Ostatnie dni pokazują, że Rosjanie są gotowi postawić na rozwiązania siłowe, aby osiągnąć własne cele, z uniemożliwieniem Ukrainie wstąpienia do NATO na czele. Mocarstwo obawia się, że rozszerzona współpraca tego kraju szczególnie ze Stanami Zjednoczonymi może doprowadzić do zaburzenia bezpieczeństwa na wschodzie Europy.
Władimir Putin wystosował do Stanów Zjednoczonych i NATO listę postulatów, które należy spełnić w celu deeskalacji działań zbrojnych na granicy z Ukrainą. To jak dotąd nie miało miejsca.
W tej sytuacji prezydent Rosji postanowił dłużej nie czekać. Aby zagrać politykom na nosie, postanowił uznać niepodległość Donieckiej Republiki Ludowej oraz Ługańskiej Republiki Ludowej, które powstały w wyniku aneksji Krymu przez Rosję i poszerzającego się konfliktu z Ukrainą.
To mocno nie spodobało się szczególnie Stanom Zjednoczonym, które grożą największemu państwu pod względem powierzchni na świecie srogimi konsekwencjami, nie zważając na fakt, że dysponuje ono bronią jądrową.
Wydarzenia z niepokojem obserwuje UEFA. Na 28 maja zaplanowany został bowiem finał Ligi Mistrzów, którego areną ma być stadion w Petersburgu. Obawy wśród władz są na tyle duże, że powoli przygotowywany jest plan B.
Jeśli dojdzie do wojny, mecz może zostać przeniesiony do innego kraju. Według „Daily Mirror” wysoko stoją notowania londyńskiego Wembley.
Obecnie rozgrywki są na etapie 1/8 finału. Czasu pozostało zatem sporo. Z drugiej strony na razie trudno wyobrazić sobie taki scenariusz, szczególnie że głównym sponsorem turnieju jest rosyjski Gazprom.
UEFA już w poprzednim sezonie zmieniła miejsce rozgrywania finału. Z uwagi na sytuację pandemiczną zawody odbyły się w Porto, a nie jak planowano w Stambule.