Polski futbol coraz rzadziej produkuje piłkarzy dla Ekstraklasy
2023-04-07 21:17:30; Aktualizacja: 1 rok temuZ roku na rok spada odsetek polskich piłkarzy w najwyższej klasie rozgrywkowej. W przyszłym sezonie zapewne będzie ich już mniej niż połowa. Jeszcze gorzej jest na samym szczycie tabeli. Traci na tym reprezentacja Polski.
Raków Częstochowa niemal na pewno zostanie mistrzem Polski w tym sezonie. I pobije pewien rekord.
Częstochowianie idą po mistrzostwo z najmniejszą liczbą minut rozegranych przez polskich piłkarzy w historii. Tak opartej o obcokrajowców mistrzowskiej drużyny nie było nigdy, nawet Wisły Kraków Roberta Maaskanta, w której Polacy rozegrali 37% możliwych minut w sezonie.
Polscy piłkarze w Rakowie rozegrali na razie ledwie 27% możliwych minut.Popularne
W najczęściej występującej jedenastce Rakowa jest tylko dwóch Polaków - Patryk Kun oraz Bartosz Nowak. Fabian Piasecki, Mateusz Wdowiak i Ben Lederman odgrywają raczej drugo- bądź nawet trzecioplanowe role. Tego ostatniego powstrzymywała przez długi czas kontuzja, niemniej jednak nawet z nim Raków wciąż byłby drużyną opartą na obcokrajowcach.
W poprzednim sezonie mistrza zdobył Lech, w którego barwach grywało regularnie tylko trzech Polaków - Jakub Kamiński, Bartosz Salamon i Filip Bednarek. Tam odsetek minut był jednak minimalnie większy - 33%.
Od lat Polacy odgrywają coraz mniejszą rolę w najlepszych drużynach Ekstraklasy. W ciągu niemal 20 lat proporcje praktycznie się odwróciły. Wisła Kraków Henryka Kasperczaka była oparta na Polakach, którzy rozegrali w niej 84% możliwych minut. Od tego czasu, każdego roku polskich piłkarzy w mistrzowskich drużynach jest coraz mniej.
Polaków coraz mniej, zwłaszcza u najsilniejszych
Jeszcze do niedawna stanowili mniej więcej połowę, ale w dwóch ostatnich sezonach nastąpiło tąpnięcie. Być może za rok nastąpi pewne odbicie, przy przepisie o młodzieżowcu (mimo jego nowelizacji) trudno jest bowiem zejść poniżej kilkunastu procent. Tendencja jest jednak zdecydowanie widoczna.
Ten trend dotyczy nie tylko najsilniejszych drużyn ligi, choć to właśnie u nich jest najsilniejszy. W tym sezonie w całej Ekstraklasie Polacy rozegrali 51% możliwych minut.
Można się więc spodziewać, że już w następnym sezonie po raz pierwszy w historii liga „przebije” 50%.
Tymczasem w I Lidze Polacy rozegrali 85% możliwych minut, a niemal każdy zespół zaplecza Ekstraklasy ma w swoim zespole przewagę polskich zawodników. Wisła Kraków dopiero od rundy wiosennej zaczęła opierać się na zagranicznych piłkarzach, głównie Hiszpanach, którzy mają już rozegrane 20% minut w tym sezonie i ten odsetek będzie jeszcze rosnąć.
O ile jednak 20 lat temu Wisła Kraków miała mniej więcej tyle samo Polaków, ile przeciętna drużyna ekstraklasowa, tak w ostatnich latach rośnie różnica między najlepszymi ekipami Ekstraklasy a resztą stawki.
Polscy piłkarze spychani są więc do drużyn słabszych. Do średniaków i maruderów Ekstraklasy, a także do jej zaplecza i jeszcze niżej.
To nie tylko efekt transferó∑ na Zachód
Jedna z przyczyn nasuwa się od razu. Polscy piłkarze znacznie częściej odchodzą za granicę niż dwie dekady temu. W 2004 roku w kadrach zespołów z pięciu najsilniejszych lig na świecie było ich tylko 17, obecnie - już 39, a niektórzy z nich grają w podstawowych składach drużyn walczących o mistrzostwa.
To może świadczyć o tym, że szkolenie polskich piłkarzy idzie do przodu. Ale trzeba wziąć pod uwagę tektoniczne ruchy w światowym futbolu: bogaci stają się coraz bogatsi i wysysają talent z ligowych średniaków. Ktoś musi zastąpić tych zawodników, więc zgodnie z piłkarskim łańcuchem pokarmowym plądrowane są słabsze kluby z Zachodu. A te z kolei zaczynają sięgać w którymś momencie po Polaków.
Polski futbol racjonalny, ale krótkowzroczny
W Polsce ten łańcuch pokarmowy nie działa. Mocne kluby, sprzedające zawodników za grube miliony do zachodnich ekip, nie ściągają na ich miejsce Polaków z Ekstraklasy. Biorą zawodników zagranicznych. Nie ma rynku wewnętrznego. Po prostu nie ma dostępnych odpowiednich piłkarzy, zwłaszcza gdy liga została powiększona do 18 zespołów.
Być może więc najprostszy wniosek jest prawdziwy - polski futbol szkoli takich piłkarzy, że potrafi wypełnić niemal całą I Ligę. Gdy jednak poziom i stawka idzie do góry, polskie kluby sięgają po obcokrajowców.
Polski futbol jest krótkowzroczny, ale za to racjonalny. Kluby niechętnie chcą inwestować w szkolenie i akademie (choć deklaratywnie pewnie każdy by chciał na tym się oprzeć), bo każda złotówka wydana na cokolwiek innego niż utrzymanie się w Ekstraklasie zwiększa prawdopodobieństwo spadku i utraty kilkunastu milionów złotych.
Dlatego ściąga się piłkarzy, którzy dają jakość w tym momencie, zamiast szkolić tych, którzy przyniosą ją za kilka-kilkanaście lat.
Traci na tym reprezentacja
Traci jednak na tym w oczywisty sposób reprezentacja Polski. Gdy Fernando Santosowi wypadają kontuzjowani zawodnicy, trudno jest znaleźć odpowiednich zmienników.
Szczególnie uboga jest sytuacja w środku pola - w Ekstraklasie ze świecą szukać polskiego pomocnika o odpowiedniej jakości. A jeśli jest, to trudno opierać na nim grę całej kadry: Radosław Murawski niebawem skończy bowiem 29 lat.
Po porażce kadry z Czechami wielu ekspertów zwracało uwagę na to, że drużyna rywali opierała się na zawodnikach z rodzimej ligi. Ze Sparty Praga czy jej derbowej rywalki: Slavii. Dlaczego więc nie sięgać po piłkarzy Lecha, takiego jak Murawski?
Odpowiedzią jest skala. W Slavii 54% możliwych minut rozegranych zostało przez zawodników czeskich. A w Sparcie - 73%. To drużyny opierające się na Czechach, zatem jest z kogo wybierać. A mimo ostatnich sukcesów poznaniaków w europejskich pucharach, to jednak praski duet jest wyżej notowany w rankingu Elo. To po prostu silniejsze drużyny.
Jak przed dwoma laty zauważył Marek Wawrzynowski w „WP Sportowe Fakty”, w Polsce zarejestrowanych jest 650 tysięcy piłkarzy. W cztery razy mniejszych Czechach - 339 tysięcy.
W Czechach nie mają problemu z produkcją zawodników do najsilniejszych klubów i do reprezentacji, bo przeciętny młody Czech znacznie bardziej garnie się do futbolu niż przeciętny Polak.
Patrząc na jednostki, polskie kluby potrafią szkolić na wysokim poziomie. Ale to szkolenie występujące w garstce klubów, produkujące garstkę jakościowych piłkarzy.
Problem tkwi przede wszystkim w podaży - polskie kluby zwyczajnie nie są w stanie produkować zawodników, którzy stanowiliby o sile mistrzów Polski.
JACEK STASZAK