Zdobądź teren i go utrzymaj: Lechici zdominowali „Nafciarzy”

2016-10-29 22:46:15; Aktualizacja: 8 lat temu
Zdobądź teren i go utrzymaj: Lechici zdominowali „Nafciarzy” Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

Trochę płynności, lepsza komunikacja i zdecydowanie więcej dokładności. Poznaniacy po raz kolejni wyszli w innym składzie i… tym razem pokazali klasę.

Para buch, kotły w ruch

Trener Bjelica namieszał. Zresztą, nie po raz pierwszy. Szkoleniowiec poznańskiego Lecha po raz kolejny wystawił inny atak, ale w przeciwieństwie do meczu poprzedniego i jeszcze wcześniejszego, tym razem był to skład jak najbardziej trafiony. No, przynajmniej w pierwszej części meczu z Wisłą Płock. Lechici wychodzili wysoko do odbioru, ale to, co najbardziej rzucało się w oczy działo się z przodu: tam dochodziło do potężnej wymienności pozycji.

Jevtić cofał się, żeby wesprzeć obronę, Majewski był swoistym łącznikiem formacji odbierając futbolówkę od Tetteha i szybko przekazując ją w wyższe sektory boiska, a Kędziora częściej przebywał w ataku niż w obronie. Chłopaki Bjelicy z łatwością utrzymywali piłkę przy nodze i bardzo zgrabnie przenosili się w pole karne przeciwnika. Wynikało to z bardzo ciasnego ustawienia zawodników.

Poznaniacy za każdym razem mieli bardzo dużo możliwości rozegrania.

Zresztą, sama akcja bramkowa pokazała, jak „Kolejorz” grał przeciwko Wiśle. Zaczęło się od świetnego podania Jevticia do Majewskiego, który posłał piłkę między Sylwestrzakiem i Rogalskim, a następnie pomocnik poznaniaków wysunął futbolówkę do Kownackiego. 

Świetna komunikacja i płynność: to wyróżniało Lecha w pierwszej połowie.

Nie tylko chodziło o bliskie ustawienie zawodników, umożliwiające szybką grę na jeden kontakt, ale przede wszystkim o ruchliwość w obrębie formacji. W końcu (!), po raz pierwszy od dawna, na grę podopiecznych Bjelicy patrzyło się z przyjemnością. Nie dlatego, że seryjnie strzelali. Nie. Ich każdy ruch do piłki, wszystkie podania (nawet te niekoniecznie dokładne) były naznaczone lekkością. I to wybijało się na pierwszy plan. Poznaniacy potrafili sobie poradzić nawet pod presją – wówczas brali rywala na plecy i jak najszybciej odgrywali do lepiej ustawionego kolegi.

Co najciekawsze, „Nafciarze” w pierwszej połowie wcale nie grali źle. Mieli swoje sytuacje – chociażby ofensywne wyjścia Kante, długie piłki do przodu, kilka rzutów rożnych, które z łatwością wywalczali. Dobrze ustawiali się w defensywie. Większość strzałów lechitów ginęła na szczelnym murze złożonym z obrońców Wisły Płock. Ba, żeby tego było mało, poznaniacy popełniali błędy. A to zamachnął się Arajuuri, a to tylko przytomna interwencja ocaliła Lecha przed stratą gola.

Akcja-reakcja, piłka-ziemia

Dominacja. Tym jednym słowem można podsumować drugą część meczu w wykonaniu poznańskiego Lecha. Podopieczni Bjelicy grali koncertowo: długo utrzymywali się przy piłce, zdobywali teren i wykorzystywali całą szerokość boiska do swoich działań w ataku pozycyjnym. Przynosiło to wymierne korzyści. Fakt, że lechici nie strzelali jak na zawołanie, nie oznaczał, że źle się patrzyło na ich grę. A wręcz przeciwnie, „Kolejorz” cieszył oko płynnością i zorganizowaniem na placu boju.

W drugiej połowie dało się dostrzec znacznie bardziej aktywnego Kadara. Na początku owszem, decydował się na ofensywne wyprawy, ale z czasem jego szarże nabrały tempa.

Boczny obrońca poznaniaków rozegrał bardzo dobre zawody. Wychodził na obieg Jevticiowi lub ewentualnie schodził do środka i pomagał w rozprowadzaniu piłki. Zresztą, cała formacja defensywna Lecha robiła wrażenie. Nawet w momencie, gdy Arajuuri popełnił błąd, podążał za nim Bednarek. I analogicznie w drugą stronę. Co z tego, że Tettehowi zdarzyło się parę kiksów, jak miał wsparcie. Właśnie. Wsparcie. Kolejne „słowo-klucz” niezbędne do opisu gry poznaniaków w starciu z „Nafciarzami”.

W tym czasie Wisła Płock praktycznie nie istniała. Przebudziła się gdzieś około 75. minuty, gdzie poznaniacy weszli w fazę „rozpaczliwa końcówka”. Swoją szansę na gola wyrównującego miał Krivets po tym, jak świetną wrzutką z narożnika boiska popisał się Furman. I gdy wydawało się, że Lech po raz kolejny podniesie ciśnienie swoim kibicom… Trałka nie okazał się być zwiastunem najgorszego. Doświadczony pomocnik „Kolejorza” tak przycwaniakował w polu karnym w 87. minucie, tak poszarpał się z Drozdowiczem, że ostatecznie runął na ziemie jak rażony prądem (przypominało to popularne „trałkowanie”) i sędzia wskazał „na wapno”. Rzut karny na bramkę sprawnie zamienił Marcin Robak.

Gra poznaniaków mogła się podobać. Po raz pierwszy od dawna udało im się dominować i wykorzystać swoje atuty. Fakt, brakuje dokładności, czasem pojawiają się niewielkie przerwy w dostawie prądu, ale w końcu zaczyna to jakoś wyglądać. Nie „byle-jak”. Po prostu, coraz lepiej.

LECH POZNAŃ – WISŁA PŁOCK 2:0 (1:0)
BRAMKI:
Dawid Kownacki (9' k.), Marcin Robak (88' k.)

Lech Poznań: Putnocky [4] – Kędziora [4,5], Bednarek [4], Arajuuri [3,5], Kadar [4] – Tetteh [3,5] ​(80' Trałka), Majewski [5] – Makuszewski [2,5], Jevtić [4,5] (86' Pawłowski), Gajos [4] –Kownacki [4] ​(70' Robak [3,5]​).

Wisła Płock: Kiełpin [3] – Stępiński [2], Szymiński [2], Bożić [2,5], Sylwestrzak [1,5] – Rogalski [2] ​(82' Drozdowicz), Furman [3] – Wlazło [2] (46' Kun [2]​), Iliev [2] ​(62' Krivets [3]), Merebaszwili [1,5] – Kante [2].

Sędzia: Krzysztof Jakubik [3]
Widzowie:
9591

Żółte kartki: Drozdowicz
Czerwone kartki:
Drozdowicz (za drugą żółtą).

Plus meczu Transfery.info:  Radosław Majewski (Lech Poznań)