Mentalna bestia. To on dał złoto Portugalii!

2016-07-11 10:41:58; Aktualizacja: 8 lat temu
Mentalna bestia. To on dał złoto Portugalii! Fot. Transfery.info
Mateusz Michałek
Mateusz Michałek Źródło: Transfery.info

Przed spotkaniem finałowym Euro 2016 niemal wszyscy spisywali Portugalię na pożarcie. Ekipa Fernando Santosa miała zostać przez Francuzów rozbita. Jeśli już, jedynym ratunkiem miał być dla niej Cristiano Ronaldo. I był, tyle że poza boiskiem.

8.minuta meczu na Stade de France. Dimitri Payet bezpardonowo wchodzi wkolano Cristiano Ronaldo. Czy zrobił to celowo czy nie - wie tylkoon sam. Jeśli to pierwsze, prawdopodobnie dowiemy się o tym polatach, w jakiejś szczerej autobiografii. Grymas bólu na twarzyPortugalczyka pojawił się natychmiast po faulu. Jakby od razuwiedział, że nie pomoże już kolegom. Nie na samej murawie. Mimoto wstał i jeszcze przez kilkanaście minut próbował oszukaćsamego siebie. Albo chciał pokazać kolegom, że mimo wszelkichprzeciwności trzeba walczyć do końca, bo na boisku wszystko jestmożliwe.

W końcu zszedł. Grać z uszkodzonym więzadłempobocznym piszczelowym, a taka jest wstępna diagnoza, się nie da.Nie zabrakło łez, podobnie jak po przegranym finale Euro 2004.Zarówno samego CR7, jak i portugalskich kibiców. Były też brawa,opuszczającego murawę na noszach gwiazdora Realu Madryt oklaskiwalinawet fani „Trójkolorowych”. Piękne obrazki. Zdecydowanieładniejsze od samego meczu.

To właśnie te wszystkie łzy,nosze czy ćmę na twarzy Portugalczyka zapamiętam z tego finałunajbardziej. No i oczywiście zachowanie Cristiano po zejściu zboiska. Mimo, że musiał oddać opaskę kapitańską, którą cisnąłzresztą ze złości o murawę, tak naprawdę cały czas miał ją naramieniu i wspierał kolegów. 

Za chwilę zleci się pewniechmara fanów Leo Messiego, którzy stwierdzą, że Portugalczyk niezrobił niczego wielkiego i w ogóle jest słaby, bo dał sięsfaulować jakiemuś gościowi z West Hamu. Każdy ma prawo doswojego zdania. Moje, a więc człowieka stawiającego na równiumiejętności piłkarskie obu zawodników jest takie, że Cristianopokazał wczoraj wielką klasę. Może nawet przyćmił sporą częśćswoich dotychczasowych osiągnięć. Potwierdził, że jest wielkimsportowcem.



Celem każdegoz 22 zawodników, którzy wybiegli na finał od pierwszej minuty byłozdobycie złotego medalu. Porażki przynoszą łzy, co po ostatnimgwizdku widać było na twarzach Francuzów. Każdy psycholog sportujednak potwierdzi, że dla jednostki złapanie urazu w takimspotkaniu jest o wiele większym dramatem niż końcowa przegrana. Boprzychodzi bezsilność, załamanie, niemożność bezpośredniejpomocy kolegom. Tak naprawdę rozgoryczony urazem Cristiano mógłschować się w szatni i już z niej nie wychodzić. Załamać się.Prawdopodobnie nikt nie miałby do niego o to pretensji. 


Onjednak tego nie zrobił, nigdzie się nie schował. Przed dogrywkąpodszedł do kolegów, każdemu coś powiedział, zmotywował. Apóźniej dyrygował nimi wraz z Fernando Santosem. Wszedł w rolętrenera, dyskutował z arbitrem technicznym, gestykulował jeszczebardziej niż na murawie. Dla jednego takie zachowanie Portugalczykabyło przekoloryzowane, dla drugiego - w tym mnie - autentyczne.Cristiano jeszcze bardziej nakręcał kolegów. To szturchanieSantosa. Totalna ekstaza. Widać było w tym prawdziwe emocje. 

Kapitalna dyspozycja między słupkami Rui Patricio, któryco i rusz zatrzymywał Francuzów, bramka Edera - to bezpośredniodało Portugalii złoty medal. Udział w sukcesie kapitana już pozejściu z boiska nie był jednak mniejszy. 

- Krzyczałem dokolegów, że muszą walczyć i wygrać dla Cristiano - przyznał jużpo meczu Pepe. Myślicie, że widząc co robi za linią, takie słowabyły dla nich bez znaczenia? CR7 często można zarzucać, że jestegoistą i zachowuje się arogancko, ale w tym najważniejszymmomencie zachował się jak prawdziwy lider. Wielka postać.