Uwolnili się od demonów przeszłości, otwierają nowy rozdział. Gigant wraca do Bundesligi
2025-05-12 08:35:56; Aktualizacja: 2 godziny temu
Przez ostatnie siedem lat byliśmy świadkami brexitu Wielkiej Brytanii, pandemii koronawirusa, śmierci królowej Elżbiety II, gwałtownego rozwoju sztucznej inteligencji czy awansu Puszczy Niepołomice do Ekstraklasy. W tym czasie byliśmy też jednak świadkami nieudolnych starań jednego z największych niemieckich klubów o powrót na najwyższy szczebel rozgrywkowy.
Hamburger Sport-Verein e. V., w skrócie HSV. Zdobywca Pucharu Europy (dzisiejszej Ligi Mistrzów) oraz sześciokrotny mistrz kraju. Jeden z historycznych założycieli Bundesligi, który nieprzerwanie utrzymywał się w niej aż do 2018 roku - najdłużej spośród wszystkich drużyn. O wyjątkowości tego faktu przypominał słynny zegar zamontowany na trybunie północnej. Odmierzał on czas od kiedy HSV grał w rodzimej elicie. Dobiwszy do 54 lat, 261 dni, 36 minut i 10 sekund, przestał wskazywać kolejne cyferki.
12 maja okazał się czarnym dniem w dziejach hamburskiego klubu. Pomimo domowego zwycięstwa z Borussią Mönchengladbach, „dinozaur” spadł z Bundesligi. Tamtego popołudnia kibice wyrażali swój gniew, wrzucając na boisko race i wykrzykując hasło: „My jesteśmy hamburczykami, wy nie. Wynocha!”. Przemawiały się przez nich frustracja, rozczarowanie, przygnębienie, a także uczucie bezsilności. Bo choć drużyna na ten spadek zasłużyła, oni zwyczajnie nie.
W ciemnym tunelu, u wlotu którego HSV stanął parę sezonów temu, wszak o relegacji nie przesądził jeden gorszy sezon, a lata wielopłaszczyznowych zaniedbań, pojawiło się jednak niewielkie światełko. Światełko symbolizujące nadzieję, że taka marka dźwignie się w trymiga - rok, góra dwa i z wizytą do Hamburga znów przyjadą Bayern Monachium i Borussia Dortmund.Popularne
W tamtej chwili nikomu nie przechodziło nawet przez myśl, że toksyczny związek „Rothosen” z 2. Bundesligą potrwa aż siedem sezonów.
Przez te lata nad HSV ciążyło fatum. Drużyna czterokrotnie zajmowała czwarte miejsce - pierwsze niedające kompletnie nic w walce o upragniony awans; a także dwukrotnie wzięła udział w barażu. Wprawdzie w 2023 roku hamburczycy nie mieli widoków na sukces, bowiem w dwumeczu przyszło im stawić czoła mocnemu VfB Stuttgart, który zresztą już w kolejnych rozgrywkach sensacyjnie zdobył wicemistrzostwo Niemiec, ale sezon wcześniej spaprali - żeby nie użyć mocniejszego słowa - sprawę koncertowo.
Ekipa z północnej części kraju o ostatni bilet uprawniający do występów w Bundeslidze konkurowała z berlińską Herthą. Ze spotkania w stolicy hamburczycy wrócili z jednobramkową zaliczką. Wyglądało na to, że wyczekiwany awans jest w zasięgu ręki. Cóż, cztery dni później podopieczni Tima Waltera zawiedli przed własną publicznością, przegrywając w rewanżu 0:2. W ten oto sposób zafundowali sobie kolejne dwanaście miesięcy na drugim poziomie ligowym.
Nawiązując jeszcze do barażu z VfB Stuttgart warto przypomnieć, że przecież to właśnie w ostatniej kolejce tamtego sezonu kibice HSV zaczęli świętować powrót do Bundesligi na murawie stadionu SV Sandhausen, nim dowiedzieli się, że bezpośredni awans rozpłynął się w powietrzu po tym, jak w trzeciej i dziewiątej minucie doliczonego czasu gry 1. FC Heidenheim odwróciło losy pojedynku z SSV Jahn Regensburg, ostatecznie wygrywając 3:2 i spychając Hamburg do baraży.
Klątwa? Niech każdy nazwie to wedle własnego uznania.
Drama in Sandhausen! Platzsturm, dann missverständliche Infos aus Regensburg und am Ende doch die Gewissheit: Es reicht nicht zum direkten Aufstieg für den HSV! #hsv #sky2buli #svshsv pic.twitter.com/7lvxdK4Wrz
— Sky Sport (@SkySportDE) May 28, 2023
Na wczesnym etapie obecnego sezonu niewiele wskazywało, że HSV ponownie zakręci się wokół lokat premiowanych awansem. Zwykle jesień i zimą były w jego wykonaniu bardziej udane od wiosny, kiedy zespół zaczynał puchnąć i bezsensownie gubić punkty, których potem brakowało. Tym razem seria rozczarowujących wyników nakłoniła władze do podjęcia bezwzględnej decyzji.
Po czterech spotkaniach bez wygranej posadę stracił Steffen Baumgart, a opiekę nad drużyną, pierwotnie w charakterze tymczasowym, a od 23 grudnia na stałe, przejął jego asystent, Merlin Polzin. To człowiek, który gęstą atmosferę oraz ówczesną sytuację klubu czuł i rozumiał, jak nikt inny. Polzin urodził się i dorastał w Hamburgu. Od najmłodszych lat chodził na mecze HSV, także te wyjazdowe. Miłość do klubu ma więc zakorzenioną we krwi.
Trenerem asystentem w drużynie z Volksparkstadion był od lipca 2020 roku. Przepracował kadencje czterech różnych szkoleniowców, ale żaden z nich nie sprostał wyzwaniu. Teraz to na jego barki zrzucono odpowiedzialność za doprowadzenie HSV do Bundesligi. Odpowiedzialność, a zarazem przywilej, bo to, co wydarzy się kilka miesięcy po nominacji 34-latka, na zawsze zostanie mu zapamiętane.
Polzin wywindował Hamburg w górę tabeli. Sprawił, że do kwietniowej potyczki przeciwko Eintrachtowi Brunszwik dowodzony przez niego zespół poniósł raptem jedną porażkę w jedenastu tegorocznych kolejkach, co z punktu widzenia poprzednich sezonów było pozytywną anomalią.
I mimo że począwszy od wspomnianego meczu z Eintrachtem HSV przegrał dwa spośród trzech następnych spotkań, a obydwie klęski rozdzielił marny remis na wyjeździe w Gelsenkirchen, to w kluczowym dla losów całego sezonu momencie, gdy można było przebąkiwać o zalążkach kryzysu i powrocie złych demonów przeszłości, zanotował przekonujący triumf w delegacji u SV Darmstadt 98 i na dwa tygodnie przed finiszem zmagań był już jedną nogą w Bundeslidze.
Ale dopóki piłka w grze, niczego nie można było przesądzać. Zwłaszcza, jeśli mowa o Hamburgu.
Zatem kwestia awansu miała zostać rozstrzygnięta w domowym starciu z walczącym rozpaczliwie o utrzymanie SSV Ulm 1846. Zainteresowanie nadchodzącym wydarzeniem, które powszechnie uważano za najważniejsze od czasu spadku HSV do 2. Bundesligi, przerosło najśmielsze oczekiwania. Do klubu wpłynęło około 250 tysięcy zapytań o bilety. Gwoli ścisłości - obiekt, na którym hamburczycy rozgrywają swoje domowe mecze, może pomieścić 57 tysięcy widzów.
- Całe miasto i każdy kibic HSV są podekscytowani tym meczem. Ważne jest, abyśmy jasno dali do zrozumienia wszystkim, którzy będą mogli być na stadionie w sobotę, że prawdopodobnie nie będzie to widowisko. Ulm to prawdziwy „zabójca gry” - i to jest komplement. Są bardzo agresywni w pojedynkach jeden na jeden i zawsze są w stanie sprawić problemy swoim przeciwnikom. To nie będzie mecz, w którym wszystko, co zrobimy przez 90 minut, wyjdzie nam perfekcyjnie, ponieważ stawka dla obu drużyn jest bardzo wysoka. Dla mnie ważne jest to, aby każdy kibic zrobił wszystko, co w jego mocy, aby popchnąć drużynę. Przez te 90 minut zadaniem każdego jest upewnienie się, że nie będzie wątpliwości, kto gra u siebie: sprawmy, aby Volkspark był głośniejszy niż kiedykolwiek - mobilizował kibiców trener Polzin przed rywalizacją o awans.
- Całe miasto tętni życiem. Każdy chce tam być. Popyt na bilety nigdy nie był większy. Mieliśmy już tutaj derby miejskie, mieliśmy mecze barażowe, jak ze Stuttgartem czy Herthą. Ale to przebija wszystko, co wydarzyło się wcześniej - stwierdził w rozmowie z „Bildem” szef finansów HSV, Eric Huwer.
Gdy w siódmej minucie goście objęli prowadzenie, pojawiła się konkretna przesłanka ku temu, by sądzić, że piłkarscy bogowie napisali na to widowisko własny scenariusz, ale błyskawicznie wyrównanie dał Ludovit Reis. W kolejnych minutach gospodarze wciąż dopuszczali jednak rywala pod swoje pole karne, a efektem jednej z zawiązanych akcji był faul i wskazanie przez arbitra głównego na wapno. Demony przeszłości znów zawisły nad głowami zawodników HSV.
Do piłki podszedł Semir Telalović, najlepszy strzelec w szeregach przyjezdnych. Naprzeciw niego stanął Daniel Heuer Fernandes. Portugalczyk, wychwalany za znakomitą grę nogami, trzykrotnie podejmował w tym sezonie próby interwencji przy strzałach z jedenastu metrów. W dwóch przypadkach, kiedy musiał wyjmować futbolówkę z siatki, uderzenie wędrowało w jego prawą stronę. Raz, kiedy wyszedł z pojedynku zwycięsko, rzucił się w lewo.
Gdyby Telalović uznał za stosowne kierowanie się niekwestionowanymi dowodami, zapisałby na koncie dwunaste ligowe trafienie. A tak, uderzając w kierunku, w którym podążył bramkarz Hamburga, został antybohaterem zawodów.
Obroniony karny tchnął w HSV drugie życie. Jeszcze przed przerwą gracze Polzina strzelili dwa kolejne gole, w związku z czym do szatni przyszło im schodzić w dobrych nastrojach. Jednocześnie zdawali sobie sprawę, że aby uniknąć zbędnej dramaturgii, po wyjściu na murawę trzeba jak najszybciej ostudzić zapał Ulm. I ten plan zrealizowali wyśmienicie. Już po kwadransie drugiej połowy na tablicy widniał rezultat 5:1, a końcowy wynik w 86. minucie ustalił Daniel Elfadli.
Volksparkstadion ogarnęła nieokiełznana euforia. Kibice ruszyli pędem z trybun na murawę, obściskując swoich ulubieńców. Heuer Fernandes został wyniesiony przez nich ku górze. Wiele stuków dostał trener Merlin Polzin. Fani HSV klepali go po głowie w podzięce za to, czego nie zdołał dokonać żaden z siedmiu poprzednich szkoleniowców. Nie Christian Titz, nie Hannes Wolf, nie Dieter Hecking, nie Daniel Thioune, nie Tim Walter, wreszcie nie Steffen Baumgart, a Merlin Polzin, chłopak tutejszy, wywodzący się z miasta, wprowadził Hamburg do Bundesligi.
IMMER WIEDER AUFGESTANDEN, JETZT AUF HÄNDEN GETRAGEN. 🥹🫶🏼#nurderHSV pic.twitter.com/bJeSG5VRGc
— Hamburger SV (@HSV) May 10, 2025
- To wyjątkowy dzień i jestem niesamowicie dumny z zespołu, naszego sztabu i wszystkich związanych z HSV. Ten mecz był odzwierciedleniem całego sezonu, ponieważ dziś musieliśmy zmierzyć się z przeciwnościami losu i je przezwyciężyć. Ogromna ilość ciężkiej pracy i pewności siebie doprowadziła nas do tego, co osiągnęliśmy dzisiaj. Jesteśmy bardzo wdzięczni za wsparcie w tym sezonie i przez ostatnie lata, które są częścią naszej drogi i dzisiejszego sukcesu. W tym czasie HSV nie grał w Bundeslidze, ale na pewno nie zniknęło. Dziś to zobaczyliśmy - i to z nawiązką. Nigdy nie zapomnimy tej nocy - skomentował Polzin.
- Kiedy zabrzmiał gwizdek końcowy i wszyscy wbiegli na boisko, po prostu stanąłem i to wszystko wchłaniałem. Gram w piłkę od kilku lat, ale nigdy nie doświadczyłem czegoś takiego, co przeżyłem dzisiaj - przyznał Davie Selke, autor 22 bramek, najskuteczniejszy piłkarz w tym sezonie 2. Bundesligi. - Osobiście jest to jeden z najlepszych momentów w mojej piłkarskiej karierze - wygłosił Łukasz Poręba.
Robert Glatzel podsumował awans słowami: „Koniec z drugą ligą”, z kolei 18-letni Otto Stange postawił na bardziej bezpośredni przekaz: „Gówno, FC St. Pauli”. Tym sposobem młody atakujący przypomniał, z kim HSV zmierzy się w przyszłym sezonie.
Po awansie działaczy Hamburga czekają pracowite tygodnie. Konieczne jest zbudowanie kadry gotowej do podjęcia rękawic w gronie elitarnych drużyn na krajowym podwórku. Tak, by nikt w klubie nie musiał martwić się o rychły spadek.
Na tę chwilę nie wiadomo, czy w północnych Niemczech na dłużej osiedlą się obecnie liderzy zespołu. Niemniej jak informuje „Bild”, funkcję trenera dalej będzie sprawował Merlin Polzin, którego wygasający kontrakt został automatycznie przedłużony do 30 czerwca 2026 roku po uzyskaniu promocji.
HSV zdjął klątwę. Lub może po prostu w końcu przełamał barierę mentalną i sportową. Ale czy ma to teraz jakiekolwiek znaczenie?