! 


Czym cię można szybko zdenerwować?
Niepunktualnością.To na pewno. Ale przyszedłeś o umówionej godzinie, więc jest wporządku (śmiech).


Myślałem, że pytaniami o gola zManchesterem City.
Faktycznieto trochę denerwuje. Niby mogłem się już przyzwyczaić, ale całyczas bardzo często się one przytrafiają. Niektórzy nie potrafiązrozumieć, że to się wydarzyło i tyle. Koniec. Rozumiem pracędziennikarzy, ale w zasadzie każdy mógłby pisać to samo.

Wiadomo, że fajnie mieć takie trafienie nakoncie, ale chyba trochę stałeś się jego więźniem.
Możnatak powiedzieć. I w sumie to nie tyczy się tylko dziennikarzy, alerównież kibiców. Gdziekolwiek bym nie grał i tak często kończysię na wspominaniu tego gola. Wiadomo, że jeśli zdobyłbym równiewartościową bramkę w Lidze Europy, lub - daj Boże - LidzeMistrzów czy kadrze, trafienie z City zeszłoby na dalszy plan. Alena razie się nie udało.

Masz jakąkolwiekanegdotę związaną z tym meczem, o której jeszcze nikomu niemówiłeś?
Chyba ciężkobyłoby do dzisiaj zatrzymać coś dla siebie. Ale warto wspomnieć,że z trybun poznańskiego stadionu trzymał za mnie kciuki brat,który jest za... Legią. Zjawił się wtedy na meczu z tatą, cozbyt często się nie zdarzało. Po meczu mogłem do nich podejść izbić piątkę. Tata zresztą mocno się wzruszył, co też jestraczej niespotykanym widokiem.

Jeśli chodzi o rywali, towiadomo, że robili na mnie wrażenie. Największe David Silva.Świetnie poruszał się po boisku, dużo myślał. Ciężko byłoodebrać mu piłkę.

Kiedyś już to prostowałeś,ale potwierdzisz, że po tym meczu nie pojawiło się ani trochęsodówki?
Sodówki nie było.W takich kwestiach powinny wypowiadać się osoby, które faktyczniespędzają z tobą czas. Wydaje mi się, że trener Bakero o niczymtakim w moim kontekście by nie powiedział. Po latach zawodnicyczasami przyznają się, że w pewnych momentach faktycznieodpływali, ale przecież nie będę niczego na siłęwymyślał. Byłem jednym z najmłodszych w drużynie. Nie pozwalałemsobie na więcej niż mogłem.

Swoją drogą, „Bakerooszalał!”.
No było(śmiech). Podejrzewam, że każdy, kto przejąłby zespół przedmeczem z takim rywalem i go wygrał, by oszalał.



Jakbyśmiał porównać siebie z 2010 roku i teraz. Co zmieniło sięnajbardziej?
Przedewszystkim mentalność. Jestem te kilka lat starszy, bogatszy o wieledoświadczeń. Na każdym etapie swojego życia człowiek spotyka naswojej drodze jakieś nowe rzeczy. Ma z nimi styczność po razpierwszy, poznaje je. Ciężko mi przytoczyć jakieś konkretneprzykłady... Chociaż mam, na pewno nie przeżywam już tak mocnoostatnich spotkań jak kiedyś. Grając w sobotę, do piątkurozmyślałem jeszcze o poprzednim meczu. A im gorzej poszło, tymtych myśli było więcej. Jeśli chodzi o sprawy typowo piłkarskie,do treningów cały czas podchodzę tak samo, bardzo poważnie. Nigdynie odpuszczałem i nic w tym względzie się niezmieniło.

Współpraca z którym trenerem w Lechudała ci najwięcej? Może przeanalizujmy ich po kolei.
Prawdziwąszansę otrzymałem od trenera Zielińskiego. Rzucił mnie na głębokąwodę, bo w lidze debiutowałem przecież przeciwko Wiśle Kraków. Owystępie dowiedziałem się w dniu meczu, który rozgrywany był weWronkach. Gdyby nie choroba Kuby Wilka, pewnie bym nie zagrał.Przyszedł do mnie Andrzej Kasprzak, trener od przygotowaniafizycznego, który swoją drogą cały czas pracuje w Poznaniu izaprowadził do Zielińskiego. Ten przedstawił mi sytuację. Byłamoże 14, a spotkanie rozpoczynało się o 17.

Pierwszeskojarzenie z trenerem Zielińskim?
Miałjaja. Wiadomo jaka presja jest w Poznaniu, a mimo że w tabelimomentami nie było kolorowo, udało nam się sięgnąć pomistrzostwo.

Trener Bakero?
Miałinne podejście do pracy, zupełnie inną filozofię. Wszystko robiłna spokojnie. Emanował tym. To u niego po raz pierwszy spotkałemsię z treningiem z gumami. Wiązało się ósemkę wokół jakiegośsłupka i pracowało nad mięśniami dwu- i czworogłowymi. Zawszepowtarzał, że tak samo pracują w Barcelonie. Ktoś tam mógł sięśmiać, ale to prawda.

Rumak?

Znaliśmy się jużwcześniej. Kolejna wielka zmiana w stosunku do poprzedniego trenera.Bo najpierw był doświadczony trener Zieliński, potem Bakero, któryw przeszłości był wielkim zawodnikiem, a zastąpił go młodyszkoleniowiec, wtedy bez większego doświadczenia w pracy zseniorami. Nawet „Kotor” był od niego starszy. Trener zostałrzucony na głęboką wodę. Pamiętajmy, że mówimy o Lechu.Zupełnie inaczej można byłoby na to patrzeć, gdyby objąłdrużynę zajmującą z reguły miejsca w drugiej ósemce. Czy sobieporadził? Po części tak, ale wiadomo - brakowało wyników.Szczególnie w europejskich pucharach, w których Lechowi pod jegowodzą kompletnie nie szło. Oczywiście to nie była tylko jegowina.

Z kim bym na temat trenera nie rozmawiał, każdypodkreśla to samo - warsztat ma bardzo dobry. Zawodnicy chwaląsobie współpracę z nim.


Jakie uczucie dominowało, gdyodchodziłeś z Lecha? Mogłeś zostać, ale mówiłeś, żepriorytetem jest zagraniczny wyjazd.

Dość długorozmawialiśmy wtedy z działaczami. Warunki, na jakich miała zostaćpodpisana nowa umowa były niezłe, ale zaufałem pewnym ludziom inastawiłem się na wyjazd. Uznałem, że to naprawdę dobry moment.


Propozycje były konkretne?
Naprawdęwierzyłem w to, że zaraz wyjadę. Sprawa była dość jasna.

Wgrze był przede wszystkim Panathinaikos Ateny?
Przedewszystkim było Blackpool, które rok później spadło zChampionship...

...Nie poszedłeś, to spadli.
Jakbym poszedł jako prawyobrońca, mogłoby być różnie (śmiech). Ale temat był naprawdępoważny. Szkoleniowiec nawet osobiście do mnie dzwonił.Panathinaikos też był zainteresowany, ale na pewno nie tak mocno. Wogóle mówiło się zdecydowanie więcej niż było konkretów. Zperspektywy czasu widzę, że być może popełniłem błąd. Mogłemjeszcze poczekać, a chciałem wszystko na już. Ale wszystko przezto, że martwiłem się, nie wiedząc co będzie ze mną dalej.

Azaufałeś wtedy...?
Współpracowałemz Markiem Jóźwiakiem.

Nie polecasz?
Poprostu drogi się rozeszły.

W sumie nie ma się codziwić, że ostatecznie trafiłeś do Lechii Gdańsk.

Tak, chociażwtedy jeszcze nie piastował tam żadnego stanowiska. To zaczęłosię trochę później.

Z Lechią miałeś walczyć omistrzostwo.
I na papierzeskład był bardzo mocny...

...Ale już po czasiemożesz powiedzieć, że nie miało to racji bytu? Teraz to sięuspokoiło, ale wtedy do Gdańska przychodziły tabuny zawodników.
Tak. Zawodnicy przychodziliwtedy nie tylko latem. Po rundzie pojawili się nowi. Częśćzostała kupiona, część wypożyczona, jeszcze inni bylitestowani... Tak to się kręciło. Zmiany trenerów też niepomagały.

Spora część zawodników była poprostu słaba.
Pewnie bylii tacy. Tabun to dobre określenie. Czasami trenowało bowiem ponad30 chłopaków. Coś było nie tak. Niektóre decyzje nie były takieproste i klarowne jak w innych klubach. I nie chodzi mi o szatnię.Poza nią działo się po prostu sporo niejasnych i podejrzanychspraw dla samych zawodników. Może dopiero za parę lat dowiemy się,co tam się działo czy dzieje. W klubie było sporo ludzi zzagranicy, których piłkarze nigdy nie widzieli na oczy.

Wspomniałeś o zmianach trenerów. W Poznaniu było cidane współpracować z Hiszpanem, a w Gdańsku - z Portugalczykiem,Quimem Machado.
Portugalczyk,który mówił po niemiecku (śmiech). Z tamtego okresu pamiętamprzede wszystkim dość wysokie kary za spóźnienia i tego typurzeczy. Można było dostać nawet tysiąc euro. Była jednak furtka.Po wygranej w kolejnym ligowym meczu kary były anulowane.




Jakpatrzysz na określenie „zapchajdziura”?
Teraz?Jeśli taki zawodnik spędził już sporo sezonów w niezłym klubiei cały czas pełni tę „funkcję”, może grać w nim praktyczniejuż do końca kariery.


Czułeśsię w pewnym momencie kimś takim?
Maszna myśli Lecha?

W Lechii chyba też tak było.
Faktycznie, ale tam takichzawodników było zdecydowanie więcej. Skupiając się na Poznaniu,czułem się tak i nie robiłem z tego wielkiej tajemnicy.

Chybanawet powiedziałeś, że odchodzisz stamtąd, bo nienawidzisz prawejobrony.
Mogło tak być. Poprostu w pewnym momencie skończyła się moja cierpliwość.Wiadomo, że tak na początku przygody z piłką, jak i później,najważniejsze jest granie. Mając 18, 19, 20 lat, wędrowanie popozycjach przeszkadza jednak o wiele mniej. Tym bardziej będąc wtakim klubie jak Lech.


To było kluczowe w tym, że pókico - mimo rozegrania prawie 170 spotkań w Ekstraklasie - niebłysnąłeś w Ekstraklasie tak jak niektórzy oczekiwali? No chyba,że sam patrzysz na to zupełnie inaczej?
Wiadomo,że notując na samym początku taką przygodę w Lidze Europy, niemyślałem, że kilka lat później będę w tym miejscu, w którymobecnie się znajduję. Oczekiwałem o wiele więcej. Teraz wiem, żepiłka jest tak przewrotna, że nie można tego robić. W Poznaniuchcieli, żebym został, ale gdybym się na to zdecydował, być możedalej byłbym zapchajdziurą. Chociażczasami myślę, że gdybym wtedy wiedział, jak to wszystko siępotoczy, pewnie nie zdecydowałbym się na odejście. Nie wiem. Niema co gdybać.


Wpoprzednim sezonie grałeś bardzo dużo na swojej pozycji wPodbeskidziu. Skończyło się jednak bolesnym spadkiem. Oszukanowas?
Po wygranym meczu zTermalicą w szatni była euforia, ale dość szybko się touspokoiło. Wszyscy myśleli trzeźwo i zdawali sobie sprawę z tego,że małego klubu łatwo się pozbyć. Bo tak trzeba nazwaćPodbeskidzie, porównując je z Lechią i Ruchem.


Mieliście żal do Lechii, żewycofała skargę do Trybunału Arbitrażowego?
Żali wkurzenie. Gdyby to jednak im brakowało tego jednego punkciku,pewnie szli by do Szwajcarii na kolanach. Ale wszyscy w Podbeskidziuprzyjęli to na klatę.

Jak bardzo to całezamieszanie wpłynęło na waszą dyspozycję w fazie finałowej, wktórej kompletnie przestaliście grać?
Pewniemiało to jakiś wpływ, ale spadliśmy na własne życzenie. Była wtym tylko nasza wina. Najpierw przegraliśmy z Termalicą, którą wsezonie zasadniczym potrafiliśmy dwukrotnie pokonać. Jedna porażkao niczym nie przesądzała, ale nie potrafiliśmy się podnieść.Ciężko znaleźć jest główną przyczynę. Po prostu taka jestpiłka.

Od 1 do 10 - jak bardzo jesteś zadowolonyz dotychczasowej przygody z nią? Ostatnio Maciej Gostomskipowiedział nam, że na dobrą sprawę on od futbolu nigdy wiele nieoczekiwał.
Zawszepodchodziłem do tego zupełnie inaczej. Piłka była i jest całymmoim życiem, chociaż dystans faktycznie jest dzisiaj większy.Wiem, że na pewne rzeczy nie mamy wpływu. Kiedyś cały czasoczekiwałem więcej i więcej. Być może były to jakieś choreambicje, a często przynoszą one odwrotny efekt. Póki co, niczegowielkiego nie osiągnąłem. Gol z City to szalenie miła sprawa, alemam nadzieję, że za dziesięć lat nie będzie się mówiło w moimkontekście tylko o tym.

Wiadomo, że touproszczenie, ale na razie 2 czy 10?
Dlawas wszystko jest czarne albo białe...


Poprostu jestem ciekaw jak bardzo jesteś zadowolony z tego, co do tejpory osiągnąłeś.
Piątkębym dał, a są widoki na szóstkę albo siódemkę (śmiech).


Zakończmy najprzyjemniej jaksię da. To zamieszanie, jakie wywołało legendarne zdjęcie zMarcinem Kamińskim - śmialiście się z tego czy to była jednakjakaś szpileczka? Chociaż tobie akurat oberwało się znaczniemniej.
Trochę ukuło, aleumówmy się, sprawa została rozdmuchana do granic możliwości(śmiech). Przecież pojawiały się nawet jakieś wywiady na tentemat. Marcin dobrze kiedyś powiedział - gdy jechał na Euro,nikomu nic nie przeszkadzało. Wtedy miał gorszy okres, więc ktośsię przyczepił.

Ale od tamtej pory rzeźba poszław górę?
Zmężniało się!Nie wiem jak to wygląda teraz dokładnie u „Kamienia”, ale napewno jest lepiej. W końcu to było już kilka lat temu. Może goteraz trochę przemielą w tych Niemczech.