Konrad Gołoś: Jest we mnie jeszcze trochę szaleństwa

2012-08-31 17:01:10; Aktualizacja: 12 lat temu
Konrad Gołoś: Jest we mnie jeszcze trochę szaleństwa Fot. Transfery.info
Źródło: Transfery.info

Mówiono o nim - wielki talent. Przyszłość polskiej piłki. Jego karierę zahamowały jednak ciągłe kontuzje i poważna choroba - borelioza. Teraz Konrad Gołoś staje na nogi, kopie rekreacyjnie w czwartej lidzie i zajmuje się menadżerką.

- Całkiem niedawno wrócił pan na boisko. Nie pojawiła się chwila zwątpienia w powrót?

- Kurcze, w ogóle po pierwsze nie nazwałbym tego powrotem, bo to nie jest żadne wznowienie kariery czy jakikolwiek powrót na poważnie do piłki. Jest to po prostu sytuacja, w której klub i trener zgodzili się na to, żebym raz w tygodniu trenował i grał ewentualnie w meczu, jeśli nie będzie to kolidowało z moimi obowiązkami. Poza tym traktuję to jako formę rozrywki czy nawet formę ładowania akumulatora, ponieważ daje mi to wiele radości, energii i tylko w ten sposób do tego podchodzę. Oczywiście traktuję to bardzo poważnie. Jak jestem na meczu to gram na 100 procent, ale zupełnie nie traktuję tego jako powrót na boisko. Powiedzmy jak kiedyś chodziłem nawet na dwie gierki w tygodniu, teraz chodzę na jedną i ewentualnie mecz.

- Czyli traktuje pan to jako przyjemne hobby a nie próbę odbudowania się?

- Tak, dokładnie. Na pewno nie jest to próba odbudowania się i tutaj, tak jak mówię, żadne względy nie miały dla mnie znaczenia, poza tym, że mogę grać w piłkę, rywalizować na jakimś tam poziomie, ewentualnie strzelać bramki, asystować, patrzyć na tabelę, w którym jesteśmy miejscu... Daje mi to po prostu przyjemność i w żaden sposób nie jest to mój powrót na boisko, bo nie zamierzam wracać. Traktuję to jako fajną przygodę, z bardzo fajnym trenerem i tyle.

- Gra w czwartej lidze to taka typowa steoretypowa kopanina?

- Powiem tak - na razie graliśmy trzy mecze i wszystkie wygraliśmy. W każdym meczu byliśmy lepszym zespołem i wydaje mi się, że byliśmy mądrzejsi na boisku. Graliśmy na przykład ostatni mecz z zespołem, który bardzo dobrze grał w piłkę i wyglądał bardzo dobrze piłkarsko. Nie jest to kopanina, walenie piły do przodu, aczkolwiek zdarza się, jednak poziom jest całkiem ok.

- Co czuje piłkarz, który w sile wieku podejmuje decyzję o zakończeniu kariery?

- No tak, ja tak naprawdę nigdy bym nie zakończył gry na w miarę poważnym poziomie, gdybym nie miał problemów ze zdrowiem i na pewno bym nie odpuścił. To nie jest do końca spowodowane tym, że chciałem zakończyć karierę. Po prostu w pewnym sensie musiałem ją zakończyć. Gdzieś tam nie byłem w stanie codziennie chodzić na treningi, nie mógłbym funkcjonować na takim poziomie profesjonalnym. Nie pozwoliłoby mi na to moje zdrowie, problemy z kolanem. Ta decyzja była jakoś tak podjęta z dnia na dzień, na pewno gdzieś tam myślałem o tym, że z moim zdrowiem było nie do końca ok. Myślę, że jest to dla każdego sportowca ciężka decyzja. Jak coś jest dla człowieka pasją, to ciężko to rzucić z dnia na dzień. Nie jest to łatwo przyjąć, ale trudno, takie jest życie.

- Kiedy tak naprawdę pojawiły się u pana jakieś pierwsze symptomy choroby?

- Jeśli chodzi o boreliozę to już mam to za sobą praktycznie. Nie mam teraz żadnych objawów i odpukać na razie jest wszystko ok. Ja już pamiętam, jak byłem w Polonii, gdzie to było już bardzo dawno temu, miałem podobne stany zmęczenia, jakby mnie grypa brała, już wtedy się to pojawiało. Natomiast nie było to na aż tak dużą skalę, no nie wiem. Być może to była borelioza, być może co innego. Później moje stany zmęczeniowe były coraz częstsze, aż w końcu się bardzo nasiliły.

- Czyli nie ma możliwości nawrotu choroby?

- Trudno mi powiedzieć, różnie mówią o tym ludzie. Z jednej strony da się to na chwilę zaleczyć, a z drugiej, że jak jest już spokój przez dłuższy czas to nie będzie problemów... Na razie ich nie mam, nie myślę, jakby o tej chorobie, o boreliozie. Czasami zdarza mi się komuś pomagać w tej sprawie, bo bardzo często ktoś do mnie dzwoni. Czy to znajomy, czy znajomy znajomego i wtedy staram się całe moje doświadczenie z tą chorobą i leczeniem przekazać tutaj komuś, kto jest na początku walki z nią i tak naprawdę nie wie co będzie i co się z tym robi. Ostatnio naprawdę często mi się to zdarza. Na przestrzeni ostatnich dwóch lat, myślę, że było takich osób z 15.

- Nie uważa pan, że paradoksalnie dzięki problemom zdrowotnym stał się pan bardziej odpornym psychicznie człowiekiem?

- Ja wiem... Na pewno każde jakieś tam negatywne doświadczenie w sporcie czy w życiu, sprawia, że człowiek gdzieś tam nabiera dystansu do pewnych rzeczy, problemów, jest silniejszy i potrafi znosić przeciwności losu. Na pewno dało mi to jakieś tam doświadczenie.

- Był jakiś trener, który nie potrafił odpowiednio zrozumieć pana sytuacji i nerwowo reagował na kolejne problemy zdrowotne?

- Nie, raczej nie. Nie było takich sytuacji.

- A jak pan wspomina współpracę z Maciejem Skorżą?

- Nie miałem problemów z trenerami. Ja byłem taką osobą, która po prostu robiła wszystko na sto procent. Jak było trzeba to biegałem, jak było trzeba stać, to stałem. Nigdy nie polemizowałem, nie zastanawiałem się nad swoją robotą, więc problemów nie miałem. Natomiast jeśli chodzi o Macieja Skorżę, to miałem do niego duży sentyment, bo w wielu sytuacjach, czy gdzieś tam po boreliozie czy operacji, dawał mi zawsze nadzieję, że jak będę w formie, to da mi zagrać. A wtedy nic więcej nie było mi trzeba, tylko właśnie tej nadziei. To mi wystarczyło do tego, aby gdzieś tam dalej się mobilizować.

- Ma pan jakieś sprecyzowane plany na przyszłość?

- Wtedy moje plany są związane z tym co teraz robię, czyli chciałbym, żeby chłopacy, którymi się opiekuję, rozwijali się, szli do przodu i żeby niektórzy z nich wyjechali do silnego klubu, bo mają ku temu potencjał. Chciałbym, żeby po prostu byli szczęśliwi i spełnili się jako piłkarze. To jest jakby cel dla mnie na najbliższe lata. Niektórzy chłopacy są bardzo młodzi, niektórzy starsi, ale dalej młodzi, dlatego na pewno w jakiś sposób będę ich kształtował. Chciałbym, żeby byli spełnieni jako piłkarze.

- Powiedział pan w jednym z wywiadów o swoim zamiłowaniu do dziennikarstwa. Ujrzymy kiedyś Konrada Gołosia po drugiej stronie?

- Wie pan co, ciężko, ciężko, bo teraz nie byłbym pewnie obiektywny jako dziennikarz. Poza tym znam wielu chłopaków, wielu z nich bardzo cenię. Nie wiem, czy potrafiłbym obiektywnie ich oceniać.

- Porozmawiajmy trochę o transferach klubowych. Jak oceniłby pan letnie okienko transferowe w wykonaniu polskich klubów?

- Na pewno wiadomo, że sytuacja jest ciężka teraz na rynku transferowym. Kluby raczej starają się oszczędzać, dlatego też jest wokół piłkarzy niezbyt dobra atmosfera i na pewno miało to też wpływ na okienko. Zespoły ograniczały się co do zawodników i dokonywały jakichś tam drobnych uzupełnień. Rzadko kiedy były to transfery gotówkowe, dlatego wyglądało to średnio.

- Swego czasu był pan uważany za jeden z największych talentów w polskiej lidze. Dziennikarze nie obciążyli pana zbyt wielką presją?

- Wie pan co, na pewno szedłem do ligi z trzecioligowego Radomiaka i gdzieś tam zaistniałem. Cóż mogę powiedzieć... Na pewno nie byłem na wszystko przygotowany. Potencjał piłkarski miałem, ale może gdzieś tam ta głowa, gdzie pan teraz tu mówi o presji, nie była w stanie wytrzymać. Jeśli chodzi o moje podejście to ono nigdy się nie zmieniło. Teraz też jak idę na czwartą ligę, to robię to na maksa i nie odpuszczam, bo to jest moja pasja i inaczej sobie nie wyobrażam podchodzić do tego. Wtedy na pewno ta presja gdzieś tam mnie przytłoczyła i nie potrafiłem wyjść na to boisko, i grać na luzie, spokojnie, na miarę swoich możliwości. Cóż, mogę mieć pretensje tylko do siebie, a nie do nikogo innego. Oczywiście ta moja kontuzja, to był też wynik tego, że jak w życiu udało mi się gdzieś tam wejść z tej trzeciej ligi, piąć coraz wyżej, kiedy to było moją pasją, to gdy mnie coś bolało i miałem szansę zagrać, nie byłem w stanie powiedzieć trenerowi, iż nie wystąpię. Mówiłem, że jestem gotowy i gdzieś tam sobie to swoje kolano zniszczyłem.

- Grając dla Wisły na pewno poznał pan dobrze Pawła Brożka. Właśnie podpisał kontrakt z Recreativo. To dobry ruch z jego strony czy transfer na siłę?

- Powiem tak - według mnie to jest bardzo dobry ruch. Paweł jest piłkarzem, który miał teraz cięższy okres i jakby nie grał zbyt dużo, natomiast jeśli wszystko się dobrze ułoży i zafunkcjonuje od samego początku, to Paweł może strzelać seryjnie bramki. To jest chłopak, który ma dobrą motorykę, umiejętność strzelania goli, potrafi pójść na prostopadłą piłkę, więc na pewno, jeśli będzie się czuł swobodnie, to do tych sytuacji będzie dochodził. Myślę, że jak będzie miał trochę szczęścia, to może być to bardzo dobry wyjazd.

- Sympatyzuje pan z jakimś europejskim klubem?

- Nie powiem tutaj pewnie nic nowego, bo pewnie większość lubi Barcelonę i ja też ją bardzo lubię.

- Dziś zamknięte zostanie okienko transferowe. Który klub i jakiego piłkarza wytypowałby pan na bohatera deadline'u?

- (Po dłuższej chwili...) Hmm, ciężko mi powiedzieć, Wydaje mi się, że Dżeko przejdzie do Arsenalu, czytałem o tym i wydaje mi się, że może to być bardzo możliwe.

- Zajmuje się pan teraz menadżerką. Mógłby pan wyróżnić jakichś młodych chłopaków, którymi się pan opiekuje?

 - Więc tak - jest kilku chłopaków, którzy mają bardzo duże możliwości, żeby grać w piłkę. Przede wszystkim motorycznie wyglądają bardzo dobrze, co daje im szansę, żeby szybko robić postęp. Gdybym miał tu wymieniać, to mógłbym tutaj wyróżnić sześciu chłopaków. Są to Michał Czekaj - według mnie troszkę niedoceniany, ale ma duże możliwości. Przede wszystkim ma też bardzo dobre podejście do piłki i szybko potrafi pewien stres zredukować. Ma dobrą motorykę, jak na stopera jest dobry technicznie, potrafi bardzo dobrze wprowadzić piłkę do gry. Kolejnym chłopakiem w Wiśle jest Michał Chrapek, który był na wypożyczeniu w Kolejarzu, teraz miał drobną kontuzję, wypadł na dziesięć dni, ale to jest też piłkarz, potrafiący grać na wysokim poziomie. Następnie wyróżniłbym Alana Urygę, jest bardzo dobry piłkarz w GKS-ie Katowice - Krzysiek Wołkowicz, rocznik 1994. Nie będę tu mówił o jego parametrach wydolnościowych i szybkościowych, które są na wysokim poziomie. Patryk Szymański, to jest chłopak z Legnicy, rocznik 1993 - naprawdę z ogromną mocą w nogach. Marcin Budziński, Damian Dąbrowski, to są też chłopacy, którzy mają możliwość grania na wysokim poziomie. Poza tym oni nie ograniczają się co do tego, co jest na treningu, ale też dbają o dietę, o odpowiednie przygotowanie. Są po prostu profesjonalistami. Cieszę się, że pewne rzeczy, które staram się im przekazać oni gdzieś tam biorą je do siebie, pracują nad sobą i myślę, że tylko taka jest droga, aby coś w życiu osiągnąć i nie ograniczać się tylko do treningu, ale żyć tą piłką.

- Wczoraj do Groningen został sprzedany Andraż Kirm. Otwiera to szansę przed młodymi zawodnikami Wisły?

- Myślę, że tak będzie. Ze względu na to, że sytuacja finansowa Wisły narzuca jakby takie działanie, ale też uważam, iż dzięki temu kilku chłopaków, którzy naprawdę są utalentowani, mogą wypłynąć i pokazać się z dobrej strony. Jest to dla nich szansa, którą muszą wykorzystać. Czasami taka szansa zdarza się raz, najwyżej dwa.

- Patryk Małecki jest obecnie na wypożyczeniu w Eskisehirsporze. Uważa pan, że jest skończony w Wiśle, czy jego powrót jest jak najbardziej realny?

- Powiem tak - myślę, że w Wiśle nigdy nie będzie skończony i skreślony. Zawsze będzie miał szansę na realny powrót. Natomiast na pewno na ten moment musi się skupić na grze Eskisehirsporze i myślę, że będzie dobrze.

- Podsumowując, Konrad Gołoś - człowiek ukształtowany życiowo?

- Ja wiem... Może po części, ale jeszcze jest we mnie sporo szaleństwa. (śmiech) Powiem tak - pewną drogą już sobie obrałem, czyli pracę z chłopakami, co sprawia mi dużo radości, ale cały czas mam gdzieś tam mnóstwo pomysłów. Na przykład ta gra w czwartej lidze... Jakby dało się, to grałby gdzieś tam równocześnie w oldboyach, ale z tego co wiem, to na razie muszę się skupić tylko na grze w czwartej lidze. Jeszcze od czasu do czasu jakieś pomysły mi się tam pojawiają.

Więcej na ten temat: Polska Wywiad Konrad Gołoś