TOP 11 powrotów do Ekstraklasy ostatniej dekady [miejsca 1-5]
2014-09-24 21:16:00; Aktualizacja: 10 lat temuRanking najbardziej spektakularnych "comebacków" do polskiej Ekstraklasy w ciągu ostatnich dziesięciu lat.
Ciąg dalszy naszego notowania powrotów do Ekstraklasy. Przypomnijmy, że do tej pory nasza lista wygląda następująco:
11) Arkadiusz Głowacki
10) Przemysław KaźmierczakPopularne
9) Michał Żewłakow
8) Semir Stilić
7) Paweł Golański
6) Kamil Grosicki
(szerzej tutaj: http://transfery.info/70221,top-11-powrotow-do-ekstraklasy-ostatniej-dekady-miejsca-6-11).
A oto czołowa piątka:
5) Marek Saganowski – 67 spotkań/23 gole po powrocie - wyjazd: z Legii Warszawa w 2005 / za granicą: Vitória Guimarães, Troyes, Southampton, Ålborg, Atrómitos / powrót: do ŁKS-u w 2011
Prezentacja Marka Saganowskiego w Legii Warszawa |fot. M. Kostrzewa / Legia Warszawa
Trudno w to uwierzyć, ale popularny „Sagan” pierwszą bramkę w polskiej Ekstraklasie zdobył w 1995 roku, czyli już właściwie kilka piłkarskich epok temu. Żeby uzmysłowić sobie jak to było już dawno wystarczy przypomnieć kilka wydarzeń z tamtego okresu – Tom Hanks odbiera Oscara za Forresta Gumpa, pierwszą kadencję jako prezydent Polski rozpoczyna Aleksander Kwaśniewski, a królem strzelców Ekstraklasy zostaje Marek Koniarek. Niesamowite.
Te 19 lat Saganowskiego w polskim futbolu to jednak nie był okres usłany różami od początku do końca (a może lepiej napisać: do teraz, bo przecież jeszcze nie zapowiada się na koniec kariery łodzianina). Jako nastolatek zapowiadał się fantastycznie, bo debiutancki sezon w ŁKS-ie to był jego prawdziwy popis (11 bramek), dzięki któremu zainteresowały się nim zachodnie kluby. „Sagan” jako siedemnastolatek wyjechał na cały sezon 1996/1997 – najpierw jesień w Feyenoordzie Rotterdam, a następnie wiosna w HSV Hamburg. Pierwsza „emigracja” nie wyszła za dobrze, bo młody napastnik nie mógł się przebić w wielkich klubach, co, jak sam przyznał, było jego winą, ponieważ wyjeżdżał z chęcią zarobienia dużych pieniędzy, a nie z pragnieniem zrobienia prawdziwiej kariery na zachodzie. Wrócił na wiosnę 1997 i z miejsca z powrotem rządził na polskich boiskach, bił się o koronę króla strzelców, a ŁKS o mistrzostwo. Niestety, pod koniec rozgrywek zdarzył się wypadek motocyklowy, po którym długo nie mógł się pozbierać. Właściwie dopiero w Legii w sezonie 2002/2003 wróciła jego skuteczność, kiedy to zaczął na niego stawiać Dragomir Okuka, a później jeszcze odważniej Dariusz Kubicki. Saganowski odpłacił się za zaufanie najlepiej jak mógł, bo stworzył z Piotrem Włodarczykiem jeden najskuteczniejszych duetów ligowych w XXI wieku, co zaowocowało w końcu transferem za granicę, do Vitórii Guimarães.
Drugi wyjazd był dla napastnika dużo bardziej udany, bo miewał świetne momenty: sezon w Portugalii, początek przygody z Southampton, gdzie grał z Grzegorzem Rasiakiem, czy w Ålborgu, w barwach którego strzelił nawet gola w Lidze Mistrzów. A dodatkowo w tym samym czasie Leo Beenhakker regularnie powoływał go do kadry i zabrał na EURO 2008. Całkiem udany okres.
W końcu, po epizodzie w Grecji, w 2011 roku w wieku 32 lat postanowił wrócić do rodzimego ŁKS-u. Mogło się wydawać, że powoli będzie żegnał się z poważną piłką, bo „Rycerze Wiosny” nie spisali się w lidze zbyt dobrze i pożegnali się z Ekstraklasą, a „Sagan” musiał szukać nowego klubu. I w tym momencie nastąpił jeden z najbardziej niespodziewanych ruchów transferowych, z jakimi mieliśmy do czynienia w ostatnich latach, bo kto spodziewał się, że w bardzo mocnej Legii znajdzie się jeszcze miejsce dla weterana?
Znalazło się jednak bez problemu, bo napastnik prezentował niesamowitą skuteczność, dzięki której powrócił nawet do reprezentacji Polski prowadzonej przez Waldemara Fornalika, i która walnie przyczyniła się do zdobycia Pucharu Polski i mistrzostwa Polski przez Legię. W trakcie rozgrywek pojawiły się niestety pewne problemy z sercem, które w końcu okazały się niegroźne, ale kolejny raz przerwały jego karierę na jakiś czas. „Sagan” to jednak wojownik – wrócił, zrobił swoje, a kibice „Wojskowych” wybrali go piłkarzem sezonu.
Niecały rok później zdarzyło się jednak coś, co już mogło okazać się ostatecznie wydarzeniem kończącym jego karierę – zerwanie więzadeł krzyżowych. Czy to go w końcu złamało? Nic z tych rzeczy, bo znowu wrócił, znowu zdobył mistrzostwo kraju, a w tym sezonie dalej regularnie z jego usług korzysta Henning Berg.
Powitanie przez kibiców Legii wracającego po kontuzji Marka Saganowskiego
Życiorys Saganowskiego to, jak to się często mówi, gotowy scenariusz filmowy, ale akurat w tym wypadku nie ma w tym cienia przesady. Rzadko spotyka się tak „niezatapialnych” zawodników – wielki szacunek.
4) Aleksandar Vuković – 91/7 + 76/7 – wyjazd: z Legii Warszawa w 2004 / za granicą: Ergotélis / powrót: do Legii Warszawa w 2005 / wyjazd: z Legii Warszawa w 2008 / za granicą: Iraklís / powrót: do Korony Kielce w 2009
Aleksandar Vuković to ważna postać zarówno dla Legii, jak i dla Korony | fot. M. Kostrzewa / Legia Warszawa
„Vuko” aż dwukrotnie wyjeżdżał z Polski, by później do nas wrócić, a oba te wyjazdy dodatkowo są do siebie bliźniaczo podobne – pół roku w Grecji, tam właściwie brak gry i lot powrotny do Polski. Nie wiem, czemu Serbowi nie powiodło się w państwe ze skraju Półwyspu Bałkańskiego, ale zawsze gdy wracał do Ekstraklasy, to prezentował się z bardzo korzystnej strony. Nieustępliwy środkowy pomocnik, ale jednocześnie nie brutalny, który potrafił kreatywnie wyprowadzić piłkę do ataku, dobry technicznie, z umiejętnością uderzenia z dystansu. Bardzo przydatny dla swoich ekip, ponieważ dający z siebie zawsze 100% możliwości, co rzadko kiedy bywa regułą w naszej Ekstraklasie.
Pojawił się w Polsce w 2001 roku wraz ze Stanko Svitlicą za kadencji Dragomira Okuki. Początki nie były łatwe, ale z biegiem czasu stał się jednym z kluczowych ogniw ówczesnej Legii, która sięgnęła w 2002 roku po mistrzostwo Polski. Po powrocie w 2006 roku historia się powtórzyła, bo znowu sięgnął z Legionistami po „majstra”, a w 2008 po Puchar Polski. W międzyczasie został również kapitanem drużyny z Warszawy, co zupełnie nie dziwiło, bo był ulubieńcem trybun i uosobieniem oddania dla barw klubowych, dlatego był idealnym kandydatem na tę funkcję. W grudniu 2008 roku postanowił spróbować swoich sił jeszcze raz w Grecji, ale nic z tego nie wyszło – cztery mecze w Iraklísie to nie był zadowalający wynik.
Transfer do Korony był małą niespodzianką w 2009 roku, ale jakże miłą dla fanów „Złocisto-Krwistych”, bo posiadanie w środku pola zawodnika o klasie „Vuko” to jednak niebagatelne wzmocnienie. Przez pełne trzy sezony doświadczony defensywny pomocnik kierował drużyną z Kielc, pomagając im osiągnąć całkiem udane wyniki w tabeli na koniec sezonu (5. miejsce w sezonie 2009/2010 i 6. miejsce w sezonie 2011/2012). Trzeba podkreślić, że jego postać była bardzo cenna w słynnej kieleckiej „bandzie świrów” trenowanej przez Leszka Ojrzyńskiego, bo ze swoim doświadczeniem, wrodzoną walecznością i kulturą gry mógł być przykładem do młodszych zawodników.
Doskonały rzut wolny w wykonaniu Vukovicia
Vuković od ponad roku nie gra już w piłkę, ale często można przeczytać w prasie lub usłyszeć w telewizji jego opinie na temat krajowej piłki, a szczególnie Legii. Również warto śledzić jego poczynania na Twitterze, gdzie regularnie zamieszcza wpisy. Opinie „Vuko” często trafiają w punkt i stanowią ważny głoś w dyskusji. W styczniu tego roku wrócił do Korony, ale już w innej roli – jako członek sztabu szkoleniowego.
3) Marcin Robak – 51/29 – wyjazd: z Widzewa w 2011 / za granicą: Konyaspor, Mersin Idmar Yurdu / powrót: do Piasta w 2013
Może trzecie miejsce dla tego napastnika być nieco kontrowersyjne, ale na mnie zrobił Robak spore wrażenie, rozgrywając ostatnio sezon życia i zdobywając w pełni zasłużoną koronę króla strzelców. Jego popisem był oczywiście mecz z Lechem Poznań, kiedy aż pięciokrotnie trafił do bramki Macieja Gostomskiego. Oprócz tego udało mu się również ustrzelić hat-tricka ze swoim byłym zespołem z Gliwic. Na pewno w śląskim klubie plują sobie w brodę, że tuż po rozpoczęciu zeszłorocznych rozgrywek oddali go za pół darmo, ponieważ szkoda było im pieniędzy na wyższy kontrakt dla napastnika, a postawili na całą plejadę niewypałów, m.in. emeryta Collinsa Johna czy skrajnie nieskutecznego Rabiolę. Być może nie spodziewali się, że może legniczanin aż tak wypalić?
Marcin Robak w barwach Pogoni został królem strzelców Ekstraklasy | fot. Wiola / Pogoń Szczecin
W Pogoni za to uwierzyli, że we współpracy z Akahoshim Robak może doprowadzić „Portowców” do grupy mistrzowskiej i tak w istocie się stało. Co prawda występy na koniec sezonu należy uznać za bardzo nieudane, ale przez pozostałe miesiące sezonu 31-letni snajper nie zwalniał tempa. Nie uszło to uwadze selekcjonera Adamy Nawałki, który kilka razy wypróbował go w reprezentacji. W lipcu Robak miał przejść do chińskiego Guizhou Renhe, ale nic z tego nie wyszło i nadal oglądamy go w Polsce. Być może po raz drugi stoczy walkę o koronę.
Pamiętajmy, że przed wyjazdem do Turcji nikt nie traktował tego napastnika, jako czołową postać ligi, ot zawodnika na góra 10 bramek w sezonie, szczególnie że sporo czasu spędził z Widzewem w pierwszej lidze. Nad Bosforem również nie było jakiegoś szczególnie regularnego strzelania w jego wykonaniu, więc tym większe brawa, że w wieku 30 lat doszedł do życiowej formy. Stał się postrachem obrońców w Ekstraklasie – mało który ma szanse z nim w walce fizycznej – i nadal w dużej mierze stanowi o sile Pogoni, szczególnie że odszedł z klubu do Rosji Takefumi Akahoshi.
2) Sebastian Mila – 179/31 – wyjazd: z Dyskobolii Groclin Grodzisk Wielkopolski w 2005 / za granicą: Austria Wiedeń, Vålerengena Oslo / powrót: do ŁKS-u w 2008
Sebastian Mila w barwach Śląska odniósł swoje największe sukcesy / fot. Krystyna Pączkowska / Śląsk Wrocław
6 listopada 2003 roku, mecz Groclinu z Manchesterem City na wyjeździe, 65. minuta - do rzutu wolnego podchodzi 21-letni Sebastian Mila i genialnym strzałem pokonuje Davida Seamana – wtedy mniej więcej rozpoczęła się spora popularność jasnowłosego pomocnika z Koszalina. Wielu ekspertów widziało w nim rozgrywającego reprezentacji na lata, a kibice emocjonowali się coraz to nowymi plotkami, gdzie za granicę może trafić utalentowany piłkarz, bo mówiło się nawet o możliwości gry w Premier League czy Serie A.
Rzut wolny w wykonaniu Sebastiana Mili w meczu z Manchesterem City
Rzeczywistość, jak to często bywa w przypadku plotek transferowych, okazała się nieco bardziej prozaiczna i Mila w 2005 roku został wypożyczony na dwa i pół sezonu do Austrii Wiedeń. Tam zupełnie się pogubił, grał nieregularnie, aż ostatecznie z niego zrezygnowano i szukał szczęścia, z podobnym skutkiem co w Austrii, w norweskiej Vålerendze. Pomimo bardzo średnich występów w zagranicznych klubach, nie zapominał o nim ówczesny selekcjoner Paweł Janas, który wysyłał mu regularne powołania w latach 2004-2006 i wziął go na mundial 2006 do Niemiec.
W 2008 roku Mila wrócił do Polski – najpierw odbudował się w ŁKS-ie, a następnie został zawodnikiem dużo bogatszego Śląska Wrocław, w którym miał spędzić najlepsze lata swojej kariery. Właściwie z miejsca został liderem drużyny występującej wówczas przy ulicy Oporowskiej. Zaliczając w każdym sezonie kilka trafień, a co bardziej istotne, dwukrotnie zostając królem asyst Ekstraklasy. Trudno powiedzieć, czy w ogóle Śląsk bez wydatnego wpływu Mili zaliczyłby najlepszy okres w swojej historii – komplet medali mistrzostw Polski, finał Pucharu Polski, Superpuchar Polski, Puchar Ekstraklasy, kilka niezłych meczów w pucharach europejskich – zestaw całkiem pokaźny, szczególnie że podobne wyniki notowali ostatni raz grubo ponad 30 lat temu. Milę można określić jako zdecydowanie najważniejszą postać w ostatnich sezonach we wrocławskiej drużynie.
Ostatnio trener Tadeusz Pawłowski zarzucił mu sporą nadwagę i odebrał opaskę kapitańską, co zrobił w tym wypadku Mila? Nie obraził się, lecz przyznał do błędu i zrzucił zbędne kilogramy, co pozwoliło mu z powrotem stać się liderem Śląska w trwającym sezonie, który bardzo był potrzebny, biorąc pod uwagę nieobecność w składzie z powodu kontuzji Marco Paixao.
Ostatnio Mila dostał dość niespodziewane powołanie od Adama Nawałki do kadry Polski, być może popularny „Roger” odegra jakąś rolę w trwających eliminacjach do EURO 2016, kto wie.
Mila zagrał do tej pory w barwach reprezentacji Polski 30 razy i strzelił sześć goli | fot. PZPN
1) Tomasz Frankowski – 120/52 – wyjazd: z Wisły Kraków w 2006 / za granicą: Elche, Wolverhampton, Tenerife, Chicago Fire / powrót: do Jagielloni Białystok w 2009
„Franek” strzelił aż 168 goli w Ekstraklasie | fot. Jagiellonia Białystok
Może nieco zaskakiwać pierwsze miejsce filigranowego snajpera, ale dla mnie osobiście, to co zrobił „Franek” to wielkie osiągnięcie. Wrócić do polskiej Ekstraklasy w wieku blisko 35 lat i grać na takim samym, wysokim poziomie, jak 10 lat wcześniej, gdy zdobywał swoje pierwsze mistrzostwo z Wisłą i pierwszą koronę króla strzelców – niebywała historia. Tomasz Frankowski nigdy nie rzucał się w oczy, bo w tej Wiśle z najlepszego okresu zawsze więcej mówiło się o Macieju Żurawskim, Mirosławie Szymkowiaku czy Kamilu Kosowskim (inna sprawa, że w czasie słynnej kampanii „Białej Gwiazdy” w Pucharze UEFA w sezonie 2002/2003 „Franek” akurat leczył kontuzję), ale swoją pracę wykonywał zawsze bez zarzutu. Jego głównym zadaniem było zdobywanie bramek, więc białostocczanin wziął sobie to do serca i zajmował się tym w najlepszym możliwym stylu. Trudno określić go jako bardzo efektownego gracza (chociaż dla mnie jego słynne podcinki nad leżącym bramkarzem, które raz za razem wykonywał z zimną krwią, są jak najbardziej efektowne), ale był do bólu efektywny. Cztery korony króla strzelców, 168 bramek ligowych (3. miejsce na liście wszech czasów), pięć mistrzostw Polski, trzy puchary kraju – bilans, który budzi respekt.
Tomasz Frankowski to legenda Wisły Kraków | fot. Kazek K. / Wisła Kraków
Frankowski jest wychowankiem Jagielloni, ale nie rozegrał w niej zbyt wielu spotkań w Ekstraklasie w młodości, bo w wieku 19 lat rozpoczął wędrówkę po klubach francuskich z niższych lig i zaliczył epizod w japońskiej Nagoyi Grampus Eight, którą trenował wtedy… Arsène Wenger. Słynny Francuz po latach wspominał nawet „Franka” w jednym z wywiadów w bardzo miłych słowach: - Cudowny piłkarz, ze wspaniałym instynktem do strzelania goli. Miał to, co lubię u graczy.
Takie słowa z ust legendarnego już szkoleniowca, to znak, że gdyby Frankowski był nieco szybszy i silniejszy fizycznie, to pewnie zrobiłby karierę również za granicą. Po fenomenalnych siedmiu sezonach w Wiśle Kraków spróbował w końcu po raz drugi swoich sił w innych krajach. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że miał on już wtedy 32 lata, co prawda sezon poprzedzający wyjazd miał fantastyczny, ale trudno było spodziewać się, że podbije Hiszpanię. Pierwsze pół roku w Elche było względnie udane, ale późniejszy wyjazd do Anglii już zupełna klapa, podobnie jak epizody na Teneryfie i w MLS. Ostatecznie zimą 2009 roku wrócił do macierzystego klubu z Białegostoku.
Wrócił i robił, co do niego należało, zdobywał bramki seriami i osiągajął z „Jagą” najlepsze wyniki w jej historii: 4. miejsce w Ekstraklasie oraz Puchar Polski. Stworzył świetny duet z Kamilem Grosickim (na szóstym miejscu w rankingu), który również wracał z średnio udanych zagranicznych wojaży. A wydawało się, że „Franek” wraca na góra rok, żeby pożegnać się z kibicami w Białymstoku – nic bardziej mylnego - zaliczył świetne cztery i pół sezonu w Polsce. A wisienką na torcie pozostanie czwarty tytuł króla strzelców i awans do czołowej trójki klasyfikacji wszech czasów snajperów w Ekstraklasie.
Nie było w ostatniej dekadzie zawodnika, który z taką regularnością zdobywałby gole w polskiej lidze, i który właściwie nigdy by nie zawodził, bo ciężko przypomnieć sobie chwile, gdy ktoś „Frankowi” zarzucał brak skuteczności. Być może, gdyby trochę wcześniej wyjechał z Polski, to za granicą zrobiłby większą karierę, ale trudno to w tej chwili oceniać. Za to można bezpiecznie uznać, że Frankowski to symbol polskiej Ekstraklasy ostatnich 15 lat. Pozostaje mały niedosyt, że żaden selekcjoner nie wykorzystał go w pełni w reprezentacji, co prawda Paweł Janas zaufał mu w eliminacjach na mundial 2006, a ten odpłacił mu się kapitalną grą, ale już na same mistrzostwa powołania nie dostał, co było wówczas sporą niespodzianką.
Jestem pewien, że podobnego typu i klasy napastnika polska Ekstraklasa szybko się nie doczeka.
Wszystkie gole “Franka” w reprezentacji Polski