74-latek wciąż gra w czwartej lidze. „Żona to już mówi, że do trumny mi piłkę wsadzi, żebym i tam sobie pograł”
2021-03-20 11:20:03; Aktualizacja: 3 lata temuNajstarszy zdobywca bramki w oficjalnych rozgrywkach w Polsce, Bogdan Głąbicki, w rozmowie z Transfery.info zdradza szczegóły swojej długowieczności.
Głąbicki gra w czwartej lidze (piąty poziom w Polsce) w Hutniku Huta Czechy oraz w drugiej lidze futsalu w Zdrowiu Garwolin. Ostatnio w wygranym 7:2 meczu Zdrowia z LKS-em Mazur Karczew, bramkę strzelił zarówno Bogdan, jak i jego syn Rafał.
***
Jest Pan jednym z najstarszych zgłoszonych zawodników.Popularne
- Kiedyś, jeszcze dziesięć lat temu, byłem wyraźnie starszy na tle innych, a teraz się narobiło tych starszych. Jak grzyby rosną. Ale to ludzie, którzy grają po B klasach. Ja jednak o coś gram. Teraz to już jest czwarta liga. Ciężko trenujemy trzy razy w tygodniu po dwie godziny.
Głowa jeszcze nadąża?
- Teraz po awansie do czwartej ligi jest trudno. Ja już się trochę gubię przy tych treningach. Granie jest dużo szybsze. Moja głowa nie pracuję już tak szybko. Czasami przeszkadzam, jak gubię się przy rozegraniach. Zawodnicy się złoszczą, trener też. Także jest trudno, ale wciąż daję radę. Nie ma przepaści, ale jest bardzo, bardzo ciężko.
Czy w starciach fizycznych inni zawodnicy podchodzą do Pana z szacunkiem, czy bardziej jednak chcą pokazać, kto tu rządzi?
- Nie ma zmiłuj. Przychodzę na trening, to tak wchodzą. A jak jeszcze młodemu siatkę założę, to tłuką. Sprawdzam tylko, czy są całe nogi, ale zawsze są. Nikt mi nie odpuszcza. Wszyscy się tak boją, żebym bramki nie strzelił. To jest tak śmieszne. No, ale faktycznie sam bym się źle czuł na ich miejscu, jakby ktoś o 50 lat starszy strzelił mi bramkę.
Jak się Pan czuje fizycznie?
- Dobrze, ale jak przyglądam się innym, to brakuje już nawet tych urodzonych w latach pięćdziesiątych. To mnie denerwuje, więc nawet o tym nie czytam! Nie czytam! Byli dla mnie młodymi ludźmi, a już ich niestety nie ma. Także nie narzekam. Po treningach wracam do domu zmęczony, ale jak się wykąpie i porozciągam, to wszystko przechodzi.
Teraz jak gram na hali, boisko jest małe, wszystko szybko się dzieje. Jak oglądam swoje ruchy na wideo, załamuję się, ale bramki wpadają i chłopaki chcą, abym jeździł. Dziękuje im za to, bo to młodzi ludzie, kilku czterdziestolatków, ale tak to bardzo młodzi chłopcy, grający w czwartych ligach.
Czy jest Pan gotowy na 90 minut?
- Nie wiem. W wieku 62 lat pojechaliśmy na mecz w jedenastu. Człowiek cały mecz zagrał, dwie bramki strzelił i wygraliśmy 2:1, ale to było dawno.
Jak to jest - do szatni wchodzą 20-latkowie, a ich rówieśnikiem jest ktoś w wieku ich dziadka?
- Chyba wszyscy się przyzwyczaili i nie robi nam to różnicy. Rozmawiamy ze sobą na luzie. Na początku nie wiedzieli, jak ze mną rozmawiać, więc mówili wujek, wujek, wujek. Więć niech zostanie ten wujek. Mi to nie przeszkadza, a dla nich to lepiej. Odważniejsi są, a nie takie oficjalne 'Panie Bogdanie'. Razem gramy, razem trenujemy. Sam bym się źle czuł, jakby mówili do mnie na Pan.
Jakie są Pana relacje z innymi zawodnikami?
- Rozmawiam z zawodnikami na treningu czy też poza nim. To normalna rozmowa kolegów. Nie ma czegoś takiego, że rozmawiamy tylko w klubie. Lubię, jak cały czas jest luz.
Czy dzięki ciągłemu graniu w piłkę czuje się Pan młody duchem?
- Trochę tak. Ten wiek oczywiście jest, jaki jest, ale jak się spotkam z rówieśnikami, to nie mamy o czym rozmawiać. Nie umiem usiąść i gawędzić. Jeszcze mnie to nie interesuje! Z młodymi jest lepiej - młodzieżowo się rozmawia i tak lubię.
Podobno mówią, że: „Zabiera Pan miejsce młodym”?
- Tak mówią, a bo on stary, a bo coś… Nikomu miejsca nie zabieram. Wchodzę na ostatnie minuty. Jaki młody chciałby zagrać pięć minut? Jakbym przeszkadzał innym w graniu, może bym zakończył karierę.
Skoro teraz są umiejętności na czwartą ligę, dlaczego nigdy nie grał Pan wyżej?
- Tak się niestety wszystko potoczyło. Powiem szczerze źle się toczyło. Gdzieś się zagubiłem. Nie raz się mówi, że młodzi się gubią. Też byłem młody i teraz muszę nadrabiać.
Ludzie doceniają długowieczność.
- To prawda, troszkę odznak się nazbierało. To miłe, że ktoś się mną interesuje. Była Srebrna odznaka okręgowego związku piłki nożnej z 1983 roku, złota odznaka w 1995 roku, srebrna odznaka PZPN w 2013 i kilka innych. Także to naprawdę miłe. Ludzie się interesują. Jak strzeliłem gola kilka lat temu, to nawet w Anglii o mnie pisali. Ostatnio dostałem nawet zaproszenie z okazji dnia dziadka do telewizji, ale to nie dla mnie. Ja to tylko piłka nożna.
Czy piłka nożna to priorytet, czy dodatek do życia?
- Zawsze była tylko piłka i piłka. Jeden syn grał na zapleczu Ekstraklasy, a drugi prowadzi Hutnika. Idzie rodzinnie coraz dalej. Teraz mam wnuka i wnuczkę. On ma dziesięć lat i już trenuje, a a ona pięć lat i, jak przyjeżdża, to cały czas gramy. Jeszcze trochę i zagram z wnukami w jednej drużynie. W futsalu zaraz będzie cała drużyna.
Kiedy skończy Pan grać?
- Kończę, kończę od wielu lat kończę, ale skończyć nie mogę. Nie miałem żadnych kontuzji, choć teraz troszeczkę mnie mięsień pociągnął, ale pomasują i powinno być dobrze. Cały czas strzelam. W futsalu parę bramek zdobyłem, na trawie też. Jak dla mnie jest dobrze, wchodzę na te parę minut, maksymalnie dwadzieścia, i gole wpadają, a to nie jest łatwe wejść na pięć, dziesięć minut i strzelić. W okręgówce mam chyba czternaście bramek.
Ale czy kiedyś skończę, nie wiem. Żona to już mówi, że do trumny mi piłkę wsadzi, żebym i tam sobie pograł.
KACPER SASIAK