Syndrom Lewandowskiego zastąpi syndrom Warzychy?

2013-02-11 20:35:20; Aktualizacja: 11 lat temu
Syndrom Lewandowskiego zastąpi syndrom Warzychy? Fot. Transfery.info
Tomasz Gadaj
Tomasz Gadaj Źródło: Transfery.info

- Rzeczywiście, rywalizacja w ataku mogłaby być większa, mam nadzieję, że sytuacja kolegów w klubach wkrótce się poprawi. - powiedział Gazecie Wyborczej Robert Lewandowski. Od kilku ładnych meczów podobną nadzieję ma coraz więcej kibiców.

Niemal każdy z ostatnich selekcjoner miał swojego Lewandowskiego. Napastnika skutecznego w klubie, lecz  z różnych przyczyn nie potrafiącego regularnie trafiać do siatki w meczach kadry. Za Beenhakkera i Janasa był Maciej Żurawski. U Wójcika kopał się w czoło postrach bramkarzy nie najgorszej wówczas ligi austriackiej, Radosław Gilewicz. Sztandarowym przykładem, najbliższym zawodnikowi Borussii Dortmund, jest jednak Krzysztof Warzycha.

 

Kilkanaście lat temu, za drugiej kadencji Antoniego Piechniczka, a wcześniej Henryka Apsotela, „Gucio” zdawał się być piłkarzem, który może doprowadzić nasza  reprezentację do niezwykle oczekiwanego wtedy awansu na mundial lub mistrzostwa Europy. Pięciokrotny mistrz Grecji, trzykrotny król strzelców Alpha Ethiki. Łącznie 273 gole dla Panathinaikosu Ateny. Dziś ta nazwa nie wywołuje może wielkich emocji, lecz za czasów Warzychy „Koniczynki” potrafiły dojść do półfinału Ligi Mistrzów, co Borussi nie udało się od 16 lat. Bilans niedawnego trenera AS Fokikós Ámfissas zamknął się na 50 występach i zaledwie 9 golach. Bilans podobny, na ten moment, do dorobku Roberta Lewandowskiego.

 

Stwierdzić, że 25-latek w klubie i w kadrze to zupełnie inni piłkarze to nic nie stwierdzić. W ekipie z Dortmundu „Lewemu” stuknął właśnie piąty z rzędu mecz zakończony co najmniej jednym golem, natomiast w biało-czerwonych barwach ostatni raz celebrującego bramkę widzieliśmy go w czerwcu. Dodatkowo, w drużynie Jurgena Kloppa był piłkarz Lecha potrafi ukąsić w spotkaniach z rywalami pokroju Realu Madryt, Bayernu Monachium czy Manchesteru City. W przypadku reprezentacji, tylko jeden spośród 15 goli Lewandowski zdobył przeciwko oponentowi z najwyższej półki (Niemcy). Co prawda Norwegowie w momencie konfrontacji z naszymi orłami zajmowali 11. miejsce w rankingu FIFA, ale nikt o zdrowych zmysłach nie uplasowałby Skandynawów w czołowej 15-stce Europy, nie mówiąc już o całym świecie. Ostatni raz bowiem na dużej imprezie zagrali oni w 2000 roku. Kiedy Messi miał 13 lat, a na listach przebojów rządziła Britney Spears.

Lewandowski oczywiście w kadrze na próżno może szukać specjalistów pokroju Goetzego i Gundogana, co sam zresztą ostatnio przyznał. Nie ma jednak powodu do płaczu, bo i tak nasza kadra pod względem personalnym jest co najmniej solidna, z dobrymi zawodnikami Bundesligi, Ligue 1, czy ligi tureckiej w drugiej  linii. Naturalnie generują oni mniej sytuacji dla 25-latka niż liderzy Borussi, ale  sam napastnik też nie pozostaje bez winy. To nie Błaszczykowski nie wykorzystał patelni w meczu z Czechami. To nie Obraniak nie potrafił w sytuacji sam na sam pokonać drugoligowego irlandzkiego bramkarza. Ryba psuje się od głowy. Napad bez pomocy nie funkcjonuje. Działa to też w drugą stronę. Jakoś Dymitar Berbatov, grając w Bułgarii niemal przez całą karierę u boku ogórów, trochę goli nastrzelał w narodowych barwach. Ebi Smolarek nie miał również magików do pomocy, ale utorował nam drogę do Euro 2008.

 

Zawodnik Borussii póki co jest beneficjentem nieurodzaju, jaki dopadł polski futbol pod względem napastników.  Artur Sobiech nie trafił do siatki od listopada, Piech dopiero aklimatyzuje się w Turcji, natomiast Arkadiusz Milik na razie w Leverkusen przystosowuje się do profesjonalnego futbolu. Pewną nadzieję w serca kibiców wlał Łukasz Teodorczyk, lecz polonista musi swoją reprezentacyjną wartość udowodnić z rywalem poważniejszym niż trzecia kadra Rumunii, którą ograłoby większość amatorów regularnie spotykających się po pracy na hali, by piłkarsko odreagować codzienne stresy.

 

O szkodliwym braku poważnej konkurencji Lewandowski sam mówił na łamach dzisiejszej "Gazety Wyborczej”. Pewne miejsce w wyjściowej jedenastce zwiększa pewność siebie, ale też nie daje kopa, zawziętości, determinacji niezbędnej do gryzienia trawy podczas meczu w obawie o kolejny występ. Gdyby nie rywalizacja z Lucasem Barriosem podczas pierwszych sezonów w Dortmundzie, być może „Lewy” nigdy nie osiągnąłby obecnego poziomu. Widocznie snajper Borussi potrzebuje nad sobą bata, by grać na miarę swoich ogromnych możliwości. W kadrze Fornalika tego nie ma. Dla poprawy gry reprezentacji potrzebna jest więc eksplozja formy kogoś innego niż Lewandowski. Inaczej „Biało-Czerwoni” będą musieli chyba zacząć kopiować taktykę Barcelony. Czyli grę bez klasycznego snajpera z przodu. 

Więcej na ten temat: Polska Borussia Dortmund Bundesliga