Kibic: Polscy dziennikarze jak piłkarze
2013-09-07 18:23:18; Aktualizacja: 11 lat temu Fot. Transfery.info
Mecz z Czarnogórą. Znowu nie wyszło. Eliminacje. Znowu nie wyszło. Media huczą: katastrofa, skandal, piłkarze się skompromitowali. Ale przy tym meczu nie tylko nasi reprezentanci dali plamy.
Przyznaję się bez bicia – jestem kibicem od dawna. Od wielu lat śledzę nie tylko wszelkie rozgrywki, ale również środowisko piłkarskich mediów, zwłaszcza w Polsce. I robi mi się słabo na widok kolejnych tekstów dziennikarzy, którzy na czyichś niepowodzeniach chcą się wypromować i wsławić w pamięć czytelników kolejnym uszczypliwym tekstem, który powstaje kilkanaście lub kilkadziesiąt godzin po tym, jak ci sami opiniotwórczy panowie grzmieli, że teraz jest ten moment i znowu pompowali balonik. W wypadku meczu z Czarnogórą takich sytuacji było bez liku.
Najpierw jednak bardzo interesująca rzecz. Dwa dni przed spotkaniem w sieci, ale i w czołowym czasopiśmie sportowym w Polsce, pojawił się ciekawy artykuł, który miał być polemiką między Mateuszem Borkiem i Dariuszem Szpakowskim na temat naszej kadry. Panowie zestawiali zawodników obecnej kadry z ekipą Jerzego Engela, która grała na mundialu w Korei i Japonii (a dlaczego, u licha ciężkiego, nie z ekipą Pawła Janasa z mundialu w Niemczech?). Panowie nieoczekiwanie byli bardzo zgodni ze sobą, że ekipa Engela była dużo mocniejsza niż tamtejsza kadra za wyjątkiem Piszczka, Błaszyczkowskiego i Lewandowskiego oraz, opcjonalnie, bramkarza, choć tutaj postawili remis. Reszta pozycji lepiej była obsadzona w ekipie Jerzego Engela. I tutaj, jako kibic mam pewne refleksje. Doskonale pamiętam nie tak dawne czasy, kiedy nasze mądre, eksperckie głowy narzekały, że obronę to mamy super, ale co nam z tego, jeśli goli nie strzelamy. Lekiem na całe zło okazał się wtedy Emmanuel Olisadebe. Ale powróćmy jeszcze do tej obrony, bo to ona jest obecnie chyba naszym największym bólem głowy. Między rokiem 1998 a 2006 nigdy nie mieliśmy problemu z obsadą lewej flanki. Koźmiński, Siadaczka, Żewłakow, Stolarczyk, Kiełbowicz, Dudka, Gancarczyk, Rząsa – osiem nazwisk (plus kilku epizodycznych kadrowiczów lub piłkarzy testowanych na tej pozycji) grających lub ocierających się o lewą stronę. Nie twierdzę, że każdy z nich był piłkarskim gigantem, bo nie oszukujmy się, żaden z nich ani nie był super zwrotny ani nie błyszczał w ofensywie, ale było kim obsadzić miejsce na boisku. To samo dotyczyło lewej pomocy: Świerczewski (dopiero Engel zrobił z niego środkowego pomocnika), Czereszewski, Adamczuk i w końcu Krzynówek, Kosowski (grający z musu często na prawej stronie). A od zakończenia niemieckiego mundialu nasza lewa strona… kuleje. Dochodziło do tego, że Leo Beenhaker musiał próbować na EURO 2008 Pawła Golańskiego na lewej obronie, bo nie było nikogo innego. Dziwne? Czyżby nie było dobrych zawodników na lewej stronie? Więc dajmy spokój Kubie Wawrzyniakowi, bo to chłopak ambitny i waleczny. Zróbmy coś z tym, żeby znowu było 4-5 zawodników, którzy mogą na tej pozycji zagrać. Bo na lewej obronie w naszej lidze gra wielu obcokrajowców a nawet przyzwoitych polskich grajków na tej pozycji nie widać. Setnie bawią mnie też wspominki mocnej prawej obrony. Dla zapominalskich – z musi grał na niej Tomasz Kłos, bo nie było lepszego. A potencjalnego dublera nie było. Dobrze, czasem na prawej flance grał Tomasz Hajto, który z całym szacunkiem dla niego, bo cenię go za piłkarskie dokonania, tuzem na tej stronie nie był. Tak naprawdę mocny był tylko środek obrony: Bąk, Wałdoch, Kłos (u Wójcika i Janasa), Zieliński,Hajto, z czasem Głowacki i Żewłakow. Ale teraz też mamy wielu środkowych obrońców. Jednak narzekanie, że są wolni i mało zwrotni…. Każdy, kto oglądał mecze kadry przynajmniej od 2000 roku, może stwierdzić, że żaden z nich nie był super zwrotny. Ale rzeczywiście może byli twardsi, mieli większą charyzmę. Trzeba jednak pamiętać, że w momencie, w którym zaczęli odgrywać ważne role w kadrze, byli średnio 3-4 lata starsi niż nasi obecni środkowi obrońcy. Poza Szukałą, ale kto widział go w meczach Steauy, wie, że to solidny zawodnik. Piłka się zmieniła, gra się inaczej niż piętnaście lat temu. Szybciej, innym systemem. Ciekawe, czy kadra Janasa (która nadal ma najlepszy bilans zwycięstw w XXI wieku) czy Engela dałaby dzisiaj radę. Śmiem wątpić.
Kolejna kwestia – trąbienie o tym, że Czarnogóra jest słaba itd., a my musimy wygrać, bo szanse, bo mamy dobrych piłkarzy. Panowie dziennikarze, fachowcy, eksperci! Pamiętacie Dejana Savićevicia? 19 lat temu Barcelona przed finałem Ligi Mistrzów z Milanem śmiała się z niego, że jak zobaczył elektryczność w Mediolanie, to płakał przez dwa tygodnie z radości. A potem Czarnogórzec kręcił nimi i ośmieszał. Zaliczył asystę, a na koniec piękny lobem ośmieszył Zubizaretę i zdobył jedną z najładniejszych bramek w historii LM. Przypominam to, bo Czarnogóra to ambitny i dobry w sportach naród. Piłkarze grają w dobrych klubach, a reprezentacja każdemu sprawia kłopot. To przedstawiciele typowego bałkańskiego futbolu – czasem są żałośni, popełniają katastrofalne błędy, ale wynik z reguły jest dla nich korzystny i zawsze są groźni. Radzę pooglądać mecze tej kadry od momentu jej powstania, a dopiero później zacząć pisać. I przestańmy ich deprecjonować. Zęby połamali sobie na nich Włosi, Anglicy, Francuzi i Argentyna. Znaczy Montenegro to ogórki, tak? Nie twierdzę, że to potęga, ale to ciekawa drużyna, która walczy z każdym jak równy z równym i jest od nas lepszą drużyną. I zasłużenie wygra naszą grupę.
Po meczu wiele osób żądało głowy trenera Fornalika. Komentarze pod artykułami o kadrze zaczęły zakrawać na ciężką depresję – w dzień meczu i przed na czołowych polskich stronach informacyjnych naliczyłem blisko 180 komentarzy wychwalających Leo Beenhakera, że jego kadra to to, tamto. A nikt nie pamięta, jak wywalili go działacze i kibice? Od tego momentu trwa kryzys, bo nie ma następców Krzynówka, Szymkowiaka, Żurawskiego i całej reszty. Bo zwyczajnie, nie ma w kim wybierać. Nowy trener nic nie zmieni, ale wielu dziennikarzy tego nie widzi. Ubawiło mnie zdanie jednego z nich (personalia pozwolę sobie zachować), że nasza piłka nie jest piękna jak Monica Belucci podpływająca drewnianą po szklankę wody mineralnej, a jest brudna, brzydka i pełna paradoksów. To wiemy i widzimy. Ale czy to oznacza, że trzeba zamydlać ludziom oczy? Widać przecież ewidentnie, że słabą grą kadry zasłania się prawdziwe problemy, które potem odbijają się na kadrze: słaby poziom ligi i myśli szkoleniowej oraz dużą (wciąż) ilość zagranicznego szrotu. Nie zwraca się też uwagi na to, że mamy bardzo niską średnią wieku. Najstarszy jest Artur Boruc i Łukasz Szukała – 32 i 29 lat. Dalej Kuba – 26 lat i cała grupa w wieku 22, 23 i 24 lat. To mało jak na kadrę. Do nich należy przyszłość, nie teraźniejszość. Zawsze po przegranych eliminacjach polski kibic wygłasza żądanie w tym stylu: wywalić tych szmatlokopów, dajcie młodych, niech się ograją i za dwa, cztery lata coś ugrają w Europie. Teraz młodych i co? Kibici i dziennikarz dalej niezadowoleni.
Nie bronię kadry. I tak jak Vucinić uważam, że nasi, metaforycznie, boją się petard. Wcześniejsze generacje może się nie bały, nie wiem. Ale na boisku indywidualne błędy się zdarzają, to fakt. U nas nawet często. Przegrali, cóż, zdarza się. Ale skupmy się na systemie, lidze, kształceniu, a nie na chwili obecnej tylko i wyłącznie. Kibicie mają być prawo rozczarowani, ale dziennikarze powinni być bardziej trzeźwo myślący. I powinni pamiętać indywidualne błędy i wiatraki, jakimi raczyli nas Zieliński, Żewłakow, Hajto czy inni. Szanuję tych piłkarzy, sam im kibicowałem. Ale od dziennikarza wymagam czegoś więcej, a nie tylko wychwalania znajomych i kolegów lub idoli z dzieciństwa. A do innych kibiców – dzięki za memy po meczach kadry. To zawsze rozbawia do łez;)
Kibic Reprezentacji