Co z tą Barceloną?
2014-03-13 12:43:26; Aktualizacja: 10 lat temuFC Barcelona po świetnym w swoim wykonaniu dwumeczu wyeliminowała z Ligi Mistrzów Manchester City. Ale skoro potrafi ogrywać największych, to czemu częściej niż zwykle ma problemy z tymi maluczkimi?
Przed pierwszym spotkaniem z Manchesterem City José Mourinho w swoim stylu prowokował – „The Citizens” są w znakomitej formie a Barcelona jest najsłabsza od wielu lat. Dzień po meczu jedna z hiszpańskich gazet, nawiązując do słów „The Special One”, napisała na okładce: „Najlepszy zespół świata 0-2 najsłabsza Barcelona od lat”. Choć „Blaugrana” faktycznie w lidze nie zachwycała, to na Etihad Stadium zagrała koncertowo i wywiozła z trudnego terenu ważną zaliczkę. Jeszcze więcej wątpliwości było przed rewanżem – „Barca” pozostawiła po sobie fatalne wrażenie z meczu ze słabiutkim Valladolid, który przegrała 0-1, ale z kilka razy silniejszym rywalem po raz kolejny poradziła sobie bez zarzutu. Skąd więc taka tendencja? Dlaczego FC Barcelona potrafi pokonywać największych, ale też bezradnie przegrywać z najmniejszymi?
Trudno stwierdzić, czy wynika to z faktu, że katalońska maszyna jest mocno przyrdzewiała i sama automatycznie załącza się tylko w meczach z ważnymi rywalami, czy może syci trofeami zawodnicy tylko w tych kluczowych spotkaniach są w stanie wyszarpać z siebie ostatnie pokłady motywacji, czy może po prostu Barcelonie łatwiej gra się z rywalami, którzy też skupieni są na graniu, a nie tylko murowaniu dostępu do własnej bramki. Każde z tych przypuszczeń ma w sobie ziarno prawdy.
Barcelońska maszyna faktycznie jest już mocno zardzewiała i to co dawniej wykonywała z łatwością, teraz sprawia jej wiele problemów i trudności. Często skrzypi i się zacina, często nie zadowala wszystkich wokół, ale miewa przebłyski. Czasem przypomina sobie jak to było, gdy jej konserwatorem i dozorcą był Pep Guardiola. Wtedy wszyscy mogą podziwiać jej działanie i powtarzać wałkowane od dwóch lat frazesy – że wielka Barcelona nareszcie (który to już raz?) wróciła. Niestety jednak rdza coraz bardziej uniemożliwia funkcjonowanie i należy się zastanowić, czy aby zmiana modelu nie byłaby skuteczniejsza (choć może nie mniej kosztowna) od naprawy.
W rozważaniach na temat dziwnej przypadłości Barcelony uwagę należy zwrócić na sferę mentalną zawodników. Większość z nich zdobyła już w futbolu klubowym (Hiszpanie także w reprezentacyjnym) wszystko, co było do zdobycia. Ciężko jest wejść na szczyt, jeszcze ciężej się na nim utrzymać. Ale najciężej jest spaść z najwyższego stopnia i znaleźć motywację, by po upadku na ten szczyt ponownie mozolnie się wdrapywać. Patrząc na reakcje zawodników po przegranych meczach może się wydawać, że właśnie to przytrafiło się na Camp Nou. Nie widać w nich woli walki, chęci wyszarpania zwycięstwa, czy nawet remisu. Najbardziej zaangażowani w grę i walkę wydają się być Alexis Sánchez i Cesc Fàbregas (widać to też po liczbach – Sánchez jest najlepszym strzelcem Barcelony w lidze a Fàbregas liderem w klasyfikacji asyst całych rozgrywek), którzy w porównaniu do kolegów wygrali z tą drużyną relatywnie najmniej.
Ale należy też przyznać, że zupełnie inaczej gra się z zespołem, który też chce grać. „Barca” wszystkich przyzwyczaiła do specyficznego stylu - długiego posiadania piłki, mnóstwa podań, wypieszczania każdej akcji. Dla wielu zespołów, głównie tych o poziom czy kilka poziomów słabszych, jedynym możliwym sposobem na powstrzymanie” Blaugrany” było (i nadal jest) zamurowanie się we własnym polu karnym i za wszelką cenę niedopuszczenie do stracenia gola. A jeśli uda się szczęśliwie jakaś kontra, czy stały fragment? Jeszcze lepiej. W ostatnich latach sporo było drużyn, które bazując na takiej „taktyce” zdołały urwać Katalończykom punkty. Lepsze zespoły grając z Barceloną muszą się jednak otworzyć, bo zależy im na czymś więcej niż tylko na nieprzegraniu z kretesem. Chcesz wygrać? Musisz atakować. (silnych rywali „Barca” spotykała głównie w europejskich pucharach, a tu trzeba wygrywać by awansować dalej). Ale żeby z Barceloną wygrać w taki sposób trzeba być drużyną wielką. Wielki był Bayern, który w zeszłym sezonie zmiótł „Dumę Katalonii” z powierzchni ziemi. Ale wielki nie był ostatnio Manchester City czy w zeszłym sezonie Milan i PSG. To były drużyny dobre, ale niewystarczająco dobre. Drużyny które przeliczyły się w swoich planach i oczekiwaniach.Popularne
Jeśli chce się wygrywać, czy w lidze, czy w pucharach, trzeba pokonywać i tych większych i tych mniejszych. „Barca”, która kiedyś robiła to na potęgę i z godną pozazdroszczenia łatwością, teraz zawodzi coraz częściej, a właściwie zawodzi sam sposób w jaki zespół chce to robić. Guardiola pokazał tym piłkarzom i nauczył ich czegoś niezwykłego. Jego zastępcy (Tito Vilanova czy Gerardo Martino) w najmniejszym stopniu nie byli w stanie wykrzesać z zawodników tego samego co Pep. Drużyna płynęła na fali nauki, jaką wpoił jej były trener, ale z czasem zaczęła się zatracać w swoim firmowym stylu gry. Teraz jest często przewidywalna, niezdolna do improwizacji w krytycznych sytuacjach. Terminem ważności produktu o nazwie „Najlepsza Barcelona w historii” był dzień odejścia Guardioli. Im więcej czasu mijało, tym produkt coraz bardziej tracił na jakości. W końcu doszło do tego, że niemal zupełnie nie wiemy czego się po nim spodziewać - czy bezradny zawiedzie na całej linii jak w meczach z Relem Sociedad czy Valladolid, czy przypomni sobie czasy świetności i olśni nas blaskiem jak z Manchesterem City.
W obecnej sytuacji wydaje się, że najlepszym wyjściem będzie gruntowna przebudowa - nie tylko osobowa, ale też strukturalna, oraz - przede wszystkim - zmiana stylu. Kluczowe będzie znalezienie i sprowadzenie kogoś, kto podejmie się stworzenia projektu Barcelona 2.0, bo wersja 1.0 powoli się wyczerpuje. Pytanie, czy włodarze zespołu z Camp Nou odważą się na taki ruch. Szczerze mówiąc wątpię - Barcelona to przecież więcej niż klub. To historia, tradycja, to właśnie ten niepowtarzalny styl, który wpajają adeptom swojej akademii od najmłodszych lat i który wyróżnia ich na tle innych klubów świata. Ale jeżeli szefom naprawdę zależy na dobru klubu, to powinni pomyśleć nad zmianami, nawet drastycznymi, i wziąć także pod uwagę możliwość gruntownej przebudowy.
Jedni powiedzą, że o kryzysie nie ma mowy bo przecież „Barca” nadal miewa świetne mecze. No właśnie, już tylko miewa, przestało to być codziennością. Taka formuła zespołu powoli się wypala i zmiany są konieczne. Chyba, że na Camp Nou wróci Guardiola i tiki-taka w dawnym, zabójczym stylu.