Mariusz Misiura: Nikt w Płocku nie doszedł do topu. Ja chcę to zrobić [WYWIAD]

2024-07-13 12:54:12; Aktualizacja: 4 miesiące temu
Mariusz Misiura: Nikt w Płocku nie doszedł do topu. Ja chcę to zrobić [WYWIAD] Fot. Wisła Płock
Antoni Obrębski
Antoni Obrębski Źródło: Transfery.info

Przed sezonem 2024/2025 porozmawialiśmy z trenerem Mariuszem Misiurą. Nowy szkoleniowiec Wisły Płock opowiedział nam między innymi o marzeniach związanych z klubem czy o doświadczeniu z... Realu Madryt. Misiura ocenił też wzmocnienia Wisły Płock.

Mariusz Misiura sezon 2023/2024 miał bardzo dobry. Jako beniaminek utrzymał się całkiem bezpiecznie ze Zniczem Pruszków, który przez wielu był skazywany na pożarcie. Łącznie trzy lata spędzone w Pruszkowie trzeba rozpatrywać pozytywnie - tak też ocenił je rynek. Misiura miał oferty klubów z Ekstraklasy, podpisał nawet kontrakt z Wartą Poznań, który ostatecznie nie wszedł w życie ze względu na jej spadek.

Finalnie 43-latek został szkoleniowcem, mającej ambicję na awans do Ekstraklasy, Wisły Płock. Tam szczecinianin ma najpierw wrócić do elity, a później zapewnić ekipie z Mazowsza stabilizację na tym poziomie. To wszystko przy akompaniamencie ofensywnego futbolu. 

Z trenerem Misiurą rozmawialiśmy na wiele tematów - choćby o ambicjach Wisły Płock, nie tylko w sezonie 2024/2025, kontrakcie z Wartą Poznań, pracy w akademii Realu Madryt, czy o rozmowach z innymi klubami Ekstraklasy.

***

Antoni Obrębski, Transfery.info: Będzie Pan chciał w Wiśle narzucić swój futbol, czy trzeba dostosować sposób gry do zawodników?

Mariusz Misiura, Wisła Płock: Tak, jak mówiłem na konferencji, byłem wielokrotnie na tym pięknym, nowym stadionie w roli kibica i poczułem, jakie są oczekiwania kibiców. Kibice przychodzą na ten stadion i chcą widzieć ofensywnie grającą piłkę, chcą widzieć bramki, chcą widzieć szybkie ataki, więc uważam, że my musimy temu sprostać. A jak inaczej temu sprostać niż grając ofensywnie?! Oczywiście, na wszystko musi znaleźć się balans, nie możemy być szaleńcami, którzy tylko chcieliby atakować. Będziemy grać w systemie 3-5-2, z dwoma napastnikami. Będziemy chcieli odbierać piłkę wysoko, agresywnie pressować, próbować sił w szybkim ataku, ale i ataku pozycyjnym, więc chcemy, żeby nasza gra dała radość kibicom. Chciałbym doświadczyć tego stadionu, kiedy będzie pełny. 

Większość zawodników pasuje do takiej gry?

Napastników mamy już czterech - Łukasza Sekulskiego, Jespera Westermarka, Mateusza Lewandowskiego i młodego Oskara Tomczyka. Mamy spory potencjał ofensywny, Fabian Hiszpański, Dawid Kocyła jeszcze lubią grać bardzo ofensywnie, doszedł też Famulak z Olimpii Elbląg. Innych nie chcę na razie wymieniać, dopóki nie ustabilizujemy sobie kadry. Wierzę, że w tym zespole jest więcej zawodników z charakterystyką ofensywną niż defensywną.

Mówił Pan wcześniej o Andriasie Edmundssonie. Obserwował go Pan już w Zniczu?   

Chojniczanka walczyła o awans do pierwszej ligi. Śledziliśmy kilka zespołów, które się w II lidze wyróżniały. Pogoń Siedlce, Chojniczanka, Olimpia Grudziądz, Polonia Bytom czy Stal Stalowa Wola. Chcieliśmy zrozumieć jako sztab, dlaczego te zespoły osiągają dobre wyniki. Najczęściej byliśmy w Siedlcach czy Elblągu, żeby oglądać również bezpośrednie rywalizacje tych drużyn. Oglądając Chojniczankę, spodobał mi się taki rosły, mimo swojego wzrostu, dobrze skoordynowany stoper. Później oglądaliśmy eliminacje do Mistrzostw Europy, Wyspy Owcze były z nami w grupie, więc mogliśmy wszystko idealnie przeanalizować. Potrzebujemy zawodników o sprecyzowanej charakterystyce, bo chcemy grać wysoką linią obrony i agresywnie w pressingu. Z naszych rozmów wyszło, że Edmundsson jest jednym z tych, których chcemy u siebie. Tak samo, jeśli chodzi o Misiaka.

A jak Edmundsson czuje się z piłką przy nodze?  

Wiem, do czego zmierzasz. Jeżeli dzisiaj zawodnik z takim wzrostem i z taką koordynacją potrafiłby bardzo dobrze wyprowadzać piłkę, to byłby obserwowany przez kluby Premier League lub Bundesligi. Skoro jest dostępny na rynku polskim, to znaczy, że w niektórych miejscach ma jakieś deficyty, nad którymi może pracować. Moim zdaniem jest na tyle młody i ambitny, że może się jeszcze rozwinąć. Takie elementy jak wprowadzenie piłki pod presją przeciwnika czy zagranie między formacje jest czymś, nad czym musi pracować. Natomiast pamiętajmy, że obrońca musi głównie bronić, a on nam daje bardzo dużą pewność w obronie. Nie da się mieć wszystkiego, więc musimy pracować, aby go rozwinąć w działaniach z piłką.

Odnośnie do Dominika Kuna. Wiemy, że to zawodnik, który radził sobie dobrze na poziomie Ekstraklasy, ale jakby Pan miał powiedzieć, co ma Kun, co najbardziej przyda się Wiśle?

U nas nic nie jest dziełem przypadku. Mamy bardzo szczegółowo stworzone profile na każdą pozycję. Na pozycji ósemko-dziesiątki mamy dwie opcje. Pierwsza to jest drybler, czyli zawodnik, którego chcemy jeszcze pozyskać. Shuma Nagamatsu niestety już trafił do Korony, więc naszym celem jest Iban Salvador. Drugi profil to zawodnik o charakterystyce box to box.

I teraz tak. Czego ja od takiego zawodnika wymagam. W wymiarze taktycznym, w fazie atakowania – funkcjonowanie w strukturze, kreatywność, funkcjonowanie w półprzestrzeniach, rozpoznanie momentu przyspieszenia/uspokojenia gry, tworzenie przewagi w bocznym sektorze boiska, wypełnienie pola karnego w ataku, wcięcie za linię obrony. To są rzeczy, których ja potrzebuję. Rozpisuje to na trzech poziomach - słabe, średnie lub mocne. Za nie jest kolejno jeden, dwa i trzy punkty. Te cechy muszą być na bardzo wysokim poziomie.

Jeśli chodzi o bronienie, identyfikacja zawodnika do pressingu, definiowanie momentu wyskoku ze strefy, doskok i wyhamowanie, zawężenie pola do gry, zamknięcie przestrzeni i jeszcze kilka innych. Idąc dalej, atrybuty zawodnika, jeśli chodzi o podania: dokładność, krótkie, długie, między linie, podanie w przestrzeń, moment podania, podanie z pierwszej piłki, dokładne dośrodkowanie, pinokio pass. Dalej przyjęcie piłki i jeszcze masa rzeczy, nawet wymiar psychologiczny. Mam sprecyzowanych wiele zachowań.

Nanoszę teraz te parametry na taki mój profil-marzenie i wtedy widzę, jak zawodnik dopasowuje się do moich wymagań. Jak popatrzyliśmy sobie po innych zawodnikach, nanosiliśmy ich na tę skalę, to wyszło nam, że Kun jest najbardziej zbliżony do idealnego. To nie jest tak, że ja się budzę i mówię: aaa Kun. Patrzymy w Ekstraklasie, I lidze, II lidze, jak grają, na przykład, dziesiątki czy ósemko-dziesiątki. Mój sztab poświęca czas na oglądanie tego gracza w trzech-czterech meczach i nadaje mu odpowiednią charakterystykę. Te punkciki od jednego do trzech w danym elemencie nanosimy na siatkę i Kun był dla nas celem numer jeden.

Oczywiście są jakieś deficyty, ale już nie przesadzajmy. W niektórych momentach właściwie nawet przebija nasze oczekiwania.

Wspominał Pan na konferencji prasowej o bramkarzach. Trener bramkarzy dokonuje wyboru w tej kwestii?

Bardzo sobie szanuję słowa trenera i my codziennie rozmawiamy o naszych odczuciach, przygotowaniu do treningu, więc wymieniamy nasze spostrzeżenia. Przed meczami, kiedy będzie już blisko selekcji do składu, będę oczywiście słuchał tego, co mają do powiedzenia moi współpracownicy, ale końcową decyzję podejmuję ja.

Nie chciał Pan charakteryzować, który członek sztabu czym się zajmuje, ale ja o to zapytam. Jest wyznaczona konkretna osoba do stałych fragmentów gry?

Mamy to tak sprecyzowane, że mamy osoby odpowiedzialne za dany obszar, ale każdy jest w tym obszarze wykorzystywany. Na przykład za stałe fragmenty jest odpowiedzialny trener bramkarzy Mariusz Liberda razem z Danielem Kokosińskim. Oni trzymają nad tym pieczę, ale przy stałych fragmentach pracują wszyscy trenerzy. Dlaczego? Kiedyś ci trenerzy będą chcieli być pierwszymi trenerami, więc moim zadaniem jest ich przygotować. Jeżeli ja będę teraz szufladkował, że Daniel Kokosiński ma zajmować się tylko stałymi fragmentami, to automatycznie przez rok pracy u mnie nie zajmowałby się na przykład aspektami taktycznymi czy prowadzeniem treningu. Nie rozwinąłby się praktycznie w ogóle, a istnieją możliwości, aby się rozwinął. Dla przykładu to trener Kozakiewicz, który pracował ze mną w Zniczu Pruszków, teraz podpisał kontrakt w Koronie Kielce. Czas, który z nami spędził, pozwolił mu się rozwinąć na tyle, że w rozmowie z klubem Ekstraklasy się obronił.

Poruszył Pan na konferencji wątek, że drużyny z lepszym potencjałem mogą odnosić wyniki, bo na przykład grupa nie jest zżyta. Chce Pan stworzyć zgraną ekipę w Wiśle?

Ja ogólnie wierzę w mądrość. To są przecież dorośli ludzie, liczę, że można z nimi poważnie porozmawiać i z takiej rozmowy będą umieli wyciągać wnioski. Jeżeli będziemy coraz silniejsi jako grupa, to będziemy trudniejsi dla przeciwnika. Wierzę, że wszyscy czujemy złość spowodowaną tym, co się stało w poprzednim sezonie.

Chciałem zapytać o Ignace’a Abdelhamida. Scharakteryzowałby go Pan krótko?

Ofensywny pomocnik, warunki fizyczne może jeszcze nie są idealne. To zawodnik pod profil ósemko-dziesiątki. Teraz też dokładniej wytłumaczę, o co mi chodzi z tym profilem. Kiedy posiadamy piłkę, są dwie dziesiątki, kiedy nie mamy piłki, to stają się one ósemkami. To wszystko zależy od tego, czy mamy piłkę, czy nie. Wracając do Abdelhamida, to zawodnik, który zebrał fajne doświadczenie w Młodzieżowej Lidze Mistrzów. Na tle teoretycznie mocniejszych zespołów prezentował się dobrze. Ma polskie korzenie. Ba!, nawet z Płocka. W rodzinie pojawił się pomysł przeprowadzki do Polski, wtedy zaczęliśmy analizować jego mecze z Młodzieżowej Ligi Mistrzów. Zauważyliśmy w nim potencjał. Będzie trenował w pierwszej drużynie, a to czy będzie grał w niej, czy w drugim zespole, pokaże czas.

Mówi po polsku?

Można powiedzieć, że mówi. Można się z nim porozumieć prostymi zwrotami.

Jak chodzi o rezerwy, grają one na wyższym poziomie niż w Zniczu. Co Panu to daje?

Komfort miałem tam na tyle taki, że ośmiu czy dziewięciu zawodników mogło ze mną trenować, bo chodzili do Szkoły Mistrzostwa Sportu i lekcje WF-u były zrobione o tej samej godzinie, o której był trening pierwszej drużyny. Tutaj oczekiwania są takie, że my będziemy się bić w walce o awans do Ekstraklasy. Rezerwy awansowały, ale to wciąż jest przejście z IV ligi do III. Już w meczu finału Pucharu Polski na szczeblu wojewódzkim było już widać, że z doświadczonym przeciwnikiem było już trudniej. Nie możemy traktować teraz tej III ligi jako punktu odniesienia, bo my gramy w I lidze i to właśnie ten szczebel ma być punktem odniesienia. Oczywiście, że doceniamy zawodników, którzy wyróżniali się w IV lidze, ale my ich oceniamy pod kątem potencjalnej gry w I lidze. Jeżeli chcemy wysoko ustawionej obrony, potrzebujemy kogoś w środku obrony o dobrych parametrach motorycznych. Jeżeli ktoś takowych nie posiada, to ciężko, żeby zaistniał w takim systemie. Tak samo z innymi pozycjami. Wierzymy w te rezerwy, zawodnicy nam się w nich podobają, dwóch-trzech będzie z nami regularnie trenować, być może powiększymy tę grupę o jednego zawodnika, ale to trzeba robić z głową.

Jest Pan zwolennikiem zapraszania młodych piłkarzy często na treningi? Nawet takich, którzy niekoniecznie mają szansę debiutu.

To zależy, jak to wpłynie na zawodnika. Doświadczyłem takiej sytuacji, że zaprosiliśmy na trening bardzo młodych zawodników. Oni poczuli się po tym tak mocno, że zaczęli opuszczać lekcje. Mówili w szkole, że są już przy pierwszej drużynie, więc nie muszą chodzić do szkoły, albo że nie muszą odrabiać lekcji. Zależy to od ludzi. Jeżeli wiemy, że zawodnik jest na tyle świadomy i mądry, że nie zachłyśnie się treningiem w pierwszej drużynie to tak, ale jeżeli ktoś ma zejść przez to na złą drogę - to nie.

Nie wiem, jak często korzysta Pan z X-a, ale pojawiły się takie głosy po Pana zatrudnieniu, że Wisła już zaklepała sobie awans. Jest to budujące, czy może zaszkodzić?

Mam X-a i wchodzę na niego bardzo rzadko. Teraz z racji Mistrzostw Europy akurat korzystam z niego częściej - mam tam kilku trenerów, którzy robią bardzo ciekawe analizy. Czasami widzę te wpisy, które się pojawiają. W momencie, w którym podpisałem kontrakt z Wisłą Płock, dostałem też wiele miłych wiadomości. Szanuję zdanie kibiców, każdy może powiedzieć, co chce, ale to, czy ktoś napisze, że my awansujemy, albo że tego nie zrobimy, to nic to nie zmieni. My jako grupa jesteśmy bardzo ambitni, chcemy awansować, niezależenie od tego, kto i co napisał. Cieszę się, że jest grupa ludzi, która nas wspiera, jest to miłe, ale najważniejsze jest to, jak będziemy codziennie pracować. Jeżeli zachłyśniemy się pochwałami i spuścimy z tonu, to nie awansujemy.

Wprowadzanie ofensywnego stylu gry, który Pan chce zaimplementować, czasem nie wychodzi od razu. Nie boi się Pan, że możecie stracić na początku sezonu punkty, których potem zabraknie do awansu?

Patrząc na to, jak to wyglądało wcześniej w Płocku, dzisiaj nie boję się wdrażania ofensywnego stylu gry. Nawet jak to się będzie kończyć porażką, to nie będziemy z tego rezygnować. Należę do odważnych ludzi, wierzę w grupę zawodników, którą mam. To są bardzo mądrzy ludzie, bardzo dobrzy piłkarze.

Wisła też miała bardzo duży problem z defensywą. Bilans bramkowy na zero, 46 bramek straconych - więcej choćby od Znicza. Jak to naprawić? Rozwiązanie systemowe czy nowe nazwiska?

Jeżeli poprawimy się w ofensywie, będziemy skuteczniej operować piłkę, to przeciwnik będzie miał mniej czasu, żeby nam coś zrobić. Wierzę, że jedno z drugim jest połączone.

Wisła w swoich ostatnich latach w Ekstraklasie potrafiła osiągać dobre wyniki. Ostatnio wyglądało to gorzej, ale potencjał jest. W Płocku jest niedosyt i głód sukcesu?

Mam tu wypisane - dwa razy piąte miejsce, raz szóste. Nikomu tutaj nie udało się dojść do topu. To jest bardzo daleka perspektywa, bo na razie jesteśmy w pierwszej lidze. Na razie wyznaczam sobie krótkie cele. Teraz takim jest jak najlepsze poznanie moich piłkarzy, zbudowanie drużyny i awans do Ekstraklasy. Jak patrzę na najlepsze wyniki w historii Wisły w Ekstraklasie, to moim marzeniem jest je pobić.

Ma Pan transfery, kolejne jeszcze pewnie będą, jest bardzo ładny stadion, jest spragniona społeczność kibicowska, są piłkarze o wysokich umiejętnościach, atmosfera w klubie też wydaje się bardzo dobra. Czy to wszystko, co jest potrzebne do sukcesu?

Potrzeba jeszcze ciężkiej pracy i czasu. Ważna też jest dyscyplina, żeby nie oszukiwać się, że się pracuje. Dam tu analogię do nauki języka. Ktoś mówi, że masz iść się nauczyć chińskiego. Ty idziesz, ale z takim nastawieniem, że nie jest Ci to potrzebne i nie chce Ci się, to pójdziesz nawet na 100 lekcji i niewiele się nauczysz. Jeżeli pójdziesz zdeterminowany, to jest szansa, że po tych 100 lekcjach opanujesz ten język i będziesz w miarę swobodnie rozmawiał. Tak samo jest z budową drużyny. Jeżeli się przyjdzie do klubu i będzie się odzywać do jednej-dwóch osób, potrenuje się i wróci do domu, to niby wykonasz jakąś pracę, ale nie sprawi to, że stworzysz zespół. Jak będziesz chciał z każdym współpracować, zrozumieć czego potrzebują inni, będzie o to łatwej.

Kieruje się Pan terminarzem w jakimkolwiek stopniu?

Terminarz jest skonstruowany tak, że zawsze się bierze drużyny po innym zespole. W tamtym sezonie jako Znicz Pruszków braliśmy mecze po Wiśle Płock, więc bardzo często oglądałem Wisłę. W tym sezonie zawsze będziemy grali z zespołem, który wcześniej grał z Termalicą. W Niecieczy trener Brosz będzie grał systemem 3-5-2, tym samym, co my. To ma swoje plusy i swoje minusy. Z jednej strony będziemy mieli punkt odniesienia, ale rywal będzie już miał doświadczenie w grze na ten system. Terminarz jest dla mnie zawsze bardzo istotny. Dynamika zespołu, jak grał u siebie, a jak na wyjeździe, forma w ostatnich meczach – to są ważne. strategiczne rzeczy.

W pierwszych meczach są różnie grające zespoły. Woli Pan iść na wymianę ciosów, czy kiedy to Pana drużyna ma inicjatywę?

Cieszę się, kiedy mamy piłkę, bo wtedy nie stracimy bramki. Gra z przeciwnikiem, który ma bardzo rzadko piłkę przy nodze, oznacza, że może on mieć problemy z tym, żeby nas skrzywdzić. Niemniej, bardzo lubię otwarte mecze. Oczywiście zdyscyplinowane. Dla przykładu trwające Mistrzostwa Europy – ja się nimi jaram. Co chwilę widzę tam ataki. Nie ma tak, że drużyny chcą wygrywać mecze poprzez obronę własnego pola karnego. To też jest coś, co ja często powtarzam – za dużo było meczów w zeszłym sezonie, kiedy zespoły chciały wygrywać wybijaniem piłki, obroną i stałym fragmentem gry.

Też piłka reprezentacyjna, zwłaszcza wielkie turnieje, chyba zawsze wywołuje duże emocje.

Obserwując Andriassa Edmundssona, obejrzałem dla przykładu mecz Norwegia – Wyspy Owcze. Myślę, że niewiele osób oglądało taki mecz, a ja obejrzałem i nie żałuję. Zobaczyłem w tym meczu, że w reprezentacji Wysp Owczych występuje trzech-czterech zawodników, którzy prezentują poziom I ligi czy Ekstraklasy.

Z innej beczki, w Hiszpanii ktoś by mógł powiedzieć, że nigdy nie przyjedzie obejrzeć takiego meczu jak Wisła Płock - Chrobry Głogów. Być może w Wiśle Płock jest jakiś zawodnik, który kiedyś trafi do Hiszpanii, więc myślę, że nie możemy patrzeć w takich kategoriach, że grają na przykład słabe drużyny. Trzeba zrozumieć, jak wygląda poziom Ekstraklasy, I ligi, II ligi i obejrzeć ligi w, nie wiem, 20 innych krajach. Wtedy się zrozumie, jaki jest poziom piłki w naszym kraju. Często mówimy o transferach, fajnie by było wziąć zawodnika z na przykład drugiej ligi holenderskiej, który strzelił 40 bramek. Rewelacja. Jak sobie obejrzymy tę ligę, to zobaczymy, że w zachowaniach defensywnych przypomina naszą II ligę. Analizowanie przez suche liczby jest nic niewarte. Musimy zrozumieć różnicę poziomów sportowych w danej lidze.

Jak Pan wspomniał o czasie w Realu, to muszę o to zahaczyć. Oczywiście, że młodzi polscy trenerzy jeżdżą na staże za granicę, ale jak chodzi o drogę, to często oni byli po prostu asystentami w Polsce. Pan ma inne doświadczenie, gdzie podobnego chyba nikt w Polsce nie ma.

To jest jednak trochę różnica - bycie asystentem w Ekstraklasie, a bycie w dziale metodologii w jednym z największych klubów na świecie, gdzie dział metodologii zajmuje się pracą nad rozwojem drużyny i zawodników. My tam analizowaliśmy, jak rozwijał się pierwszy zespół, drugi zespół, U-19, U-17. Samo przygotowanie drużyny Realu Madryt do meczu Ligi Mistrzów, dajmy na to z Arsenalem, pod kątem chociażby strategii meczu, to jest, z całym szacunkiem, zupełnie inny poziom niż w meczu ekstraklasowym. Poziom rozmów tam - będąc na przykład asystentem – to jest nieporównywalne. Ja też nie chciałbym nikomu umniejszać, tylko korzystać z tego, co sam posiadam.

A co, poza oczywiście wiedzą i doświadczeniem, które Pan zdobył, może Pan dzisiaj wykorzystać w Wiśle? Kontakty mogą się przydać?

Czy dzisiaj można je wykorzystać? Raczej nie. Dzisiaj zawodnik, który jest tam niechciany w zespole U-17 czy U-18, nie będzie patrzył na Wisłę Płock. Będzie pewnie szukał drugiej ligi hiszpańskiej, może portugalskiej. Pod względem finansowym też popularnym kierunkiem są kraje arabskie. Ja też nie ukrywam, że próbowałem przekonać niektórych zawodników z tych roczników odrzuconych na etapie selekcji. Niestety, mimo moich usilnych starań, nie chcieli. Finansowo nie jesteśmy najlepsi, a i takie czynniki jak klimat i pogoda nie są zachęcające.

Będzie się Pan mierzył w I lidze ze Zniczem. Jakie to uczucie?

Na pewno wiele zawdzięczam Zniczowi, piłkarzom, prezesowi, kibicom. Spędziłem tam piękne trzy lata. Gdyby nie ten czas w Zniczu to może nikt by dzisiaj nie słyszał o Mariuszu Misiurze. Jednocześnie dzisiaj najważniejsza jest dla mnie Wisła Płock. Czy będę grał ze Zniczem, czy z innym zespołem, będę robił wszystko, żeby Wisła wygrała mecz. Na jednych schodach w Wiśle Kraków jest fajny cytat - coś w tylu, że szacunek przeciwnikowi okazujesz, kiedy przygotujesz się do meczu najlepiej, jak możesz. Na pewno grając ze Zniczem, przygotuje się do meczu jak najdokładniej.

W mediach był mocno grzany ten temat. Jak to wyglądało z Wartą Poznań?

W marcu miałem podpisany kontrakt z Wartą Poznań. Kontrakt wchodził w życie po spełnieniu dwóch punktów. Pierwszy: Mariusz Misiura musiał się dostać na najbliższą edycję kursu UEFA Pro. Drugi: drużyna Warty Poznań miała się utrzymać w Ekstraklasie na sezon 2024/2025. Od marca do maja było bardzo dużo rozmów, choćby z dyrektorem sportowym Warty. Planowanie drużyny na przyszły sezon. Wiele rzeczy zostało poczynionych, żeby przygotować się do przyszłego sezonu.

Kiedy jechaliśmy na ostatnią kolejkę w I lidze z Odrą Opole, oglądaliśmy mecz w autokarze. Mówię „oglądaliśmy”, bo Daniel Kokosiński też miał taki kontrakt podpisany. Korona przegrywała 0:1 z Lechem Poznań i przy takim wyniku Warta zostawała w Ekstraklasie. Druga połowa przyniosła inne rozstrzygnięcie i kontrakt na 30 stron, podpisany w marcu, leży w domu na jakiejś półce i już nie ma żadnej wartości.

Negocjacje trwały długo?

W marcu prowadziłem rozmowy z trzema klubami Ekstraklasy. Warta Poznań była najbardziej zdeterminowana, dlatego zdecydowałem się podpisać umowę z nią. Porozumienie osiągnęliśmy w ciągu dwóch-trzech dni.