Porozmawialiśmy sobie z Tomaszem
Lebiockim, prezesem Polskiej Federacji Freestyle Football i
prekursorem tego sportu w naszym kraju. Czytajcie, a jak już
skończycie, lećcie szlifować „Around The World”, jeśli
jeszcze nie opanowaliście!
Wiele
osób uważa cię za ojca polskiego freestyle'u.
To
bardzo miłe, ale nie można przypisywać wszystkiego mnie. Zawsze
był ze mną Łukasz Psonka, który jednak rzucił już
freestyle.
Jak to się zaczęło? Skąd ta zajawka?
Wszystko zaczęło się w
2002 roku. Jak u większości freestylerów, najpierw była piłka
nożna. W pewnym momencie powiedzieliśmy sobie, że możemy robić z
futbolówką coś ciekawszego. Zaczęliśmy od prostych tricków,
potem zaczęliśmy wyszukiwać ich coraz więcej w internecie.
Ćwiczyliśmy normalnie na boisku albo podwórku. Nikt nie
przypuszczał, że to wszystko tak bardzo się rozwinie. Stworzyliśmy
federację, która promuje nasz sport w całym kraju. Oczywiście
istnieje też światowa organizacja, która zrzesza krajowe związki.
Coś na wzór FIFA.
Chcieliście robić z piłką
coś ciekawszego... Czyli zwykły futbol to nudziarstwo?
Chyba
trochę źle się wyraziłem. Po prostu chcieliśmy czegoś więcej,
znaleźć coś dodatkowego.
Jak ci szło na
murawie?
Próbowałem swoich
sił w małych, B-klasowych klubach. Łukasz przebywał w Rakowie
Częstochowa, ale nie trwało to zbyt długo. Bodajże dwa lata.
Pamiętasz pierwsze nagrania zagranicznych
freestylerów, na jakie trafiłeś?
Youtube i w ogóle
cały internet wyglądał wtedy zupełnie inaczej niż teraz.
Pamiętam, że oglądaliśmy filmiki Abbasa, brytyjczyka
pakiństańskiego pochodzenia i Palle. To dwóch prekursorów, którzy
na początku wywierali na mnie największe wrażenie. Obaj działają
na scenie do tej pory.
Piłkarze chyba też przyczynili
się do rozwoju waszej dyscypliny?
Mnóstwo dobrego zrobił
Ronaldinho. Sporo osób czerpało od niego inspirację, jeśli chodzi
o tricki. Brazylijczyk jest chyba taką najważniejszą postacią.
Obecnie jest zresztą twarzą światowej federacji.
Zawsze
kojarzył mi się z nią też Edgar Davids.
Holender od
zawsze bardziej promował street football, a więc piłkę uliczną.
To troszeczkę coś innego.
Wasze pierwsze mistrzostwa
Polski odbyły się w 2007 roku. Szmat czasu temu.
Strasznie
szybko to minęło. Tamte zawody różniły się od obecnych.
Mieliśmy zupełnie inny system rozgrywania, inny sposób
sędziowania... Nie ma co ukrywać, od tamtej pory zmieniło się
sporo zarówno jeśli chodzi o samą organizację, jak i poziom
zawodników.
Wcześniej był słaby?
Kilku
chłopaków, którzy wystartowali w tamtej edycji imprezy, trenuje do
dzisiaj. I świetnie się rozwinęli. Szymon Skalski, który zajął
wtedy drugie miejsce, zdążył zdobyć dwa tytuły mistrza świata.
Na ostatnich mistrzostwach Polski, które odbyły się miesiąc temu
w Olkuszu też sięgnął zresztą po wygraną. Super, że dalej jest
aktywny i tak świetnie mu to wychodzi.
Z
drugiej strony, pewnie mnóstwo chłopaków dało sobie przez te
wszystkie lata spokój.
Niestety. Freestyle football mimo
wszystko jest jeszcze na tyle słabo rozwinięty, że nie przynosi
wielu chłopakom korzyści finansowych. A wiadomo, że starsi
zawodnicy muszą sobie jakoś radzić i się utrzymać. Właśnie z
tego względu dużo osób zrezygnowało z trenowania.
Ale
najlepsi chyba są w stanie żyć z niego na fajnym poziomie?
Tak,
jest pewna grupka, która robi wszystko, żeby móc utrzymać się z
freestyle'u. Wśród nich znajduje się właśnie Szymon. Dzięki
wspomnianych zwycięstwach na rodzimym podwórku i światowym
czempionacie jest o nim głośno. Firmy uderzają do niego w sprawach
marketingowych. Czołówka jak najbardziej może z tego wyżyć. Choć
oczywiście zawsze mogłoby być dużo, dużo lepiej. Większość
sponsorów zainteresowana jest bowiem jednorazowymi akcjami, dajmy na
to raz do roku. Potem na długi czas ucichają. W wielu przypadkach
brakuje długofalowej współpracy. Kilkuletnich kontraktów, które
mogłyby przecież przynieść korzyści obu stronom.
Z tego co wiem sporo zawodników
nieźle radzi sobie zakładając własne firmy, które specjalizują
się głównie w organizowaniu pokazów.
Tutaj
jest właśnie największe pole do popisu. To najlepszy sposób na
zdobycie finansów. Chodzi głównie o pokazy, akcje z dzieciakami...
Trzeba jednak podkreślić, że w Polsce mamy bardzo dużo
zawodników, którzy rozsiani są po całym kraju. Oczywiście
bezpośrednio przekłada się to na sporą konkurencję. Jest coraz
większa.
Wspomniałeś o Skalskim. Kto jeszcze
należy do ścisłej krajowej czołówki?
Jeśli
pytasz o finanse, zawodników, których stale żyją z freestyle'u
można policzyć na palcach jednej ręki. Tych, którzy od dawna
prezentują wysoki poziom jest jednak zdecydowanie więcej. Pewnie
kogoś pominę, ale... Jest Skalski, Michał Rycaj, Łukasz Chwieduk,
Bartłomiej Rak, Adrian Franc, Daniel Mikołajek... Mógłbym tak
wymieniać.
Młode talenty naciskają na starych
wyjadaczy?
Póki co, ścisła
czołowka jest raczej hermatyczna. Co jakiś czas błyśnie jakiś
młodszy, nieznany szerszej publiczności chłopak, ale na dłuższą
metę nie odnoszą oni jeszcze sukcesów na zawodach.
A
nie ma co ukrywać - mają zdecydowanie łatwiej niż wy kilkanaście
lat temu.
Oczywiście. W
sieci dostępnych jest mnóstwo poradników. Wrzuca je w zasadzie
każdy zawodnik ze światowej czołówki. Niektóre są w zasadzie
identyczne, inne prezentują mniej powielane tricki. Jest się na kim
wzorować. Filmiki zawsze były bardzo pomocne. Dzięki nim zawodnik
nie potrzebuje żadnego trenera, którego musiałby opłacać, tylko
może szlifować talent na własną rękę. Tak naprawdę potrzebne
są tylko buty i piłka.
To chyba standardowy schemat u
każdego - YouTube, podwórko czy nawet pokój i ćwiczymy.
W
zasadzie każdy zawodnik zaczynał w ten sposób swoją przygodę z
freestylem. Oczywiście sporo osób - szczególnie teraz, gdy mamy
tyle różnych tricków - bardzo szybko się poddaje. Zaczynają z
grubej rury, coś im nie wyjdzie i się zniechęcają. Wcześniej był
z tym nieco mniejszy problem. Sporo tricków dopiero powstawało,
wszystko szło od podstaw i zaczynaliśmy od podstawowych sztuczek.
Pamiętasz
w ogóle pierwszy trick, jakiego się nauczyłeś?
Standardowo
- ATW, a więc „Dookoła Świata”, a następnie Crossover. To dwa
tricki, od których w przeszłości zaczynali wszyscy.
To
na nich opierają się bardziej efektowne ewolucje. Czy się
mylę?
Kiedyś faktycznie
tak było, ale teraz straciły one nieco na ważności. Cały czas
robi się oczywiście bazujące na nich combosy, ale wachlarz tricków
rozwinął się do tego stopnia, że ATW i Crossover odeszły
troszeczkę na bok.
Co zajęło ich miejsce?
Jeśli
chodzi o pojedyncze tricki, nie ma obecnie takich, które wyraźnie
wyróżniają się ponad resztą. Najważniejsze jest to, żeby
zawodnik potrafił je łączyć, robił dobre przejścia, świetnie
panował nad piłką i był mocny w każdym stylu. A wyróżniamy je
trzy - air, a więc tricki wykonywane nogami, stojąc lub skacząc;
sit down - wykonywane na siedząco oraz upper - do wykonania których
używa się barków, głowy czy klatki piersiowej.
A
ground?
To już jest właśnie
to, co zawsze promował wspomniany na początku Davids. Wszelkie
zwody i dryblingi na ziemi, które tworzą pilkę uliczną. Wracając
do tych najważniejszych cech - kluczowa jest wszechstronność
zawodnika.
Jak wygląda wymyślanie nowych
tricków?
Tutaj też trzeba
się odwołać do tego, co było kiedyś i jest teraz. Dawniej było
to o wiele łatwiejsze. Każdy nowy trick dostawał swoją nazwę,
nierzadko wiązała się ona z ksywką jego autora. Teraz raczej nie
ma już tak, że ktoś na spokojnie siądzie sobie z boku,
wykombinuje całkiem nowy trick i go zrobi. Jest ich po prostu zbyt
wiele. Trzeba bardzo dużo występować, wtedy pomysły przychodzą
na bieżąco i albo uda się wykonać to, co przed chwilą się
wymyśliło, albo nie.
Tomasz
Lebiocki
Pięć
lat temu wygrałeś konkurs na wymyślenie najbardziej kreatywnego
tricku.
Miałem trochę
szczęścia (śmiech). Udało mi się wykonać unikalne combo. To
była akurat rywalizacja internetowa. Ludzie z całego świata
przysyłali swoje nagrania.
Jest ktoś, kto
szczególnie słynie z wymyślania nowych sztuczek?
W
tej chwili mocnym zawodnikiem na tym polu jest wspomniany Mikołajek.
Robi świetne połączenia i ma mnóstwo pomysłów na nowe rzeczy.
A ty? Nie jesteś już zawodnikiem,
ale słyszałem, że oprócz tego, że jesteś prezesem federacji,
sędziujesz na zawodach.
Odszedłem
już od sędziowania. Po raz ostatni oceniałem zawodników za
mistrzostwach Polski bodajże trzy lata temu. W tym momencie skupiam
się głównie na tym, żeby jak najlepiej organizować te zawody,
pozyskiwać środki i wciskać nasz freestyle football na większe
imprezy. W kwietniu przyszłego roku będziemy na przykład na
„Świecie Piłki”, który organizowany jest na Stadionie
Narodowym. Promocja jest dla nas szalenie ważna.
Nie
ma promowania na szeroką skalę bez telewizji. Nie ma co ukrywać,
że występ w talent show pomógł choćby Krzysztofowi Golonce.
W
ostatnim czasie Krzysztof odsunął się troszeczkę od naszego
środowiska. Nie bierze już udziału w zawodach. Poszedł w bardziej
komercyjną stronę, ma bardzo mocny kanał na YouTube i z tego żyje.
Nie podoba się wam to?
W
żaden sposób nam to nie przeszkadza. Krzysztof wybrał taką drogę,
a my dalej robimy swoje.
Pamiętasz w ogóle jego
występy w „Mam Talent”?
Był
chyba jedną z pierwszych osób z naszego środowiska, która wzięła
udział w tego typu programie. Trafił na najlepszy moment. Teraz
każdy, kto decyduje się na podobny występ, wyłącznie coś
powiela. I dlatego nie podoba się to większości widzom tak jak
wcześniej.
Będąc przy występach -
najdziwniejszy, jaki tworzyłeś lub widziałeś?
Pamiętam
nasz sylwestrowy pokaz dla RMF Maxxx. Wszystko odbywało się na
krakowskim rynku. Było minus pięć stopni, a my graliśmy na dworze
przez praktycznie pięć godzin - od 16 do 21. Ale wszystko poszło
zgodnie z planem.
Sporo
rozmawiamy o rodzimym podwórku, a jak to wygląda na świecie?
Jest
kilka ważnych zawodów. Mamy chociażby Red Bull Street Style,
którego zwycięzca otrzymuje później bardzo mocne wsparcie ze
strony austriackiego giganta. No i są otwarte mistrzostwa świata w
Czechach oraz Puchar Świata. W tym drugim udział bierze 16
najlepszych zawodników globu. Wśród nich jest aż pięciu Polaków,
co mówi samo za siebie.
Prawie jedna trzecia
wszystkich uczestników.
Nie
ma co ukrywać, Polska jest uważana za jeden z najlepszych krajów
na świecie w tym sporcie.
Możesz być dumny, w
sporym stopniu to twoja zasługa. Tak szczerze, myślisz, że skąd
się to wzięło?
Stąd, że
bardzo wcześnie zaczęliśmy promowanie freestyle'u. Od tego 2002
roku robiliśmy strony internetowe, które zrzeszały
zainteresowanych, organizowaliśmy spotkania w całej Polsce... To
przyczyniło się do liczby zawodników, a wiadomo, że wraz z
konkurencją w górę idzie poziom. Czy jestem dumny? Tak. Cieszę
się, że mamy taką pozycję. Że jesteśmy lepsi od Brazylijczyków,
którzy przecież jeszcze nie tak dawno wiedli prym w futbolu! Nie ma
jednak co popadać w samozachwyt. Trzeba działać dalej.
Mówisz
o Brazylijczykach, którzy ATW potrafią zrobić pewnie zaraz po
wyjściu z łona matki. Z kim jeszcze najbardziej rywalizujecie?
Bardzo mocni są zawodnicy
z Japonii, Rosji, pojedynczy z Anglii...
Każdy
kraj ma swój styl?
Jeśli
miałbym wymienić jeden kraj, którego freestylerzy wyróżniają
się najbardziej, byłaby to Japonia. Są niepowtarzalni, grają
całkowicie coś innego. W głównej mierze bierze się to stąd, że
łączą swoje występy z elementami breakdance'u.
Masz
jakąś swoją ulubioną zagraniczną imprezę?
Świetne
były ostatnie mistrzostwa świata w Czechach, które mogłem śledzić
z bliska. Nie ma co ukrywać, że spora część imprez najwyższej
rangi, choćby te Red Bulla, organizowane jest w bardzo fajnych i
egzotycznych miejscach. Dla samych zawodników to
spora atrakcja.
Jakbyś
miał dokończyć zdanie - freestyle jest lepszy, przepraszam, dużo
lepszy od futbolu, ponieważ...?
(śmiech)
Ponieważ jest ciekawszy dla oka. Zdaję sobie jednak sprawę z tego,
że nigdy nie będziemy mieć tylu kibiców, co piłkarze. Mimo
wszystko freestyle football jest sportem niszowym. Warto jednak
walczyć o to, żeby było coraz lepiej.
Plany na
najbliższy czas?
Marzeniem
jest pozyskanie konkretnego partnera, który będzie stale wspierał
nasz sport.
Na koniec - trzech piłkarzy, którzy
zaprezentowaliby się najlepiej na freestylowej scenie, kogo byś
wymienił?
Przewinęli się
już przez naszą rozmowę. Oczywiście Ronaldinho, Davids i
Cristiano Ronaldo.
A z Polaków?
Lewandowski,...
Hmm, nikt inny nie przychodzi mi do głowy.
No to
ładnie ich podsumowałeś.
(śmiech)
Tylko dlatego, że nie kojarzę, żeby któryś z naszych coś
takiego robił i chwalił się swoimi umiejętnościami. Może
jeszcze Błaszczykowski?
Myślisz, że jakby trochę
potrenowali, w stosunkowo szybkim czasie prezentowaliby podobny
poziom do czołowych freestylerów?
Nie
mieliby najmniejszych szans. Podobnie byłoby z nami - nie mielibyśmy
żadnych argumentów, mierząc się z nimi na murawie. Freestyle
football ma niewiele wspólnego z futbolem.