Kamil Wiktorski: Rumunia nauczyła mnie bycia elastycznym
2023-05-31 20:18:25; Aktualizacja: 1 rok temuGrający obecnie w Rumunii Kamil Wiktorski opowiedział nam o realiach tamtejszej piłki, sentymencie do Zawiszy i początkach w Rangersach.
Transfery.info: Widziałem, że ostatnio udzieliłeś wywiadu dla rumuńskich mediów
Kamil Wiktorski: Rzeczywiście, ale dziennikarz napisał coś nie tak, jak chciałem...
Chodzi pewnie o postrzeganie przez Ciebie tubylców?Popularne
Pytał mnie o kulturę i to, jak odbieram tych ludzi. Rozmawialiśmy bardziej o kraju, a nie na temat futbolu.
Ty chyba powiedziałeś, że Rumuni nie dotrzymują słowa? Tak przynajmniej to przetłumaczono…
On tak przetłumaczył, ale chodziło mi o coś zupełnie innego. Sytuacja jest taka, że na spełnienie obietnicy trzeba trochę zaczekać. Była rzeczywiście taka sprawa, ale ja się tym jakoś szczególnie nie przejmuję.
Ale miałeś pewnie coś konkretnego na myśli?
Zanim przyjechałem do Rumunii, to słyszałem trochę o tym kraju. Na przykład, że kiedy zamawiasz kawę, to musisz sobie na nią poczekać. Moje pierwsze zderzenie z tym krajem tylko to potwierdziło. Tu czasami nie tylko czekasz, ale musisz jeszcze przypomnieć, żeby cię obsłużono.
Tak jest w restauracjach, ale nie tylko. Pytasz o coś, to mówią, że w następnym tygodniu. Żeby jednak była jasność: to nie znaczy, że w za kilka dni będziesz miał to, co chciałeś. Jak się przypomnisz, to oni wtedy rozważą spełnienie tej obietnicy.
Musi być to irytujące…
Nie jest tajemnicą, że udziela się tu kultura bałkańska. Zresztą to ma chyba związek z krajami, które są dookoła. Tyczy się to przede wszystkim Rumunii, ale Bułgarzy również robią podobnie.
A zaskoczyło cię coś szczególnie po przyjeździe do Rumunii?
Jakoś bardzo, to nie. Zmiana na pewno jest odczuwalna w niektórych kwestiach, ale musisz mieć na to sposób. Ja znalazłem złoty środek: trzeba być elastyczny.
Masz na myśli regularne wypłaty?
Do tego na pewno byłem przyzwyczajony w Polsce, a tu nie zawsze wszystko jest na czas.
To musiałeś mieć w Polsce trochę szczęścia, bo dalej zdarzają się w niektórych klubach spore zaległości.
Racja, ja być może nie miałem z tym problemu. Może to się jakoś zmieniło po pandemii.
W Rumunii naprawdę wszyscy mają z tym problem?
Aż tak to nie, są kluby, które funkcjonują normalnie i maksymalnie miesiąc czekasz na swoje pieniądze. Nie mówię tu tylko o ekstraklasie, ale też pierwszej lidze. Mój klub na przykład jest na bieżąco i złego słowa o nim nie mogę powiedzieć. Wiem jednak, że zespoły niżej notowane nie płacą długimi miesiącami…
Być może bierze się to z kwestii prawnych. Na przykład Steaua nie może awansować na najwyższy szczebel, bo nie ma prywatnego inwestora. Za nimi stoi władza i wojsko.
Gdyby w Polsce wprowadzili takie zasady, to wiele klubów miałoby problem.
Rumuni inaczej do tego podchodzą. Pieniądze z podatków nie idą na piłkę w aż tak dużym stopniu. Większościowe pakiety udziałów muszą mieć prywatni inwestorzy, co zdecydowanie lepiej wygląda z punktu widzenia przeciętnego obywatela.
Brzmi całkiem zdrowo.
Jasne, ale takie podejście dla jednych jest plusem, a innych minusem. Taka Steaua wywalczy sobie awans na boisku, ale niewiele im z tego. My natomiast będąc niżej, gramy w barażach. Ludzie są zatem szczęśliwi, bo ich pieniądze nie idą na kontrakty piłkarzy.
Jeśli chodzi o finanse, to jest duża dysproporcja między Polską a Rumunią?
Wszystko jest na podobnym poziomie. Różnicę widać bardziej pod kątem organizacyjnym. Polska pod tym względem wyprzedza Rumunię. Mowa tu o boiskach treningowych, czy stadionach. W Polsce jest Europa, a tutaj jesteśmy daleko w tyle. To samo z płaceniem na czas, o którym wcześniej już wspominaliśmy.
Ostrzegano cię przed poślizgiem w wypłatach?
Gdy pytasz, to wielu odradza ten kierunek. Nie dostajesz pieniędzy przez dwa miesiące. Rumuni są do tego przyzwyczajeni, ale gdy przyjeżdżasz z zewnątrz, to dopiero odczuwasz na własnej skórze, jak to wygląda. Kluby w tym kraju borykają się z problemami i spadają z ligi.
Masz jakieś przykłady?
Rapid Bukareszt czy Otelul Galati. Kiedyś grały w europejskich pucharach.
Skąd się to bierze?
Myślę, że to chodzi o sposób zarządzania i przewartościowanie presji na sukce. Jak to ludzie z Bałkanów - awans chcą na już. Gorzej jak się nie uda. Wtedy są schody i trzeba jakoś ten budżet spiąć. Nie wiem do końca, jak to wygląda, ale mój były klub jest w trakcie reorganizacji. Tu sprawa wygląda tak, że jeśli masz problemy, to dostajesz czas na powrót do zdrowego finansowania bez konieczności usuwania klubu z mapy czy zaczynania z czwartej ligi. Na przykład tam był problem z tym, że wystąpił COVID, był niższy budżet, brakowało sponsorów. Tu jednak nie jest wszystko zero-jedynkowe, bo każdy przypadek jest inny.
Skąd u Ciebie wziął się pomysł na przeprowadzkę do Rumunii?
Miałem po sezonie trochę wolnego czasu i spływały do mnie różne oferty. W pewnym momencie ktoś zaproponował Rumunię, więc popytałem w różnych miejscach, by sprawdzić klub. Mam rodzinę, więc nie mogłem podejmować zbyt wielkiego ryzyka, ale jednocześnie szukałem nowych wyzwań. To zresztą wyszło mi na dobre, bo pierwszą ligę polską znałem dobrze, a tu mam zupełnie coś innego. Złapałem trochę świeżości w życiu. Inna kultura, inny język. Po prostu dodatkowy bodziec nie tylko w karierze, ale i w życiu.
Czyli poleciłbyś polskim piłkarzom w wieku 26/27 lat transfer do Rumunii?
Jeśli ktoś potrafi przymykać oko na ten ich bałkański styl bycia, to czemu nie. Nasze ligi mają pewne cechy wspólne. Stąd też młodzi gracze z potencjałem wyjeżdżają do Turcji czy Włoch. Poza tym w tutejszej ekstraklasie masz naprawdę dobrych zawodników. Musisz wiedzieć jednak, że jeśli już tu przyjedziesz, to trzeba wykazać się etyką pracy. Rumuni są bardziej rozluźnieni, a w obcokrajowcach widzą kogoś, kto ma być wzorem profesjonalizmu. Wiele zależy od potencjału, ale też etyki pracy.
Cudze chwalicie, swego nie znacie?
Do nich powoli zaczyna docierać europejski futbol. Trenerzy czy właściciele klubów są z reguły starszej daty. Do nas to dotarło prędzej. Wystarczy spojrzeć na pierwszą ligę, z którą miałem do czynienia. Ta technologia, ośrodki treningowe. Nie ma się co oszukiwać: tu jesteśmy dużo lepsi, jak wspominałem.
Czyli nie ma się co dziwić, że zawodnicy z Rumunii trafiają do Polski.
Na pewno interesująca jest dla nich otoczka Ekstraklasy. Po coś przecież to robisz. To wzbudza duży respekt. Na końcu jednak i tak liczy się wynik sportowy.
A ty czujesz się bardziej doceniony w Rumunii, niż w Polsce?
Nie chcę tego tak rozpatrywać. Kiedy byłem w Polsce, to grałem i dopiero w Podbeskidziu musiałem odejść chwilę przed awansem, bo nie pasowałem do koncepcji trenera.Trafiłem wtedy do Chojniczanki i również czułem się doceniany.
W Rumunii to wygląda trochę inaczej. Czuję się odpowiedzialny. Często się mówi, że ten zawodnik zagraniczny musi być dwa razy lepszy, niż swój, i ja to doskonale wiem. Muszę prezentować dobry poziom, ale doceniony się czuję. Ostatnio dostałem nawet opaskę kapitana i wiem, że trener we mnie wierzy.
A więc chyba jest lepiej?
Tam było tak, że walczyliśmy o utrzymanie do samego końca… Musiałem odbudować swoją dyspozycję po gorszym okresie. Przyszedłem do Rumunii i od razu wskoczyłem na niezły poziom sportowy.
Na pewno się dobrze odnalazłem w nowym miejscu. Najważniejsze jest dla mnie to, że gram regularnie. Jestem zadowolony z miejsca, w którym się znajduję. To samo tyczy się mojej rodziny. Niektórzy będą mówić, że liga jest słaba, ale ja widzę na własne oczy, że to nieprawda. Nie każdy zawodnik się tutaj sprawdzi. Ja mam już doświadczenie - nie tylko piłkarskie, ale i życiowe. Gramy o awans i to mnie cieszy. Raz się uda, raz zabraknie szczęścia, ale na razie nie miałem żadnych propozycji, które mogłyby konkurować z tą obecną. Raz się uda, raz zabraknie szczęścia, ale nie miałem lepszych ofert z Polski.
Wygląda to tak, jakbyś lubił wyzwania, bo Rumunia to nie jest naturalny wybór dla polskiego piłkarza
Ja od dziecka byłem nauczony, że nie boję się wyzwań: przeszkód czy wyjazdów. Tak było jako nastolatek, gdy trafiłem do Rangers. Później wróciłem do kraju, pojawił się problem medyczny, szukałem kraju od czwartej ligi. Wyzwanie za wyzwaniem rok po roku.
A jaka czeka Cię najbliższa przyszłość?
Kończy mi się kontrakt i zobaczymy, co przyniosą baraże. Jeśli się uda awansować do ekstraklasy, to otrzymam nowy kontrakt. Jeżeli nie, to czas pokaże. Jestem po wstępnych rozmowach w sprawie nowej umowy, ale czy to się uda, zobaczymy dopiero za jakiś czas.
A Ty masz w ogóle agenta?
Oficjalnie nie mam nikogo takiego, ale rozmawiam z paroma osobami - również bliskimi. Mowa o takich, którzy mi pomagali przejść do Rumunii. Zobaczymy, czy pokaże się coś ciekawego tego lata.
Skoro formalnie nikogo nie masz, to często otrzymujesz różne propozycji?
Wypisują do mnie różni agenci, ale ja cenię sobie zaufanych ludzi. Niektóre opcje są bardziej poważne, inne mniej.
Masz w głowie najbardziej abstrakcyjną propozycję?
Było coś swego czasu z takich kierunków, jak Arabia Saudyjska czy Indonezja.
A nie grałeś nigdy w Ekstraklasie…
Po powrocie ze Szkocji pojechałem z Ruchem Chorzów na obóz do Turcji, ale nie przeszedłem wtedy testów medycznych… Duży niefart, szukanie lekarza. Przeszedłem poprzez Dolcan Ząbki, Legionovię i Zagłębie Sosnowiec u trenera Jacka Magiery.
Co musiałaby zawierać oferta z Polski, żebyś wrócił?
Najpierw musi się coś pojawić. Jestem dorosłym facetem z rodziną i każdą opcję byśmy rozważyli, jeśli to będzie odpowiedni poziom sportowy, czy finansowy. Musiałby być to stabilny klub bez długów. Jeśli miałbym zmieniać, to zmiana musiałaby wyjść na lepsze.
A gdyby Zawisza Bydgoszcz wrócił na szczebel centralny?
Na pewno chciałbym tam zagrać, jako wychowanek i osoba z tego miasta. Trenowałem tam jako nastolatek i to z pierwszym zespołem. Jeszcze za Piotra Tworka i chętnie bym do nich trafił, ale nie wiem, czy to będzie teraz, czy za kilka lat.
Rozumiem, że z Zawiszą łączy cię szczególna więź?
Ja się tam urodziłem, stamtąd pochodzi moja rodzina, znam kibiców, działaczy. To klub z historią, który potrzebuje czasu, by się odbudować.
W podobnym momencie, jak jest Zawisza, trafiłeś do Rangers…
Tak, oni też wtedy byli w niskiej lidze. Dariusz Pasieka pozwolił na ten transfer. W wieku nastoletnim pojechałem do akademii, poprzez zespoły młodzieżowe i drużynę rezerw, trafiłem do pierwszego zespołu. Tam byłem pełnoprawnym graczem, ale nie udało mi się zadebiutować. Zabrakło cierpliwości i wróciłem do kraju, by budować swoją pozycję.
W Szkocji czułeś, że ten klub „pachnie historią”?
Zdecydowanie… Spadek niewiele zmienił poza tym, że odeszli zawodnicy. Zawsze była presja i walka o awans, najwyższe cele. Legendy budowały zespół i wszyscy wiedzieli, że prędzej czy później ta drużyna będzie wygrywać znowu mistrzostwa.
A jak to wygląda w szatni? Bo Polacy grali…
Znaczy to było tak, że tylko wymieniliśmy, na przykład z Pawłem Tomczykiem, ale to tylko parę słów. Na co dzień to jednak z obcokrajowcami mocniejsza grupka. Jeden z zawodników grał nawet z Hajdukiem Split w Lidze Mistrzów, tak samo jeden Albańczyk grał w eliminacjach do Ligi Europy. Są piłkarze z Ameryki Południowej. Oczywiście Rumuni trzymają się ze sobą, ale my mamy też swoich. Nie znaczy to jednak, że zespół jest podzielony.