Wszyscy koronowali Leśnodorskiego, ja ukoronuję Polonię. Na własną odpowiedzialność

2013-03-05 17:03:55; Aktualizacja: 11 lat temu
Wszyscy koronowali Leśnodorskiego, ja ukoronuję Polonię. Na własną odpowiedzialność Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

"Wyścig" o mistrzostwo Ekstraklasy - tak zresztą, jak w ubiegłym roku - przypomina bieg na orientację, w którym startuje ślepy, głuchy i kulawy.

Ślepy nie zobaczy mapy, głuchy nie usłyszy słowa "start!", a o tempie biegu kulawego można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że jest szybkie. Od dwóch tygodni jednak wszyscy oglądamy na stadionach i ekranach telewizorów tego typu pseudorywalizację. Nie o to, kto będzie najlepszy, a o to, kto po prostu... nie będzie najgorszy.

Przezabawna sytuacja (choć czy śmiech jest tutaj na miejscu, cytując Adama Godlewskiego: "nie róbmy sobie jaj z pogrzebu"). Legia jest podobno mocna jak nigdy, a przy okazji osłabiła lokalnego rywala. Bogusława Leśnodorskiego już nazwano Wielkim, a warszawski zespół koronowano. Lech - chyba też trochę zmotywowany na papierze wielkimi ruchami największych rywali - również postanowił nie próżnować i nie czekać do lata ze wzmocnieniami. Można też powiedzieć, że ostatecznie nienajgorzej wypadł też Śląsk, bo zamiana Jodłowca na Kokoszkę plus wypożyczenie Erica Mouloungui (o ile nie jest kontuzjowany, co sugerują choćby oblane testy medyczne w Servette Genewa) to transfery rownież dość obiecujące. A mimo to, o ile jesienią walkę o tytuł można jeszcze było nazwać w miarę poważną, o tyle wiosną mamy w Ekstraklasie cyrk na kółkach.
 
Wydaje się jednak, że w tym roku znacznie łatwiej wytypować, kto w dorocznym wyścigu szczurów zwycięży. Mogę się pomylić, pewnie tak będzie, ale mam przeczucie, że najlepiej w tej lidze odnajdzie się warszawska Polonia. Nikt przecież tak, jak obecni zawodnicy Piotra Stokowca nie rozumie znaczenia słowa "cyrk". 
 
Ale do rzeczy. Dawno już padł mit, że żeby ligę wygrywać, trzeba wydawać wielkie pieniądze. Drogie gwiazdki typu Nacho Novo czy Ismael Blanco pomogły Legii, czy jedynie obciążyły budżet? A Michael Lamey i towarzyszący mu szrot schyłku ery Maaskanta? Nie wspominając już o Polonii Wojciechowskiego - największej porażce inwestycyjnej w polskiej piłce w historii. Zresztą, bez wielkiej kasy można też zaistnieć w Europie, dla przykładu Viktoria Pilzno i BATE Borysów pokazały to już niejednokrotnie. 
 
Wydaje mi się, że przepisem na sukces jest coś zupełnie odwrotnego. Może nie w tak ekstremalnej wersji, jak Polonia Ireneusza Króla, ale małe pieniądze płacone zawodnikom mogłyby być receptą na sukces w naszej śmiesznej lidze. Sytuacja każdego piłkarza Polonii wygląda bowiem tak: na przyszłość widoki są marne i pieniędzy będzie pewnie mniej niż więcej. Jednak po dobrej rundzie w tych spartańskich warunkach najlepsi z pewnością bez trudu znajdą pracodawcę, a znany "gołodupiec" Król problemów z odejściem zapewne robił nie będzie. I o ile Legia, Śląsk czy Lech (nikt inny do tej walki już raczej nie dołączy, Górnik może odpaść z walki już po meczu z Lechem) walczą tylko o koronę i puchary, o tyle "Poloniści" biją się o pracę i o godne zarobki, które na koncie będą w terminie, a nie "kiedyś", "może", "niebawem".
 
Ale jakie szkody może mistrzostwo dla Polonii wyrządzić w głowach ludzi inwestujących w polską piłkę? Refleksję pozostawię Wam, drodzy czytelnicy, choć pewnie tego akurat łatwo się domyślicie. Bo o Ligę Mistrzów nie martwimy się wcale. BATE, Viktorii czy innemu Metalistowi nie zrobi różnicy, czy piątkę zaaplikują Polonii, Legii czy Lechowi...
Więcej na ten temat: Polonia Warszawa Felieton I liga